Nowe Gilgasz
-
- Miałem dostać łby. - odparł Hobgoblin. - Łby ich wszystkich. Nie dostałem. Skrewiłeś. Nagrody nie dostaniesz, nie takiej, na jaką się umówiliśmy… Ale na magazynie obłowimy się na tyle, że mogę dać ci dwieście złota i uznać, że jesteśmy kwita. Stoi?
-
-- Stoi. To i tak większa kwota niż ta, którą spodziewałem się otrzymać. - odpowiedział Hobgoblinowi. Co prawda Nord mógł się targować z Hobgoblinem, ale na dobrą sprawę nie miał jakiejkolwiek pozycji, aby negocjować zwiększenie swojej nagrody za zlecenie. W końcu zostało ono wykonane nienależycie.
-
- Zostajesz tu jeszcze czy zostawiasz Nowe Gilgasz?
-
-- Zostanę tu jeszcze przez kilka dni. A później? Sam nie wiem. Wszystko musiałoby zależeć od toku wydarzeń w ciągu najbliższych dni… A dlaczego pytasz?
-
Wzruszył ramionami, wyciągając spod lady miedziany sztylet, którym zaczął grzebać sobie w zębach przez kilka chwil.
- A bo ja wiem? Może znowu przyda mi siem twoja pomoc we tym czy w owym. Albo szefo powie, że skrewiłeś i bendzie mi kazał cię ukatrupić żeby mojej skóry nie wywieśli nad bramą. - odparł z uśmiechem. -Hehe, taki żarcik. -
Nie skomentował jakkolwiek żartu ze strony Hobgoblina, ale rzeczywiście istniała u Norda pewna obawa, że może narazić się na gniew Czarnego Słońca. To by tylko oznaczało, że Kartel nie będzie jedyną organizacją, która będzie chciała go dorwać. Jeśli w ogóle będą chcieli to zrobić.
- Ta… Słuchaj, miałbyś może u siebie pokoje na wynajem? Przydałby mi się jakiś nocleg na tydzień. -
Pokiwał głową i rzucił ci klucz.
- Na piętrze, pierwszy pokój na prawo. Przez tydzień mogę cię kimać za darmo, za odwalenie tej roboty. Co jeszcze? -
-- Na razie wszystko. - odpowiedział, łapiąc klucz, a następnie udał się do swojego pokoju.
-
Nie mogłeś spodziewać się wiele po pierwszej lepszej karczmie w mieście, choć miałeś podejrzenia, że takie pokoje są dla zwykłych śmiertelników, a dla kompanów z Czarnego Słońca ten mały Zielonoskóry trzyma o wiele lepsze. Tak czy siak, nie było źle, miałeś tu zasłane łóżko, mały stolik, krzesło, kufer i tym podobne, raczej podstawowe wyposażenie karczemnego pokoju.
-
Nord odstawił swój miecz przy łóżku, a następnie usiadł przy stoliku, zdejmując kaptur i maskę, którą odłożył na stolik. W końcu przydałoby się odpocząć po tym kłopotliwym zleceniu. Ustawił się jednak tak, aby jego twarz nie była widoczna, patrząc na oczywisty fakt swej klątwy.
-
Przy pomocy klucza mogłeś zamknąć drzwi, aby nikt nie wszedł do twojego pokoju, choć mogłeś założyć, że karczmarz miał też swoje klucze do tego, jak i każdego innego. Tak czy siak, chwilowo nikt ani nic nie przeszkadza ci w odpoczynku.
-
Nawet jeśli karczmarz wszedłby do pokoju Morkara, to ten jak najszybciej mógłby założyć swą maskę, aby ukryć swą oszpeconą przez klątwę twarz. Jeśli by nie zdążył, mógłby wywiązać się z tego spory problem, ale to mogłoby zostać załatwione przekupstwem lub perswazją, choć ta zapewne miałaby niskie szanse powodzenia. Skupił się na razie na odpoczynku z przeczuciem, że na ten moment jest bezpieczny.
// Nie będę w tym momencie podejmować poważniejszych działań, więc chyba możemy przewinąć dalej. // -
I tak też było, mogłeś odpoczywać nie niepokojony aż do następnego dnia, kiedy to o świcie ktoś zapukał do drzwi twojego lokum.
-
Zanim otworzył drzwi, Morkar założył na swoją twarz maskę, a na głowę nałożył kaptur. Wziął ze sobą także swój miecz w razie gdyby osoba po drugiej strony drzwi chciała zabić Norda. Gdy upewnił się, że ma wszystko, czego potrzebuje, ruszył powolnym krokiem w stronę drzwi i otworzył je.
-
Czekał tam jeden z krasnoludzkich braci.
- Szef czeka na dole. - powiedział i odwrócił się na pięcie, odchodząc. -
Ruszył więc na dół, aby spotkać się z Hobgoblinem.
-
- Co powiesz na kolejno robote, hę? - zapytał od razu, gdy cię zobaczył, przerywając na chwilę dłubanie w zębach za pomocą sztyletu. - Pojechać, utrupić, wrócić po złoto?
-
Kiwnął głową. Dodatkowe pieniądze zawsze się przydadzą - szczególnie wyrzutkom, którzy nie mają dokąd się podziać.
-- Kogo zabić? - zapytał, spoglądając przez chwilę na swój miecz. -
- Był kiedy taki jeden śmieszny baron, co se myślał, że jak je szlachcic, to coś tam fuknie, mruknie i my nie bendziem robić interesów na jego terenie. - odparł i zarechotał pod nosem. - To siem pomylił, poszedł do piachu, a potem żeśmy posadzili jakiegoś jego kuzyna czy co, a on to nam chciał za to berło opierdalać, to se robilim tam, co chcielim. No ale szpiedzy nam donieśli, że tamten baron miał synów, teraz żeśmy siem o tym dowiedzieli. Pewnie bendo chcieli siem upomnieć o swoje. Masz ich znaleźć, a potem… - powiedział i zamiast skończyć zdanie, przejechał palcem po gardle w wymownym geście.
-
-- Rozumiem. Podejrzewasz o to, gdzie oni mogą być, bądź przyszły raporty od szpiegów w kwestii tego, gdzie ostatni raz widziano synów owego barona?