Miasto Kasuss
- 
Rozejrzał się po pokoju. Jeśli był pusty, tak jak powinien, to wyfrunął na środek pokoju i zmienił się z powrotem w Krasnoluda, po czym się ubrał. Przecież nie będzie paradował z gołą dupą, a tym bardziej ścinał łbów. 
- 
Porządna dywersja zawsze w cenie, nawet jeśli oznacza wzbudzenie w przeciwniku zdziwienia, zażenowania lub rozbawienia, aby łatwiej go zabić. Ale udało Ci się przemienić, ubrać i wyekwipować, w sam raz zresztą, bo Ork już zaczął dobijać się do drzwi. 
- 
- Idę, nosz ku*wa - odpowiedział i nie będąc taki pewien po wczorajszym, że to na pewno Khargul, otworzył drzwi gotowy na wszystko. 
- 
To był on, a wszelkie ślady wczorajszego gniewu wyparowały z niego tak jak alkohol, bo na pewno był już trzeźwy, a także w kompletnym rynsztunku, gotów do działania. 
- 
- I jak tam? 
- 
- A jak może być? Mnie to nawet nie sponiewierało, jak młody bóg się czuję. A teraz ruszaj ten brodaty zad, mamy robotę. Czy już zapomniałeś? 
- 
-A więc jaki jest plan? - Zapytała, kiedy za nim szła. 
- 
- Nie nachlałem się przecież tak, by pamięć się urwała. Idziem- stwierdził, wymijając Zielonego w drzwiach, udając się następnie na miejsce spotkania. 
- 
Kazute: 
 Wróciliście do tej samej karczmy, gdzie zwerbował Was Hobgoblin, acz przez wczesną porę nie było tu wielu gości, on sam też się jeszcze nie stawił.
 Taczka:
 - Dość prosty: Przekupiłem kilku strażników. Ale nie mam złudzeń co do tego, że pewnie od razu po naszym wyjściu i ukryciu zapłaty pobiegną donieść o wszystkim swojemu szefowi, więc musimy się spieszyć. Jeśli dotrzemy do bramy przed nimi, to powinno pójść gładko, ukryjemy się gdzieś za miastem i przeczekamy nagonkę, a potem uciekniemy do Twojego pana.
- 
Jest ranek, a umówili się na przedpołudnie. Cóż, poczekają. 
 - Chcesz coś wszamać póki mamy czas? Ja postawię, za wczorajsze - zapytał Orka, przy którym wyglądał śmiesznie nisko w krasnoludzkim ciele.
- 
-No to musimy się pospieszyć! 
- 
Kazute: 
 Pewnie nie chował większej urazy, ale obietnica dobrego posiłku zrobiła swoje i ochoczo pokiwał głową, zajmując jedno z wielu wolnych miejsc w karczmie, w które świeciło pustkami.
 Taczka:
 Skinął głową i wyprowadził Cię na zewnątrz jednymi z wielu drzwi prowadzących na zewnątrz. Byliście z daleka od głównego wejścia, nie znałaś tej części miasta, ale chłopak złapał Cię za rękę i ruszył naprzód z pewnością kogoś, kto zna drogę doskonale.
- 
Szła ciągle za nim. 
- 
Podszedł do karczmarza. 
 - Wiem, jest wcześnie jak cholera, ale da się zamówić jakieś mięsiwo teraz?
- 
Kazute: 
 - No da, ale musicie dłużej czekać, bo mam tylko jedną osobę na kuchni.
 Taczka:
 - Opowiedz mi coś o swoim panu. I miejscu, w które się udajmy. - zagadnął Cię Twój kompan podczas ucieczki. - Chcę wiedzieć, w co się pakuję.
- 
- Dłużej czyli ile mniej więcej? 
- 
- Z kwadrans więcej od jednego dania, może dłużej, może krócej, zależy co w ogóle macie zamiar zamówić. 
- 
-Mój pan jest magiem lub kimś podobnym i rządzi w pewnej wiosce, do której zaprowadzę cię, jak już stąd uciekniemy. 
- 
- Żyją tam jacyś ludzie czy tylko tacy… jak Ty? 
- 
- Mięsiwo pieczone i jakiś spory kawał chleba. Dwie porcje. Bo pieczenie to najszybszy sposób, co nie? 
 


