Nowe Gilgasz
-
-- Proponuję więc wejść do budynku od tyłu, otwierając drzwi wytrychem bądź wyważając je, a gdy już wejdziemy, trzeba będzie przeszukać okolicę w celu odnalezienia pomieszczenia, o którym wspomniałem. Ostatnim razem, gdy byłem w tym pomieszczeniu, przebywało jedenaście osób, z czego dwie zabiłem za pomocą Magii Lodu. Po wybiciu wszystkich członków Kartelu, którzy byli obecni w pomieszczeniu, udajemy się prosto, czyli przez jedną z dwóch dróg przy rozwidleniu, o czym również mówiłem. Jeśli tam znajdzie się jakieś pomieszczenie, zabijamy wszystkich obecnych ludzi w pomieszczeniu.
-
- Czyli jak wejdziemy od tyłu, to żaden z nich nie wpadnie na to, żeby zwiać głównym wejściem? - zapytał Hobgoblin. - Grzecznie na nas poczekają i dadzą się zabić?
-
-- Główne wejście należałoby zablokować. Do tego użyję Magii Lodu.
-
- No, w końcu coś z sensem. I co dalej? Mam ci dać moje Krasnale do pomocy?
-
-- Ta, sam tego raczej nie zrobię.
-
- Megrar. - powtórzyła na głos dla lepszego zapamiętania. Jako młoda drowka z niewielkim doświadczeniem była gotowa na zapoznanie się ze zleceniem, zawsze mogła zrezygnować po wysłuchaniu szczegółów, które nie musiały jej przypaść do gustu. Ryzyk fizyk.
- Zaprowadź mnie do kapitana. - powiedziala wręcz próbując wyjść głosem na starszą niż wygląda, krótki czas później wsiadła na Hakiego żeby nie męczyć nóg. -
Antek:
- Stracisz coś z nagrody za pomoc. A jak który zginie, to stracisz jeszcze więcej. Jasne?
Araknis:
- Upewnij się, że nie zeżre naszych koni, dobrze? - mruknął, i ruszył w stronę bramy. Obóz najemników znajdował się poza miastem. Jakiś kilometr lub nieco więcej jechaliście głównym traktem, później zboczyliście w przesiekę. Około stu metrów dalej znajdowała się polana, a na niej obóz. Otoczono go ostrokołem ze świeżo ściętych, naostrzonych palików oraz wałem ziemnym z darni. Pozostawiono niewielkie wejście, w sam raz aby wtoczył się nią wóz, twój Raptor też nie miał trudności z wejściem do środka. Tam zastaliście kilkanaście namiotów, choć część pewnie służyła innym celom, niż tylko mieszkaniu rekrutów. W oddali zauważyłaś, a właściwie najpierw usłyszałaś, wydzierającego się mężczyznę w średnim wieku, który trenował około tuzina ludzi w walce halabardami. Nieco dalej dziesięciu innych ćwiczyło się w strzelaniu z kuszy do tarcz przymocowanych do drzew. W pobliżu wejścia, w centrum obozu, znajdowało się ognisko. Siedział przy nim mężczyzna o czarnych, siwiejących już włosach, w szacie niewyglądającej na taką, jaką nosi wojownik, zajęty czytaniem jakiejś książki i sporządzaniem odręcznych notatek w innej. Naprzeciwko wejścia siedział zaś inny, o rudych włosach, bujnej brodzie i wąsach, odziany w skórzaną zbroję z płytkami żelaza, kolcze rękawice, kaptur i hełm z nosalem. Zajęty był ostrzeniem wielkiej, dwuręcznej szabli czy zakrzywionego miecza, obok spoczywała okrągła tarcza i podobna, choć dużo mniejsza, jednoręczna ciężka szabla. Spojrzał na ciebie spod byka, widocznie niezadowolony z twojego przybycia, co zauważył Megrar.
- Ten ponurak nazywa się Tungir. Nie wiem, czemu jest taki ponury, ale jest taki cały czas, odkąd wstąpiłem do kompanii. Mówi się, że jest u boku kapitana najdłużej. To milczek, mruk i ponurak, ale jego wartość w boju jest nieoceniona. Nie wiem skąd bierze się jego odwaga, ale zawsze ma jej najwięcej z nas, nieważne przeciwko komu walczy. Nikt też nie wie, z czego bierze się jego humor, chyba tylko sam kapitan, ale żaden z nich nie wyznał tego nikomu innemu. Nasar to ten mężczyzna z książką. Jest uczonym, a przy tym naszym medykiem. Zna się na ziołach, zabiegach i innych, ale włada też Magią Leczenia. Nauczył się jej od Kapłanów Straceńczego Słońca, chciał nawet wstąpić w ich szeregi, ale porzucił nowicjat. Twierdził, że tamci go nie rozumieją i więcej dobrego zrobi w wielkim świecie. Kiedyś przejeżdżał przez wioskę, gdzie rozłożyliśmy się obozem. Dogadaliśmy się, bo akurat mieliśmy iść na bandytów, takie zlecenie, a on uznał, że zajmie się naszymi rannymi. Później chciał podróżować z nami jakiś czas, a ostatecznie siedzi tutaj już od dawna i nie planuje się wycofać. A ten, którego pewnie usłyszałaś to Beidram, były żołnierz Cesarstwa. Gdy skończył służbę nie mógł wrócić do zwykłego życia i został najemnikiem. Szkolił wojska pewnego barona, temu jednak nie spodobały się jego metody, więc odszedł i trafił do nas. I dobrze, bo kapitan nie ma cierpliwości do mniej ogarniętych rekrutów. Co do mnie, to byłem kupcem, gdy moją karawanę w pobliżu Gilgasz napadli bandyci. Moi strażnicy, najemnicy, których wynająłem, co prawda ich odparli, ale ponieśli straty, a bandytom udało się zabrać część towaru. Najemnicy ukradli resztę, gdy uznali, że nie opłaca im się mnie dalej strzec. Dlatego się zaciągnąłem, żeby wrócić do domu bogatym, jak obiecałem rodzinie i ukochanej. Wszystkich rekrutów, którzy się teraz szkolą, nie znam, ale jest ich nieco. Fearniez wziął kilku konnych na patrol, powinien niedługo wrócić. W okolicy pewnie kręci się i poluje jeden z naszych Hukak, egzotyczny typ aż z Dzikiego Pogranicza. Są też inni, przedstawiciele innych ras, a nawet kilka kobiet. To tak dla jasności, żebyś nie myślała, że mamy coś przeciwko innym rasom czy damom… Cóż, ja zajmę się moimi sprawami, ty idź od razu do kapitana.
Na koniec swojego dość długiego wywodu wskazał ci palcem na odpowiedni namiot i odszedł, aby rozpakować zdobyte zaopatrzenie. -
-- Jasne. - odpowiedział krótko i wyszedł z oberży, czekając na zewnątrz na Krasnoludów.
-
Shimi doznała dużej ilości w informacji w krótkim czasie i starała się wszystko spamiętać, od teraz nie była włóczęgą, a kimś bliżej lepszej sytuacji. Zsiadła ze swojego raptora Hakiego i skierowawszy wzrok bliżej wskazanemu namiotowi ciężej przełknęła ślinę. Stresowała się nieco przed rozmową z kapitanem, którego nie znała i nie wiedziała kim tak w rzeczywistości jest ten tajemniczy jegomość.
Może nie będzie tak źle - powtarzała w myślach jako tako próbując schować emocje na dalszy plan.
Nabrała powietrze w płuca, dzielnym krokiem weszła do namiotu, aby od razu zwrócić uwagę na wnętrze i kapitana. Ręce trzymała skrzyżowane za plecami w pozycji gotowej do użycia magii pyłu, która okazałaby się nieoceniona w uciecze. Wcześniejszy całokształt obozu wyglądał jej na obóz odmętów społeczeństwa, ale nie ma czego się spodziewać po wizycie w Kasuss i równie ślepego pójścia za obcym typem prosto w nieznane miejsce. -
Antek:
Wyszli na zewnątrz po krótkiej chwili, jaka była im niezbędna do wyposażenia się. Nałożyli pod koszule i płaszcze solidne kolczugi i grube kaftany. Jeden wziął ze sobą kuszę, zapas bełtów i topór jednoręczny, drugi z kolei wybrał dwa jednoręczne młoty, a na plecach niósł dwuręczny topór, zapewne dla swego trzeciego brata, który został na miejscu i nie wziął ze sobą żadnego oręża.
Piłat:
//W takich sytuacjach pisz, gdzie zostawiła Raptora i tak dalej, bo to nie takie oczywiste.//
Tak jak pozostali rzeczywiście wyglądali na wyrzutków, wykolejeńców, banitów i inne nieprzyjemne typy, tak wygląd namiotu kapitana tej bandy zupełnie cię zaskoczył: książki, zwoje i woluminy, coś, czego nie gromadził prosty najemnik, tak jak mapy Verden czy całego Elarid. Sam Ardur Hohren również był człowiekiem, mężczyzną słusznego wzrostu i postury. Był zadbany, nie jak typowy najemnik, żyjący często za pan brat z wszami, błotem i brudem. Ale tylko jego włosy były po prostu dobrze utrzymane, bo chociaż dbał też o dłonie, to te były zgrabiałe od wiatru, deszczu i śniegu, poznaczone odciskami od trzymania w nich broni. Twarz, umyta i gładko ogolona, znaczyły zaś zmarszczki, które przydawały mu lat, i rozmaite blizny, pamiątki po licznych walkach i pojedynkach. Miał na sobie wysokie do połowy łydki, czarne buty, skórzany pas, czarne spodnie, czerwoną tunikę i opaskę, którą związał swoje sięgające łopatek włosy w koński ogon. Nieopodal widziałaś za to hełm z przyłbicą w kształcie maski przedstawiającej ludzką twarz oraz ciężki, skórzany płaszcz wzmocniony stalowymi płytami. Dalej leżała też okrągła, stalowa tarcza, buława i dwuręczny miecz. W pochwie przy pasie miał jedynie sztylet.
- Zakładam, że nie przyszłaś tu, aby mnie zabić, ale zwerbował cię jeden z moich ludzi. - mruknął kapitan, siedzący na drewnianym krześle przy stole zastawionym mapami, piórami, kałamarzami z atramentem i kartkami papieru. - Proszę, usiądź i powiedz, co sprawdza cię do mojej kompanii. - dodał, wskazując na inne krzesło, na którym mogłabyś usiąść. -
Ruszył więc z Krasnoludami w stronę karczmy, w której ukrywali się, a przynajmniej na to liczył, członkowie Kartelu.
-- Posiadacie może jakieś wytrychy czy trzeba będzie wyważyć drzwi za pomocą magii? - zapytał swoich towarzyszy w drodze do kryjówki Kartelu. -
- A wygląda ci któryś z nas na włamywacza? - burknął jeden z brodaczy, zadając dość retoryczne pytanie, bo rzeczywiście, nie wyglądali na takich. Trzeciego Krasnoluda znalazłeś na miejscu, jak kręcił się po okolicy. Bracia krótko przedstawili mu sytuację i wręczyli broń.
- Nikt nie wszedł do środka, nikt też nie wyszedł. - zameldował ci tamten, gdy skończyli już rozmawiać. -
-- Czyli mamy szansę wybić wszystkich zgromadzonych. - powiedział sam do siebie i zamroził przednie wejście za pomocą Magii Lodu. Następnie udał się wraz z Krasnoludami na tyły, aby wyważyć tylne wejście, również za pomocą Magii Lodu.
-
Jedno i drugie się powiodło, tamci tylko spojrzeli po sobie i czekali, aż wejdziesz do środka, żaden z nich nie chciał się narażać ani ginąć za powodzenie twojej misji.
-
Tak jak przy poprzednim ataku, Morkar stworzył sobie lodową tarczę, a następnie wszedł do środka poprzez tylne wejście, od czasu do czasu patrząc się w tył, aby upewnić się, że Krasnoludy idą za nim.
-
Idą, najpierw ten z młotami, później kusznik, topornik zabezpieczał tyły. Idąc korytarzem natknęliście się na kolejne pomieszczenie, z drzwiami prowadzącymi najpewniej do karczmy. To tutaj musiało być magazynem na zapleczu, pełnym beczek, worków i skrzyń z nieznaną ci zawartością.
-
Tu musi być karczma. Żeby tylko ci przeklęci członkowie Kartelu tam jeszcze byli. - pomyślał i spróbował otworzyć drzwi, a jeśli nie było takiej możliwości, to zdecydował się na kolejne wyważenie drzwi za pomocą Magii Lodu.
-
I rzeczywiście, byli. Widać po nich było, że szykowali się do ucieczki, byli gotowi do drogi i złapaliście ich chyba w ostatniej chwili. Co do drzwi, to nie były zamknięte, bo miała to być ich droga ucieczki, zabarykadowali za to te, którymi wszedłeś wcześniej. Znalazłeś w środku wszystkich, nawet tych ludzi, którzy ci wcześniej umknęli. Tym razem wszyscy byli uzbrojeni i nie musieli otrząsnąć się ze zdziwienia, stąd niemal od razu w twoją stronę poleciały bełty z drowskich kusz i toporek Norda.
-
Tak jak przy poprzednim starciu, Morkar uniósł lodową tarczę, aby zablokować nadciągające bełty z kusz Drowów, lecz spróbował również uniknąć nadciągający toporek Norda, aby móc jeszcze przez chwilę zachować swą tarczę. Starał się także stworzyć pięć lodowe sopli, gdzie trzy z nich skierowałby w stronę Drowów, celując im w głowę i klatkę piersiową, natomiast dwa pozostałe sople skierowałby w stronę Norda, także celując w głowę i klatkę piersiową.
-
Wszyscy zawczasu skryli się za barykadami ze stołów i innych mebli, więc niewiele udało ci się zdziałać. Drowy przeładowały i wystrzeliły jeszcze raz, jeden z towarzyszących ci Krasnoludów również wystrzelił ze swojej kuszy, ale również z miernym efektem.