Miasto Linest
-
- Myślałem, że tak, ale chyba nie wszyscy najemnicy ją znają, nie ci pracujący samotnie. Ale każdy, kto zaciągnął się do większego oddziału doskonale wie, co się tam zdarzyło. Krwawa Knieja była niegdyś zwykłym lasem w Verden, tym co ją wyróżniało na tle innych mogło być to, że mieszkało tam niewiele Elfów. I może to doprowadziło do późniejszych wydarzeń, bowiem gdy zniszczone zostało Księstwo Goblinów, a ich ziemie wchłonęły Drowy, wiele Goblinów uciekło do Cesarstwa, nie chcąc żyć pod butem Mrocznych Elfów. Część pracowała jako najemnicy, inni zajmowali się handlem czy przemytem, wielu zrobiło kariery przestępczych lordów w Kasuss czy Nowym Gilgasz. A najwięcej trafiło właśnie do Krwawej Kniei, chcąc założyć tam swój azyl. Mieszkającym tam Elfom się to nie podobało, ale były za słabe, żeby coś zrobić. Przez jakiś czas obie rasy żyły razem w pokoju, mając wydzielone własne części lasu. Ale pokój ten zawalił się niespodziewanie, Gobliny zaatakowały i wybiły większość Elfów, inne wzięły do niewoli, a uciekło niewielu. Nie żeby rzeź długouchych przeszkadzała okolicznej szlachcie i rycerstwu. Elfy, choć nieliczne, skutecznie broniły im większego dostępu do dóbr lasu, które chciały mieć na wyłączność, a Gobliny wywietrzyły dobry interes i zaczęły karczować lasy, sprzedawać drewno, skóry, mięso, futra, miód, smołę, popiół, bimber i wiele innych towarów. Ale z czasem wymiana ta przestała im się opłacać, więc przerzuciły się na bandyctwo. I gdy napadli na karawaną, którą jechała również córka barona z odległych krańców Cesarstwa, mająca wyjść za mąż za jednego z tamtejszych szlachciców, miarka się przebrała. Jeden z podróżujących nią sług miał szczęście uciec, wrócił opowiadając o rabunku, morderstwach i gwałcie na kobiecie, co wprawiło szlachcica w słuszny gniew, tak jak resztę. Ale nie był na tyle głupi czy odważny, aby pchać się w las ze swoimi ludźmi, więc wynajął najemników. Cała kompania, ponoć ponad siedemset ludzi, z czego setka woźniców, kucharzy, medyków i tym podobnych, reszta zbrojna, głównie piechota, ale też łucznicy, kusznicy, zwiadowcy i niewielki oddział jazdy. Mieli ponoć dobrą renomę, a dowodził nimi jakiś szlachcic-banita, zaprawiony w bojach. Otrzymali połowę zapłaty i zaczęli wojnę z Goblinami, która skończyła się ich pogromem. Przeżyła ich zaledwie setka, z czego wielu zginęło później od ran, infekcji i trucizn. Najemników rozwieziono po okolicznych dobrach, aby ich wyleczyć, jedni z nich trafili do włości panicza, jego brata i ojca, gdzie spotkałem się z taką strzałą i historią. I sądzę, że to mogą być te Gobliny, bo szlachta użyła swoich wpływów i zaoferowała potężną dotację do cesarskiego skarbca oraz zaciąg zbrojnych na wojnę z Mrocznymi Elfami, Orkami czy kimkolwiek innym, aby wojska cesarskie przybyły i zajęły się tym problemem, co zrobiły szybko i skutecznie. Mówiono, że Gobliny zostały kompletnie wybite, a trupów było tak mało, bo wcześniej najemnicy solidnie ich przetrzebili. Ja jednak sądzę, że specjalnie nie walczyły, a uciekły, wiedząc, że tamto miejsce nie mogło być już azylem, szukając nowego domu. I to właśnie przez przelaną krew Elfów, Goblinów, cesarskich żołnierzy, napadniętych podróżnych i przede wszystkim najemników las ten nazwano Krwawą Knieją.
-
Uważnie słuchała opowieści. Kiedy się skończyła, powiedziała:
- Czyli jeśli to co mówisz jest prawdą, to możliwe że zagnieździły się tu te gobliny. Może to one przejęły kontrolę nad wioskami i nakazali mieszkańcom odciąć wszelkie kontakty z miastem? -
@Kubeł1001 napisał w Miasto Linest:
Vader:
Niestety, albo znał się na rzeczy, albo po prostu kazał za wszystko słono płacić, bo nie znalazłeś nic, co byłoby jednocześnie interesujące i wycenione nisko przez nieznajomość towaru.Odkąd Linest się rozrosło, przybyło tu zabudowy, choćby właśnie karczm. Wy trafiłyście do jednej z tych nowszych, wciąż raczej pustej, poza karczmarzem, kilkoma lokalnymi pijaczkami i podróżnikami, czyli tymi, którzy nie musieli teraz ciężko pracować.
Reich:
Nie było to rozwiązanie jego marzeń, ale nie miał też szerszych alternatyw, więc chwilę udawał, że się zastanawia, choć nie miał tak naprawdę wyboru, i skinął w końcu głową. Gdy szlachcic się zgodził, jego opiekun również przystał na tę propozycję.Keter “Magister” Escepek
Wychodzi na to, że przed zakupami tutaj będzie musiał trochę zarobić. Odłożył towar tam, gdzie go znalazł, po czym opuścił sklep i ruszył pospacerować. Chociaż pozna trochę okolicę Linest.Amnesia Kelobi
- Zajmij jakieś dobre miejsce, ja złożę zamówienie - stwierdziła i ruszyła do barmana. -
Reich:
Pokiwał głową.
- To jeden ze scenariuszy, moim zdaniem najgorszy. Tak czy siak, powinniśmy mieć się teraz na baczności.
Vader:
Niezbyt ciekawa, głównie lasy, pola i małe wioski. Jedyną swego rodzaju atrakcją mogły być ruiny pobliskiego Ruhn, dawnej stolicy Cesarstwa, ale zapuszczanie się tam może być kiepskim pomysłem. Po tym jak Armia Światła oczyściła to miejsce jako pierwsze w swej krucjacie, która zawiodła ją aż pod mury Heresh, było względnie bezpieczne, ale pewnie miejscowi uraczyliby cię niejedną opowieścią o bandytach, niedobitkach Armii Paktu, potępionych duszach wymordowanych mieszkańców miasta i tak dalej.Pokiwała głową i od razu się tym zajęła.
- W czym mogę służyć? - zapytał karczmarz, przysadzisty mężczyzna po czterdziestce, ze sporą blizną ciągnącą się przez prawie całe czoło i nad prawym okiem, gdy tylko podeszłaś do kontuaru. -
- To rodzi niebezpieczeństwo, że w razi konieczności mogą wziąć mieszkańców jako zakładników. No chyba że ci mają z nim bardziej przyjazne stosunki, niż by się wydawało. Ale ten trop to za mało, musimy przyjrzeć się temu bliżej. Ruszajmy. Tylko lepiej patrzmy uważniej na okolice. - Podeszła do swojego konia i zaczeła jechać wraz z nimi do wioski
-
Podróż nie trwała długo, choć po zejściu z głównego, cesarskiego, traktu, łączącego Linest z wieloma innymi miastami w kraju, na lokalny szlak musieliście zwolnić, nocna ulewa zmieniła drogę w błotniste bajoro, choć zdołaliście w końcu dotrzeć do celu. Tak jak mówił strażnik, trafiliście na pierwszą z dwóch osad, leżącą między polami, lasem i małym strumykiem z przerzuconym przez niego drewnianym mostkiem. Pewnie było to typowe sioło, ale ciężko póki co powiedzieć, musicie wejść do środka, aby to ocenić, z zewnątrz widzicie jedynie bramę, palisadę i kilka wież strażniczych oraz kręcących się tam chłopskich wartowników, uzbrojonych we włócznie, oszczepy, łuki czy siekiery.
-
- Chyba nie ma co się podkradać do tej wioski prawda? Przynajmniej nie teraz. Spróbujemy wjechać prosto jak do siebie, jeśli będą pytać powiemy na początek że chcemy napoić konie przy studni.- Spięła konie i podjechała naprzód
-
Mieliście podawać się za wędrowców i poszukiwaczy przygód, więc powinno pójść sprawnie, o ile nie będą zbyt podejrzliwi. Pod bramą wartę pełniło dwóch strażników, od razu osłonili się tarczami i wycelowali w was groty włóczni, gotowi do walki, choć nie daliście im żadnego pretekstu.
- Kim jesteście i czego tu szukacie? - zapytał jeden z nich. -
- Hej, hej hej! Spokojnie. - powiedziała wstrzymując konia i unosząc ręce aby pokazać że nie stanowi zagrożenia. - Chcieliśmy tylko zatrzymać się na chwilę i napoić konie. Przejeżdżaliśmy i wasza wioski, była najbliżej. Mam nadzieję, że nie jest to żaden kłopot, jeśli skorzystamy z tutejszego ujęcia wody? - zapytała niewinnie
-
- Nie lubimy obcych. - burknął strażnik, zerkając na swojego towarzysza, który po chwili namysłu skinął mu głową. - Ale jeśli to tylko na chwilę, to możemy was wpuścić… Jeśli dowiemy się, kim jesteście.
-
Ich imiona i tak pewnie nic nie powiedzą wieśniakowi, więc nie miała powodu go w tym wypadku okłamywać.
- To Gavriel z rodu Da’ lore i jego opiekun Auriuss. Oraz ja, Elka Sighritt. Jak już mówiłam, po prostu przejeżdżaliśmy obok. -
- Szlachcic? - zapytał podejrzliwie, patrząc na młodzieńca. Ach, typowe antagonizmy między ludźmi niższych i wyższych stanów, niemal tęsknisz w takich chwilach za swoją ojczyzną, gdzie poza wodzem, jego rodziną, najbliższą świtą i szamanami, znającymi Magię lub nie, wszyscy byli równi.
-
- Taak, szlachcic. To chyba nie nic złego prawda? To kto skąd pochodzi nie decyduje o człowiek, ale jego czyny. A zapewniam, że Gavriel to doby człowiek.
-
Mruknął coś pod nosem i chwilę jeszcze staliście tak przed bramą, aż w końcu strażnik kiwnął głową i ta otworzyła się i możecie już wjechać do środka.
-
Wjechała do środka. Będąc wewnątrz rozpoczęła obserwację okolicy. Jak wyglądała wioska, czy nosiła jakieś ślady ataku. Przyjrzała się też mieszkańcom i ich zachowaniu. Czy coś zdradzało że mogą być szantażowani albo być w wojowniczych nastrojach. Byli wystraszeni, zaniepokojeni, źli, przygnębieni?
-
Żyjąc na dnie drabiny społecznej, pracując całe dnie, od świtu do zmierzchu, aby z trudem wyżywić siebie, swoje rodziny, często ledwo wiążąc koniec z końcem, mając tylko kilka okazji w całym roku do prawdziwego odpoczynku i zabawy zdecydowanie nie tryskali wokół optymizmem, nie uśmiechali się i nie śpiewali wesołych piosenek. Na pierwszy rzut oka wyglądali jak typowi chłopi, zajęci swoim życiem, swoimi sprawami, których nie obchodziły interesy innych czy wielka polityka. Musiałabyś spędzić tu więcej czasu, aby przyjrzeć im się lepiej i dokładniej, może jakoś wypytać. Wioska zaś była średnich rozmiarów, typowa dla tych stron. Budynki drewniane, kryte strzechą, to głównie chłopskie chaty, ale też obory, kilka stajni, chlewy, kurniki, nie brakowało szop na narzędzia, przydomowych ogródków i większych budynków gospodarskich pełniących funkcje magazynów. Gdzieś dalej była też pewnie kwatera sołtysa. Poza tym do drewnianych murów przylegało kilka ogrodzonych budynków, które musiały być kwaterami lokalnych milicjantów, a dokładnie naprzeciwko bramy tkwiła niewielka karczma, bardziej na potrzeby miejscowych niż podróżnych. Wracając do mieszkańców, nie widziałaś ich też wielu, większość mężczyzn pracowała pewnie w polu lub gdzie indziej, w wiosce zostali sami milicjanci, chorzy, starcy, dzieci i kobiety, choć i część z nich zapewne miała jakieś zajęcia poza palisadą.
-
Dowódca straży wspominał o milicjantach, który dawno powinni wrócić do miasta, ale nie zrobili tego. Dlatego przyjrzała się szczególnie im, czy nie zachowują cię…cóż…dziwnie. W międzyczasie zsiadła z konia i zaczęła prowadzić go do wioskowej studni.
-
Pozostali zrobili podobnie, aby nie budzić większych podejrzeń. Jeśli chodzi o milicjantów, to nie było ich wielu, poza tymi, których spotkałaś przed bramą, w pobliżu koszar dwóch ćwiczyło się w strzelaniu z łuku do tarcz, a z kwater dochodziły dźwięki jakiejś rozmowy, więc i tam było tylko kilku. Inni mogli być w karczmie lub na polu, na wsi wszystkie ręce zdolne do pracy się liczą, więc możliwe, że lokalni milicjanci, odkąd okolica stała się tak spokojna, pracują na dwie zmiany, gdzie jedni pełnią służbę, a pozostali pracują w polu, a później zamieniają się miejscami.
-
Jeśli nie wypatrzy nic konkretnego, niedługo skończy jej się pretekst do pozostania w tym miejscu, o ile czegoś nie wymyśli. Jeśli miała taką możliwość to przywołała do siebie jedno z kręcących się w okolicy dzieci. Od nich najłatwiej będzie coś wyciągnąć, jako że są jeszcze nieporadne i naiwne, więc nie będą miały powodów by zatajać jakieś fakty. Raczej.
-
Był to dobry pomysł i raczej dzieci same z siebie mogłyby podejść i porozmawiać, nawet nie próbowały ukryć zaskoczenia. Gorzej, że ich rodzice byli bardziej nieufni względem obcych i dlatego żadne do was nie podeszło.
- Nie sądzisz, że to dobry moment, aby udać się do karczmy? - zagadnął cię cicho Auriuss.