Leśny Trakt
-
Nie patrzyli bezpośrednio na ciebie, ale przed siebie, choć czułaś, że mimo to mieli cię na oku, w razie gdybyś spróbowała czegoś głupiego. Nie żeby cię o coś podejrzewali, taka ich praca i za tę czujność należałaby im się nawet w jakimś stopniu pochwała.
Wewnątrz nie było wiele mebli, nie było ich właściwie wcale, za kufry i szafki służyły tobołki i juki, a za łóżko rozłożony na nieheblowanych deskach barłóg złożony ze skór i futer. Dopiero po chwili dostrzegłaś w kącie kilka pniaków robiących za krzesła oraz zbity z ledwo co obrobionych desek stolik. Właśnie tam siedział Gelu, wyraźnie nad czymś zamyślony, ale gdy tylko weszłaś do środka, wstał i zrobił kilka kroków w twoim kierunku, nie odzywając się jednak jako pierwszy. -
— Gelu. — Stanęła w miejscu, patrząc na elfa. Myślała o tym już wcześniej, i teraz była gotowa zacząć to, do czego przygotowywała się w drodze. Mimowolnie, wyczuwając nadchodzący stres, jej pięści zacisnęły się. — Musimy poważnie porozmawiać
-
Skinął głową i wskazał ci na jedno z wolnych siedzeń, oczekując na to, co masz mu do powiedzenia.
-
Zasiadła na wolnym miejscu, jednak minęło kilka sekund, nim wypowiedziała to, co w tym czasie zdążyła już parukrotnie przemyśleć na wszelkie możliwe sposoby, a przynajmniej tak jej się wydawało.
— Chcę być traktowana jak sojusznik, nie jak zakładnik. — W końcu wydusiła z siebie. -
Na te słowa wstał i powoli spacerował po namiocie, stawiając kilka kroków, zawracając i powtarzając proces, nie miał bowiem wiele miejsce na dłuższą wędrówkę.
- Co przez to rozumiesz? - zapytał w końcu. -
Odetchnęła głęboko.
— Nie ufasz mi. Twoi wojownicy nie ufają mi. Za każdym wejściem i wyjściem muszę być oślepiana i krępowana, tak jakby spodziewano się po mnie, że będę skora do wydania nas Gideonowi, pomimo tego, że jestem mu tak samo wroga jak i ty. Gelu, zrozum mnie. — Przeniosła uprzednio pozbawione celu spojrzenie na elfa. — Jak mogę Ci zaufać, jeżeli ty za nic nie ufasz mi? -
Jego twarz nie zdradzała nic, wyglądała jak maska. Pośmiertna maska, biorąc pod uwagę niespotykanie wśród Elfów blady kolor skóry.
- Zgoda, może rzeczywiście powinienem zmienić metody naszej współpracy. - odparł w końcu. - Co więc proponujesz? -
Mrugnęła. Nie spodziewała się, że ta rozmowa pójdzie tak gładko.
— Cóż… Na dobry początek koniec krępowania, lin i oślepiania, dobrze? I… i chciałabym być uwzględniona przy planowaniu kolejnych ruchów przeciwko Gideonowi. -
- Mówiąc szczerze, miałem zaprosić cię na najbliższą naradę, bo będziemy dyskutowali w końcu nad ważnymi kwestiami, do tej pory były to niezbyt istotne kwestie, więc to mamy z głowy. Ale na resztę nie mogę się zgodzić.
-
Wiedziała, że szło aż za dobrze. Jej entuzjazm opadł, słysząc to, ale starała się po sobie tego nie okazywać.
— N-nie? Dlaczego nie? — Podniosła butnie głowę, dodając sobie animuszu. -
- Bo nie ma ludzi niezłomnych, są tylko tacy, których źle przesłuchano. - odparł, ale nie wyjaśnił nic więcej. Była to jednak czytelna aluzja, że uważa, że prędzej czy później na przesłuchaniu, na którym Gideon raczej nie zawaha się użyć tortur, zostaniesz złamana, a wtedy albo wszyscy tu zgromadzeni zginą, albo będą musieli uciekać.
-
Densissma skrzywiła się. Nie, to nie miało sensu w jej oczach. Chwilę później zdecydowała, że wolała teraz popełnić błąd, niż później żałować nie wskazania tego. Skrzyżowała ramiona.
— Tak samo nie ma elfów niezłomnych, “tylko tych, których źle przesłuchano”! A jednak im pozwalasz widzieć wszystko. — Odfuknęła. -
- Moi ludzie prędzej zginą niż wydadzą któregoś z nas! - wykrzyknął, gwałtownie podnosząc ton głosu. Pierwszy raz widziałaś go rozgniewanego, ale dość szybko się opanował. - Wybacz. Gdy ostatni raz ktoś zarzucił, że moi podwładni mogą zdradzić, polała się krew. Złe wspomnienia wróciły.
-
Densissma odsunęła się pod samą krawędź swego prowizorycznego siedziska.
— …Rozumiem. — Odparła niepewnie. — Ale wciąż… trzymam się tego, co powiedziałam. -
- Ja również trzymam się mojej racji. Co więc teraz proponujesz?
-
Densissma odchyliła się na swoim stołku i chwilę trwała w zadumie.
— Myślę… że możemy pójść na kompromis. — Odpowiedziała. — Zgodzę się na to, by być oślepianą na czas drogi do obozu, ale zrezygnujesz z krępowania mnie linami. -
Zmarszczył czoło i milczał przez krótką chwilę. Opuścił wzrok i podniósł go na ciebie, jakby chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował. Po chwili znów na ciebie spojrzał.
- Zgoda. -
Uśmiechnęła się z ulgą. Przez tą chwilę była naprawdę niepewna tego czy elf zgodzi się na jej warunki.
— Dziękuję! Cieszę się, że doszliśmy do porozumienia. -
Skinął głową.
- Coś jeszcze? -
— Nieeee… — Odpowiedziała, upewniając się przed samą sobą, że rzeczywiście nie ma już niczego do powiedzenia. Wstała z swojego miejsca. — To wszystko.
// Kurde bele, przepraszam za to, że znowu byłem tak długo nieobecny, ale trochę zjadły mnie studia, a trochę nie najlepszy nastrój. Postaram się to nadrobić w najbliższym czasie. //