Miasto Linest
-
- Oh na pewno. W takim miejscu nie sposób się nudzić. - uśmiechnęła się niewinnie, ale zaraz spoważniała. - Jeśli chodzi ci o to czy, znajdziemy tam zlecenia do wykonania, to obawiam się, że jest to ostatnie miejsce do tego celu. Słyszałam, że miasto i okolice oczyszczone jest ze wszelkiego plugastwa, a niemal wszystkim zajmują się władze miejskie. No ale hej - to dobrze, że są na tym świecie ostoje bezpieczeństwa, prawda? - Uśmiechnęła się i uniosła ręce w obronnym geście - Wiem, wiem co zaraz powiesz. Mówiłeś mi to wiele razy. Masz dosyć siedzenia w miejscu i chcesz wreszcie wziąć udział w prawdziwej walce. - Westchnęła. - Obiecałam ci to, więc może zróbmy tak: sprawdzimy czy znajdzie się dla nas coś tutaj, jeśli to możliwe zarobimy trochę grosza i w spokoju ruszymy do Hammer. Co ty na to? Hmm?
-
Vader:
Niestety, albo znał się na rzeczy, albo po prostu kazał za wszystko słono płacić, bo nie znalazłeś nic, co byłoby jednocześnie interesujące i wycenione nisko przez nieznajomość towaru.Odkąd Linest się rozrosło, przybyło tu zabudowy, choćby właśnie karczm. Wy trafiłyście do jednej z tych nowszych, wciąż raczej pustej, poza karczmarzem, kilkoma lokalnymi pijaczkami i podróżnikami, czyli tymi, którzy nie musieli teraz ciężko pracować.
Reich:
Nie było to rozwiązanie jego marzeń, ale nie miał też szerszych alternatyw, więc chwilę udawał, że się zastanawia, choć nie miał tak naprawdę wyboru, i skinął w końcu głową. Gdy szlachcic się zgodził, jego opiekun również przystał na tę propozycję. -
- Możemy spróbować od razu. Chodźmy do posterunku straży, zapytać czy mają jakieś problemy w mieście lub poza nim.
-
Pokiwali głowami i od razu udali się do wyjścia. Wychodząc, zauważyłaś, że tamten Nord wodził za Tobą wzrokiem, ale nie odezwał się, nie skinął głową, nie zrobił nic, więc wyszliście na zewnątrz w komplecie. Baraki straży znaleźliście szybko, bo były w pobliżu bramy i przylegały do murów, a na dodatek trwać musiał obecnie trening rekrutów, bo już po kilku krokach z dala od karczmy usłyszeliście wykrzykiwane głośno komendy i bluzgi, z czego nawet Ty nie znałaś około połowy.
- Czego? - burknął strażnik, pełniący funkcję wartownika przed wejściem do baraków. -
Niezrażona jego dość opryskliwą reakcją zaczęła:
- Oh, witaj. Cóż, widzisz zajmuję…ekhehm… - Szybko się poprawiła - zajmujemy się wykonywaniem różnorakich zleceń. Ochrona kogoś, rozwiązanie problemu z bandytami, upolowanie bestii i tak dalej. Zastanawiałam się czy do potrzebujecie w czymś pomocy? Może skierowano do was zlecenie, na które nie możecie poświęcić czasu i środków, a którym my moglibyśmy się zająć? -
- Nie wydaje mi się, ale dowódca powinien wiedzieć coś więcej. - odparł, nieco spuszczając z tonu. - Znajdziecie go na głównym placu. Rozpoznacie go bez trudu, niewielu mamy strażników, którzy są już osiwiali.
-
- Dziękuję - uśmiechnęła się i kiwnęła mu głową. Zwróciła się do swoich towarzyszy - Chodźmy. - skierowała się na wspomniany plac, szukając wzrokiem siwego mężczyzny który wyglądał na takiego, który tu dowodzi.
-
Odnalazłaś go naprawdę szybko, bo strażnik nie kłamał, w zasięgu wzroku żadnych innych siwowłosych strażników miejskich nie było. Poza tym dosłownie wszyscy byli zajęci swoimi sprawami, ćwicząc, trenując, zajmując się jakimiś pracami w obrębie koszar i tak dalej, a on zwyczajnie stał oparty o mur, pykał fajkę i patrzył spokojnie na to wszystko.
-
Podeszła do niego i powiedziała.
- Dzień dobry, to na pewno pan jest tu dowódcą, o którym mówił strażnik? Chciałam zapytać, czy nie macie może zleceń, którymi ja i moi towarzysze moglibyśmy się zająć? Wiem, że służby porządkowe działają w tym mieście nadzwyczaj sprawnie i właściwie wszystkim zajmują się same, ale może przyszło z okolicy jakiś zgłoszenie, na które aktualnie nie macie czasu lub ludzi? -
- To zależy jak dobrzy jesteście. - odparł, taksując całą czwórkę wzrokiem. - Nie przepadam za posyłaniem ludzi na śmierć, nawet jeśli mi oficjalnie nie podlegają.
-
//Czwórkę?//
Oparła ręce na biodrach.
- Cóż, gdybyśmy nie sądzili że damy radę, to byśmy nie przychodzili, prawda? Ale… - spojrzała ukradkiem na Gavriela, nie chciała wystawiać go na zbyt wielkie ryzyko - …każdy może czasem się przecenić. Może pan powiedzieć, o co dokładnie chodzi? Wtedy będziemy wiedzieć, czy jesteśmy w stanie wykonać to zlecenie. -
//Trójkę, wiem. Mój błąd, czasem się zdarza.//
Podrapał się po głowie i zamyślił na dłuższą chwilę.
- Nawet jeśli powtórzycie komuś to, co wam zaraz powiem, to pewnie będzie to jakiś inny najemnik, więc nie stracę. A jeśli będzie to ktoś inny i poniesie wieści o tym dalej, to nikogo one nie zdziwią. Dobrze więc. Niedaleko stąd jest stary fort, w którym przytulne gniazdo uwili sobie bandyci. Od dawna jednak nie napadli na nikogo, żadnych podróżnych, wiosek, wozów czy karawan. Siedzą cicho i niby nie powinno mi to przeszkadzać, tak jak twierdzą władze miasta. Dlatego nie posłałem tam żadnego ze swoich ludzi. Ale najemnicy to co innego, zwłaszcza, że mogę wam niemało zapłacić, bo specjalnie na opłacenie takich misji dostaję co jakiś czas pieniądze z ratusza, a że ostatnio radzimy sobie dobrze i bez najemników, to sporo się tego nazbierało. -
- Jesteście pewni, że to bandyci? Zaatakowali kogoś wcześniej? Powiedziałeś, że praktycznie nikomu nie przeszkadzają, więc może to po prostu włóczędzy? Chcę mieć pewność, nie lubię zabijać i uciekam się do tego tylko jeśli ktoś rzeczywiście na to zasłużył. Bo o to wam chodzi, prawda? Mamy wybić wszystkich tych bandytów?
-
- Mieli dość pokaźny wkład w rozwój bandytyzmu na tych ziemiach i niejako monopol, po tym gdy najemnicy, straż miejska lub oni sami wybili do nogi konkurencję. To bandyci, bez dwóch zdań. A wy nie macie ich zabijać. Bez obrazy, jesteście na pewno fachowcami, którzy jednym cięciem miecza potrafią rozpłatać Smoka, ale raczej nie poradzicie sobie z nimi ot tak. Oni znają dobrze ludzi i okolicę, wy jesteście przyjezdni, więc chcę, żebyście wkradli się do ich fortu, najlepiej jakoś zdobyli ich zaufanie na kilka dni, dowiedzieli się, co tak wpłynęło na ich brak aktywności, czy wciąż w ogóle są w forcie, czy nie chcą się stąd wynieść i tak dalej. Wrócicie z informacjami, a jeśli uznam je za wiarygodne, wypłacę wam nagrodę. I dopiero wtedy możemy porozmawiać o większym kontrakcie dla całej bandy najemników, wspieranej przez moich ludzi, którzy pójdą i zrobią tam porządek.
-
Spojrzała na Gavriela, po czym powiedziała:
- Cóż, nie chcę wybrzydzać, ale czy jest jakieś inne zlecenie? Nie jestem pewna czy jesteśmy dobrzy w infiltracji i czy zyskalibyśmy ich zaufanie. -
- Podjąć go może się tylko część z was, dla innych może znajdę coś bardziej… typowego dla najemników. Zastanówcie się nad tym. - powiedział, być może rozumiejąc, co miałaś na myśli poprzez to spojrzenie. Odszedł, abyście mogli w spokoju to przedyskutować, ty zaś mogłaś podziękować mu w duchu, że nie określił innych zadań jako łatwiejsze, bo młody szlachcic, dogłębnie oburzony, już najpewniej gnałby do bandyckiego fortu.
-
Odprowadziła go wzrokiem, po czym odwróciła się do swoich towarzyszy i powiedziała, nieco ściszonym głosem.
- Słuchajcie, jak już powiedziałam nie wydaje mi się, że to zlecenie to dobry pomysł. Osobiście jestem słabą aktorką, a takie towarzystwo jak nasze na pewno wzbudzi podejrzenia wśród bandytów. Nie jesteśmy w stanie w tu pomóc. W dodatku, to misja rozpoznawcza, więc nie miałbyś okazji do wykazania, której tak pragniesz - zwróciła się bezpośrednio do Gavriela. - Weźmy inne zlecenie. Naprawdę, tak będzie lepiej. -
Widać, że młody walczył sam ze sobą w myślach, zastanawiając się nad tym wszystkim. Z jednej strony było to zlecenie nietypowe, tak różne od tego, czego do tej pory doświadczył lub o czym mu opowiadałaś, ale widocznie argument o braku wyzwania jednak do niego trafił.
- Niech będzie. - odrzekł, wypuszczając wolno powietrze z płuc. - Ale niech to drugie zadanie, które weźmiemy, będzie lepsze. -
- Jestem pewna, że będzie. - Powiedziała z ciepłym uśmiechem. W duchy miała nadzieję, że kolejne zlecenie jakie zaproponuje dowódca, zadowoli Gaviriela, a zarazem nie będzie na tyle niebezpieczne aby przytłoczyć niedoświadczonego młodego szlachcica. Spojrzała za siwowłosym żołnierzem. Kiedyś ponownie do nich podszedł, powiedziała - Podjęliśmy decyzję. Przykro mi, ale nie jesteśmy w stanie pomóc przy tym zleceniu. Czy jest może coś innego?
-
- Szkoda. - mruknął pod nosem i najwidoczniej szczerze żałował, że dalej będzie musiał przekładać swoje plany co do bandytów. - Coś innego, tak? Hmmm… Powiedzmy, że i się znajdzie. Na południu, jakieś dwanaście kilometrów drogą i później dwa bitymi drogami na skrzyżowaniu. Jest tam niewielka osada, a właściwie dwie. Jedna to typowa wioska, druga zamieszkana jest głównie przez drwali, łowców czy bartników. Dostarczają do miasta towarów i rekrutów, ale ostatnio nie widać ani wozów z zaopatrzeniem, ani wysłanych na urlop milicjantów. Wysłałem tam oddział strażników, ale nic nie wskórali, nawet nie wpuścili ich do wioski, a do tej wgłębi lasu nie próbowali się nawet zapuścić. Kolejnych swoich ludzi nie ma sensu tam posyłać, skoro jednych już odprawili. Wy jesteście najemnikami i nic z nami nie macie wspólnego, podacie się za podróżnych i sprawdzicie, co się stało, choć to raczej nic wielkiego, ale rada miasta chce mieć pewność, że to nie jacyś bandyci, wędrowne Gobliny, Orkowie czy jakieś bestie. Zanim powiecie: Nie, nie mam zadań polegających na tym, żeby gdzieś pójść i coś zabić, moi ludzie i inni najemnicy już was w tym ubiegli.