Przełęcz Martwego Orka
-
Poza wystawieniem dodatkowych wart obóz niewiele się zmienił pod Twoją nieobecność.
-
Zebraliście się wszyscy, z jednym wyjątkiem, bo nie było dowódcy.
-
Ostatecznie się stawił, choć tak wściekłego, przybitego i przerażonego, a to wszystko na raz, nie widzieliście go chyba nigdy.
- Jak niektórzy wiedzą, dziś zacznie się kolejny szturm na Fort Kvatch. I tym razem będzie to ostatni szturm. Zmiażdżymy krasnoludzki opór, jego obrońców wyrżniemy do nogi, a wszystkie mury i budowle spalimy. Wtedy urządzimy wielką ucztę i ceremonię ku czci Pajęczej Królowej, aby ruszyć później dalej, w samo serce krasnoludzkiego państwa. Nasz oddział ruszy na lewą flankę. Będziemy szli w drugiej linii, zaraz po tym, jak wybiją najemników, bandytów i niewolników, których poślemy przodem. -
//Czemu niby dupkiem?//
-
//Każdemu się zdarza.//
- Miejcie na uwadze, że nieważne jak wiele mięsa armatniego pójdzie przodem, nie rozbroją wszystkich pułapek i nie ściągną na siebie całego zapasu krasnoludzkich bełtów, dlatego unikajcie zbijania się w większe grupy, dopóki nie dotrzecie na mury, tam będzie potrzeba jak najwięcej żołnierzy, aby wyprzeć Krasnoludy z murów i zdobyć przyczółek do dalszego natarcia… Naszym zadaniem jest zdobycie i utrzymanie lewej części murów Fortu Kvatch, później pewnie ruszymy z resztą wojsk dalej, na dziedziniec i do ostatniego szańca obrońców. -
I to byłoby na wszystko, macie jeszcze nieco czasu, aby przygotować się do walki i ustawić na pozycjach wyjściowych, szturm nie rozpocznie się za chwilę, ale i tak będzie to prędzej niż później.
-
Słońce zaczęło już powoli zachodzić, pokrywając szczyty gór i wież fortu ostatnimi, krwistoczerwonymi, promieniami. Wspaniała wizja, jakby znienawidzona twierdza była już skąpana w krwi jego obrońców, a nadchodzący mrok jedynie pomoże Wam w walce, Drowy widzą w ciemności o wiele lepiej, niż większość innych ras.
Nie staraliście się ukryć z przygotowaniami do kolejnego szturmu, toteż na murach już roiło się od Krasnoludów z kuszami, toporami, młotami, obsługujących skorpiony i balisty, a na dziedzińcu, za grubymi murami, musiały stać też katapulty i odwodowe siły brodaczy. Gdy zagrzmiały wojenne rogi, pierwsza fala ruszyła naprzód, składała się przeważnie z ludzkich i goblińskich niewolników oraz lokalnych bandytów, życie tych szumowin nie było nic warte, a jeśli mogli zebrać na siebie część bełtów i innych pocisków, to tym lepiej dla Was. Pozostali członkowie Twojego oddziału uważnie obserwowali natarcie, chcąc wyciągnąć z masakry swoich poprzedników lekcje, które pozwolą im uniknąć podobnego losu. -
Gdy tylko zbliżyli się na odpowiednią odległość, zostali zmasakrowani, zmiażdżeni pociskami z małych katapult, przebici na wylot przez naostrzone pale balist czy skorpionów lub, jak jeden z Orków prowadzących natarcie, dosłownie nafaszerowani bełtami z krasnoludzkich kusz. Ale było ich zbyt wielu, aby jedna salwa zdołała zabić wszystkich, a choć ginęli dziesiątkami praktycznie co kilka sekund, bo tyle zwykle wprawnemu brodatemu strzelcowi zajmowało przeładowanie swojej śmiercionośnej broni, to zdołali oprzeć swoje drabiny o mury, a niektórzy już wspinali się po nich na zewnątrz. Przeklęte góry, gdyby nie one, można by użyć nie tylko drabin, ale i wież oblężniczych…
Kolejny dźwięk rogu, inny, który oddawał zupełnie inną komendę. Teraz pora na Was. -
Grutillon “Flak” Flav
Ruszył więc, tworząc wokół siebie i kilku najbliższych żołnierzy barierę magiczną. Specjalnie zrobił tak, żeby była niewidoczna zarówno dla Drowów, jak i dla Krasnoludów, ale żeby wytrzymała przynajmniej jedno potężniejsze uderzenie. -
Kosztowało Cię to sporo energii, ale udało się. Dzięki temu zatrzymałeś też kilka krasnoludzkich bełtów, co pozwoliło Tobie i tej garstce wybrańców dostać się do drabin opartych o mury.
-
//W sensie, że teraz całą swoją energię magiczną skupiasz na sobie, a reszta nie ma już żadnej ochrony, tak?//