Dekapolis
-
- Te, patrz no, znowu oni. - usłyszałeś po jakimś kwadransie, gdy zbliżyliście się wreszcie do miejskiej bramy. Powiedział to jeden ze strażników, ten sam gbur, który ostatnio was odprawił. Drugi, który z nim wtedy służył i próbował przekonać go, żeby was jednak wpuścić, był tym razem nieobecny, jego miejsce zajął inny, starszy, lepiej zbudowany, ze sporą szramą na policzku.
- A wy co? Renifery gonić! - krzyknął pod waszym adresem i obaj parsknęli śmiechem. -
- Panie, czy ja panu wyglądam na takiego, co goni renifery? - powiedział zdejmując kaptur, aby odsłonić swoje oblicze, które jasno wskazuje, że Qulan nie jest Nordem.
-
- Dla mnie wszyscy jesteście tacy sami. - odparł, wzruszając ramionami.
- Czego tu szukacie? - rzucił tamten pierwszy, trącając lekko łokciem towarzysza. -
Ten post został usunięty!
-
- Zlecenia na potwory - odparł krótko.
-
Popatrzyli po sobie, ale w końcu brama otworzyła się i pozwolono wam wejść.
- Będziemy was mieć na oku. - mruknął do ciebie jeden ze strażników, gdy przejeżdżaliście obok. - Jak będziemy mieć chociaż cień podejrzenia, że przysłali was Nordowie na przeszpiegi to zanim się obejrzycie, będziecie zwisać z murów. -
- Będziemy o tym pamiętać - powiedział mijając tego strażnika. W końcu, gdy już oddalili się wystarczająco od bramy powiedział do brata:
- To co, jedziemy na przeszpiegi do karczmy? - wzrokiem objął najbliższą okolicę w poszukiwaniu przybytku gastronomicznego. -
- Lepiej sobie nie żartuj, podobno w Targos bardzo łatwo kogoś obrazić, a jeszcze łatwiej stracić przez to głowę. - odparł, choć uśmiechnął się lekko po twoich słowach. Tak czy siak, skinął głową i dłonią wskazał ci najbliższy przybytek tego typu, do którego się od razu skierował.
-
Również lekko się uśmiechnął i ruszył za bratem.
-
Tamten przywiązał konia do słupka przed wejściem do karczmy i wkroczył do środka. Ty, zostają z tyłu, widziałeś spojrzenia, które rzucali wam mieszkańcy, strażnicy i inni, którzy akurat się w mieście znajdowali. I w najlepszym wypadku były to spojrzenia tylko pełne ciekawości, rzadko kiedy były obojętne, a o wiele częściej wrogie, otwarcie czy nie.
-
Zsiadł ze swojej klaczy i również przywiązał ją do wolnego słupka przed karczmą. Nie przywiązał natomiast uwagi na spojrzenia mieszkańców miasta. Owszem, lekko się uśmiechał gdy widział zaciekawione spojrzenia, ale spojrzenia obojętne lub wrogie całkiem zignorował. Lata spędzone w fachu łowcy potworów nauczyły go, że nie warto przywiązywać większej wagi do tego, co sądzą o tobie inni ludzie. No, koniec myślenia. Wziął swoją sakiewkę i wszedł za bratem do karczmy.
-
Było ciepło, to poczułeś jako pierwsze. Później poczułeś typowy dla takich miejsc zapach, a więc pot, krasnoludzkie ziele, piwo, smażone mięso i tak dalej. Karczma pełna była ludzi spoza miasta, niewielu było tu mieszczan i im podobnych, o wiele więcej strażników karawan, najemników, kupców, traperów i innych, którzy przybyli tu w interesach, uzupełnić zapasy lub zostali, nie chcąc czy nie mogąc opuszczać bezpiecznych murów.
-
Tak, brakowało mu już tego ciepła. Nie żeby narzekał na zimno, wszak w zimnym klimacie się urodził. Poszukał wzrokiem brata, a jeśli ten już usiadł przy jakimś stole, to dosiadł się do niego.
-
Wątpliwe, żeby zajmowano się tu każdym z klientów z osobna, biorąc pod uwagę, jak gburowaci są ludzie w Dekapolis i jak wielu klientów się tu obecnie znajduje, więc lepszym pomysłem będzie pójście wprost do kontuaru.
-
Tak, z pewnością będzie lepszym pomysłem. Podszedł więc do kontuaru, tam szukając brata.
-
I tam też go znalazłeś, gdy akurat płacił karczmarzowi, zapewne za posiłek. Aby nie robić zbędnego tłoku, po wręczeniu mu złotych monet od razu odszedł, siadając przy jednym z wolnych stolików.
- A ty czego? - burknął w twoim kierunku barman, przeliczając monety. -
- Czegoś do jedzenia - odparł spokojnie - I do picia też - Dawno w sumie nie pił niczego, co zawiera choć odrobinę alkoholu. Warto byłoby chociaż dla dodatkowego rozgrzania.
-
- Świetnie. - mruknął i odszedł, aby nalać piwa jakiemuś Krasnoludowi. Najwidoczniej nie mają tu karty z menu (co nie dziwi, skoro większość klientów nie potrafi pewnie czytać ani pisać), więc lepiej dać jakieś konkrety, zwłaszcza, że karczmarz już do ciebie wrócił.
- Zastanowił się? -
- Piwo do picia, a do jedzenia może być byle co, byle ciepłe - powiedział.
-
Krzyknął coś do małego okienka kuchni, które stało za kontuarem, jednocześnie nalewając ci piwa.
- Osiem złota za wszystko.