Wioska plemienia "Texcoco"
-
Borys Duum
- Nie podoba mi się, że tylu was jest w moim sąsiedztwie.
Mówiąc to pochwycił go i przyciągnął do siebie, a następnie popchnął go w stronę jednego Orka.
- Zasłoń się nim, by uniknąć strzał od łuczników! Przejmujemy kurwa tę budę!
Krzycząc to wyszarpnął swoją broń i rąbnął nią w kolejnego ze strażników. -
Efekt ciosu był raczej łatwy do przewidzenia, więc tym wrogiem nie masz się co martwić. Łucznicy na wieżach próbowali zareagować, ale jeden z Orków złapał za włócznię poległego człowieka i cisnął nią, zabijając wroga, którego truchło spadło na ziemię. Dzięki temu inny Ork, niemuszący obawiać się strzały pomiędzy łopatkami, zaczął wspinać się na drugą wieżę, gdzie to położył trupem kolejnego łucznika. Choć cała akcja zajęła Wam niespełna kilka sekund, była odpowiednim sygnałem dla Orków i towarzyszących im Minotaurów: Cała banda ruszyła naprzód, z okrzykami czy dzikim rykiem, a przerażeni strażnicy usiłowali powstrzymać ich strzałami wypuszczonymi z łuków bądź zamknąć bramę, nim najeźdźcy zdołają się wedrzeć do środka.
-
Borys Duum
By nie dopuścić do zamknięcia bramy, ruszył na strażników operujących mechanizmem do zamknięcia bramy. Chyba, że robili to ręcznie, ale wtedy będzie mniej roboty z nimi. -
Ręcznie, musieli kręcić kołem, które powoli podnosiło bramę do góry. Trzeba przyznać, że jak na takie cherlaki, to strach zmotywował ich na tyle, że robili to z szybkością godną Orka. Gdy tylko zauważyli, że idziesz w ich kierunku, dwaj inni strażnicy, celując w Ciebie włóczniami i zasłaniając tarczami, stanęli przed Tobą, obok siebie, aby zagrodzić Ci drogę i umożliwić tamtym zamknięcie bramy.
-
Borys Duum
Roześmiał się na ich widok, po czym mocniej chwycił swoją broń.
- Tak tylko mówię, że oszczędzamy nieuzbrojonych, a uzbrojonych zjadam żywcem. Jak wolicie? -
Może i byli niepiśmiennymi chłopami, ale nie byli tak głupi, aby dać się rozkojarzyć jakiemuś Orkowi, który napadł zbrojnie ich osadę, nie mieli zamiaru mierzyć w żadne Twoje słowo. Tymczasem reszta bandy była coraz bliżej, a dwoje towarzyszących Ci Orków ustawiło się za Tobą. Nie zamordowali tych dwóch tylko dlatego, że nie chcieli odbierać swojemu szefo przyjemności z zamordowania kilku ludzi, o ile zabijanie tych cherlaków można w ogóle nazwać przyjemnością.
-
Borys Duum
Podskoczył dwa razy w miejscu, a następnie wydał z siebie bojowy okrzyk i ruszył na przeciwników, wściekle atakując najpierw na poziomie ich broni, później ich tarcze, a na koniec bezpośrednio nich. Niech żałują swoich decyzji. -
Bez trudu wyrzuciłeś ich broń z rąk, a później zamordowałeś jednym zamaszystym ciosem. Zbierało się coraz więcej wieśniaków, nie tylko tych uzbrojonych, bo także kobiet, starców i dzieci, chcących sprawdzić, co dzieje się na zewnątrz, a później również usiłujących uciec. Na szczęście była tylko jedna brama, teraz szczelnie obstawiona przez Twoich Orków, którzy bez żadnego rozkazu rzucili się do ataku ze wzniesioną bronią i okrzykami. Nie powinno to potrwać długo, już tylko kilku obrońców postanowiło walczyć w obronie swoich rodzin, dołączyli do nich też zwykli wieśniacy, uzbrojeni w widły, młoty czy siekiery, ale prawie wszyscy spanikowali na widok zielonej hordy.
-
Borys Duum
- Aaaarrrggghh! - Zaryczał, pozwalając sobie wydobyć z siebie Orka, którym przecież był, a którego ostatnio tłumił. Nie stracił jednakże rozsądku - Dajcie sobie spokój. Jeżeli się poddacie, to oszczędzimy waszym rodzinom waszej śmierci i gwałtów na nich! Chcemy walczyć na prawdę, nie z mrówkami, do kurwy nędzy! -
Nim to powiedziałeś, zielona nawała zmiotła większość z nich, kilku zdołało uciec, a pozostali rzeczywiście mogliby się poddać, gdyby nie to, że nie dowodziłeś zdyscyplinowanym wojskiem, ale bandą Orków. Fakt, nie dzikusów czy łupieżców, tylko najemników, ale to i tak nie powstrzymało ich przed wybiciem potencjalnych jeńców. Jako że żaden obrońca nie pozostał na polu bitwy żywy, a główna brama, przejęta przez Was, była jedynym wejściem do wioski, nie mieli co się spieszyć z mordowaniem, garbieniem, paleniem i gwałceniem, więc jedynie wznieśli bojowe okrzyki, a poza tymi, które wychwalały orcze bóstwo lub ich dowódcę, znalazły się też takie, wśród których słyszałeś swoje imię bądź nazwisko.
-
Borys Duum
Zaśmiał się szyderczo. Tak, dystrakcja to również skuteczna broń. Pozwolił im się cieszyć swoim dowódcą, a sam ruszył w kierunku głównej siedziby. Z absolutną pewnością ktoś tutaj był przy władzy i to właśnie też chciał wykorzystać. Byleby tylko tę osobę znaleźć przed najemnikami. -
W tle wciąż słyszałeś lub widziałeś to, co było chlebem powszednim orczych najazdów, ale na swój sposób nieco cieszyło to twoją zieloną duszę. Ciężko było odnaleźć chatę wójta czy sołtysa, nigdzie nie było tabliczki nad drzwiami z jego funkcją, ale to pewnie dlatego, że większość wieśniaków nie potrafiła czytać. Chyba jednak odnalazłeś odpowiednią chatę, była większa od innych, o murowanych fundamentach, czystsza, lepiej wykonana, zaopatrzona w spory sad i ogród na tyłach, należała więc albo do przywódcy lokalnej społeczności, albo do jakiegoś niezwykle bogatego kmiecia.
-
Borys Duum
I tam właśnie ruszył, robiąc orcze “puk puk” swoim butem do drzwi wejściowych. Trzeba sprawę załatwić jak najszybciej. -
Choć nie tak liche jak drzwi w innych chałupach, to jednak nie mogły wytrzymać wiele i po solidnym kopnięciu wpadły do środka. Tam też, w dużej, czystej i bogatej jak na chłopskie standardy izbie odnalazłeś dwóch chłopów, z czego jeden ledwo co wszedł w wiek dorosły, oraz dwie młode kobiety, które kuliły się przerażone za plecami tamtych. Co ciekawe, byli nawet uzbrojeni, ten starszy w solidną siekierę, a drugi skądś wytrzasnął długi miecz, który trzymał oburącz, gotowy do zadania ciosu.
- Wynoś się stąd albo pożałujesz! - warknął ten starszy, potrząsając głową, przez co zakołysał się jego długi, sumiasty wąs. -
Borys Duum
-- Zabiję tylko tych, którzy mnie zaatakują – odparł. – Reszta ujdzie z życiem, wraz z kobietami. To co, ktoś chce spróbować? -
- Ojcze, zabijmy go. - powiedział ten młodszy. - Nie ma sensu ryzykować, takim bydlakom nie można ufać!
- Cicho! - odkrzyknął tamten i przeniósł wzrok na ciebie. - Kim jesteś i czego chcesz? I jaką mam gwarancję, że nasz oszczędzisz? -
Borys Duum
-- Szanuję za wojowniczą postawę – odparł, po czym zwrócił się do starszego – Jestem Borys Duum. Nowy pan tej osady. Zgódź się na moje przywództwo i pozostań mi lojalny, a zostaniesz wynagrodzony. Spróbuj stawiać opór, a będzie źle. Lecz, by pokazać, że jesteś otwarty na współpracę, powiedz. Gdzie znajdę waszego pana? Waszego skąpego szlachcica, który nie zapłacił moim ziomkom za ich usługi najemników? -
Nie byłeś ekspertem od czytania mimiki i gestów, ale nie musiałeś nim być, aby widzieć, jak wielkie emocje i rozterki targają mężczyzną. W końcu jednak uległ i spuścił głowę. Gdy ją podniósł, nie miał na twarzy takiego wyrazu hardości jak ostatnio.
- Ma swój zamek i nie tylko, inne wioski, miasteczka, osady. Zaprowadzę cię, pomogę, zrobię wszystko, ale błagam, oszczędź moją rodzinę i mieszkańców wioski.
Po tych słowach padł na kolana i pochylił pokornie głowę, po chwili jego syn dołączył do niego, choć nie tak chętnie. -
Borys Duum
-- I widzisz? Nie było tak źle – w tej chwili wycofał się poza dom i zawołał w kierunku któregokolwiek z towarzyszących mu wojów, żeby do niego się zbliżył. – Przekaż, że to koniec mordowania i niszczenia. Poddali się. Teraz każde zniszczenie, jakie tutaj robimy, to będziemy musieli sami naprawiać. Bez złości, czekają nas kolejne okazje do walki. -
- Chopy zadowolone nie bedo. - odparł, ale mimo to ruszył wykonać rozkaz i ten został nawet wykonany, choć nie obyło się bez narzekań, wyzwisk i rozdawanych na prawo i lewo ciosów pięściami, aby uspokoić tych zanadto rozjuszonych.