Miasto Linest
-
Wystawił w jego kierunku dłoń, na której znajdowało się kilka złotych monet.
-Wolę termin znalezienie, właściciela nigdzie nie było, a złoto to zdąży zadowolić karczmarza oraz mój żołądek. Zamierzamy im podawać prawdziwe imiona czy jednak coś zwymyślamy? -
- Twoi rodzice będą Cię szukać, byłeś ich jedynym, a jeśli nie, to na pewno największym, źródłem dochodu, jeśli posłali za nami najemników, to lepiej będzie ich zmylić, chyba że chcesz sprawdzić, czy szczęście nie opuszcza Cię też w walce na miecze.
-
-Cenię sobie włosy na swojej głowie jak i samą głowę, dlatego też chyba wolę przedstawić się jako ktoś inny. To kim będziemy, parą najemników? Może jakimiś łowcami bestii? Zawsze chciałem chociaż na własne oczy zobaczyć jak wygląda smok.
-
- Wątpię, żeby były tutaj jakieś, ale możesz posłuchać opowieści o nich. Tak się składa, że w Linest żyje pewien elficki łowca, Kalandil, ma swego rodzaju monopol na zabijanie groźnych bestii w okolicy, a choć bierze za swoje usługi wielkie wynagrodzenie, to jest wart swojej ceny. Na pewno będzie chciał podzielić się swoimi wrażeniami z kimś, kto dopiero zaczyna w jego fachu.
- Stać! - krzyknął po kilku minutach strażnik, który zatrzymał Was pod bramą. Łącznie było ich trzech, wszyscy odziani w skórzane kaftany z naszytymi płytkami żelaza, kolczugi i lekkie hełmy z osłoną nosa, uzbrojeni zaś byli w jednoręczne miecze, włócznie i tarcze, choć jeden miał zamiast tego gęsie pióro, atrament i kawałek wyprawionej skóry zwierzęcej, zapewne do zapisywania personaliów tych, którzy wejdą do miasta.
- Imię, nazwisko, miejsce pochodzenia i cel przybycia do miasta. - wymienił rutynowo drugi strażnik, zwracając się do Ciebie. Twego stryja przepytywał inny, a ten notujący cierpliwie czekał, aż obaj skończycie. -
-Imię Dabron, nazwiska brak, pochodzę z Cesarstwa, tyle żem się w wiosce urodził, a cel przybycia to spotkanie się ze sławetnym elfim łowcą, bo się dopiero szkolę w zabijaniu wszelakiej maści stworów.
-
Nie licząc innych, rzecz jasna zmyślonych, personaliów, Twój krewny wytłumaczył się z grubsza tym samym, a jeden ze strażników roześmiał się serdecznie.
- No to panowie świetnie trafiliście, Kalandil to najlepszy łowca w Verden. Albo i Elarid! On to wszystko ubić potrafi: Warga, Wielkiego Wkurwa, a podobno i Smoka.
- Czy Smoka to nie wiem, ale na własne oczy widziałem, jak ubił Wilkołaka. - dodał drugi. - Będzie to już z kilka miesięcy do tyłu, ale pamiętam jak dziś, straszna to była bestia.
Tak czy siak, po krótkiej wymianie zdań, zostaliście wpuszczeni do miasta.
- Sporo się rozrosło, odkąd byłem tu ostatni raz. - mruknął stryj, mierząc wzrokiem nowe stragany, kuźnie, karczmy i domy. -
-Jedno kosztem drugiego, niestety. Dobrze, że chociaż te mogło się przez to rozrosnąć. No, ale nie dobijajmy się smutkami, czas coś przekąsić.- Poklepał się po brzuchu, a następnie ruszył ze stryjem do pierwszej karczmy, może szczęście sprawi, że akurat tam będzie poszukiwany przez niego łowca.
-
Klientów było wielu, ale albo to nie ta karczma, albo nie trafiliście w porę, bo nie dostrzegłeś tu żadnego Elfa, najwięcej było rzecz jasna ludzi, ale też nieco Krasnoludów, Gnolli i innych przedstawicieli różnych ras. Poza tym była to jedna z wielu karczm, jakie widywaliście i do jakich wstępowaliście podczas swojej podróży, jedyną odmianą była tutaj skoczna muzyka grana przez żeńskiego barda.
-
-Może to nie ta karczma, której szukamy ale tutaj też jest wesoło. No ale robota na później, teraz trzeba coś zjeść.- powiedział jeszcze do stryja, a następnie ruszył do lady i zasiadł przy jednym z wolnych miejsc.
-
Miejsc przy ladzie było wiele, większość wolała usiąść przy stolikach, gdzie mieli więcej miejsca dla siebie i prywatność, poza Wami przy ladzie był tylko jeden Krasnolud, nawalony jak szpadel, który spał z twarzą na ladzie, ale karczmarz niewiele sobie z tego robił.
- A panowie co zamawiają? - zapytał właściciel przybytku, gdy tylko Was zauważył. -
-A to już zależy co jest specjałem szefa kuchni, bo zarówno u mnie jak i u wujka żołądek gra rozmaite pieśni.
-
Keter “Magister” Escepek
- Mogę zacząć od razu, szefie. -
FD_God:
- Specjał, znaleźli się. - mruknął. - Gulasz przejdzie przez te pańskie gardła czy mam specjalnie pójść i kuropatwę Wam ustrzelić, hę?
Vader:
- Czego Ci potrzeba? -
-Nie ma o co się wściekać, zwyczajnie chcemy zjeść to co kucharz przyrządzi najlepiej, a my zwyczajnie chcemy porządnie zjeść za co jesteśmy w stanie należycie zapłacić.
-
Karczmarz popatrzył jeszcze na Was z ukosa, ale gdy dostał o dwie monety więcej, niż chciał, spuścił nieco z tonu.
- Zaraz będzie gotowe. - powiedział, chowając pieniądze do sakiewki.
- Najwyraźniej to ten typ karczmy, w której gulasz gotuje się nad ogniem cały dzień, a jedyne, co zmieniają w tej sprawie, to dorzucanie mięsa i warzyw, gdy zacznie ich brakować. - mruknął Twój krewny, nieco rozbawiony, choć pewnie chciał się mylić, żadnemu z Was nie marzyła się wizyta u cyrulika z powodu niestrawności. -
-A jeśli nie, to chociaż miejmy nadzieję, że trafiliśmy na moment, gdy zaczął niedawno przygotowywać ją od nowa.
-
Nie skomentował tego, może i dobrze, bo karczmarz właśnie wrócił, przekazał już bowiem Wasze zamówienie. Po kilku chwilach znów wyszedł do kuchni, wręczając Wam sztućce i miski pełne parującego, ciepłego i dziwnie pachnącego gulaszu.
-
-No to w drogę.- Powiedział do siebie nim nałożył na łyżkę zawartość miski, by ją skonsumować.
-
Keter “Magister” Escepek
-Mi? Niewiele. Pytanie jest, co mogę zrobić dla pana w tej chwili. -
FD_God:
Pachniało dziwnie, smakowało jeszcze dziwniej, ale było nawet smaczne, a na pewno ciepłe i sycące, miła odmiana od podróżnego prowiantu, więc nic dziwnego, że szybko opróżniłeś swoją miskę, która pozostawiona na stole jeszcze parowała.
Vader:
- Na razie? Nic. Zakwateruj się, zwiedź miasto i okolicę, pracę zaczniesz od juta.