Leśny Trakt
- 
Densissma odchyliła się na swoim stołku i chwilę trwała w zadumie. 
 — Myślę… że możemy pójść na kompromis. — Odpowiedziała. — Zgodzę się na to, by być oślepianą na czas drogi do obozu, ale zrezygnujesz z krępowania mnie linami.
- 
Zmarszczył czoło i milczał przez krótką chwilę. Opuścił wzrok i podniósł go na ciebie, jakby chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował. Po chwili znów na ciebie spojrzał. 
 - Zgoda.
- 
Uśmiechnęła się z ulgą. Przez tą chwilę była naprawdę niepewna tego czy elf zgodzi się na jej warunki. 
 — Dziękuję! Cieszę się, że doszliśmy do porozumienia.
- 
Skinął głową. 
 - Coś jeszcze?
- 
— Nieeee… — Odpowiedziała, upewniając się przed samą sobą, że rzeczywiście nie ma już niczego do powiedzenia. Wstała z swojego miejsca. — To wszystko. // Kurde bele, przepraszam za to, że znowu byłem tak długo nieobecny, ale trochę zjadły mnie studia, a trochę nie najlepszy nastrój. Postaram się to nadrobić w najbliższym czasie. // 
- 
//Pamiętaj, wóda do herby, żeby wytrzymać studenckie nerwy. A odpisy w trakcie nudnych wykładów.// 
 - A więc do zobaczenia na naradzie. Ja i moi zaufani wojownicy będziemy cię oczekiwać.
- 
// Mam nadzieję, że z pierwszej z tych porad nigdy nie będę musiał korzystać. // — Możesz być pewien, że się pojawię. Do zobaczenia. — Odpowiedziała mu wychodząc z namiotu. 
- 
Skinął ci głową na pożegnanie, nie zatrzymując cię, więc bez trudu opuściłaś jego kwaterę, wracając na teren obozu. 
- 
Rozejrzała się za Agroksem. 
- 
Nigdzie go nie widziałaś, a więc zapewne nie wrócił jeszcze z zasadzki, jaką miał przeprowadzić wraz z resztą twoich towarzyszy. Nic dziwnego, musieli w końcu czekać na odpowiedni moment i miejsce, nie dało się tego zorganizować w mgnieniu oka. Choć przez myśl przeszło ci też to, że nie wrócili, bo leżą właśnie martwi, w kałużach własnej krwi, a ptaki i inne ścierwojady dobierają się powoli do ich wnętrzności… 
- 
Nie… Przecież Argoks nie proponowałby tego, gdyby nie był pewien swoich sił. Strząsnęła z siebie tą myśl, nie chcąc panikować bez potrzeby, a przynajmniej miała nadzieję, że tej potrzeby nie było. Skoro go nie widziała, udała się do swojego namiotu. //Masz coś jeszcze dla mnie czy możemy skipować do powrotu Agroksa/narady? // 
- 
Z takim nastawieniem czas minął ci dość szybko, aż do momentu, gdy do twojego namiotu wszedł jeden z Elfów, powiadamiając cię, że narada wkrótce się rozpocznie. 
- 
Kiwnęła głową, na znak, że przyjęła to do wiadomości i przekazała elfowi, że zaraz się pojawi. 
 Jeszcze przed wyjściem poprawiła swój ubiór i otrzepała się z kurzu.Odetchnęła, zaciskając i rozluźniając pięści. Nie wiedziała co będzie przedmiotem narady, ale mentalnie przygotowywała się na to, że Gelu może poruszyć każdą możliwą kwestię, włącznie z tymi dalekimi od przyjemnych, jednak jeżeli miała być jedną z wygranych w walce o Leśny Trakt, to i na to musiała być gotowa. Po upewnieniu się co do swojego wyglądu, opuściła namiot i udała się na naradę. 
- 
Zastałaś tam rzecz jasna białoskórego Półelfa, a wraz z nim również Agroksa, co oznaczało, że bezpiecznie wrócił z tej eskapady, ale jego chmurne oblicze zdradzało, że nie wszystko (a pewnie nic) poszło po jego myśli. Poza nimi zastałaś tam kilku innych Elfów i ludzi, ci ostatni również należeli do Leśnej Straży, poza jednym, postawnym chłopem, wysłannikiem jedynego póki co sprzyjającego wam człowieka w lokalnych strukturach władzy. 
- 
Powitała wszystkich przystałym osobie jej stanu dygnięciem głowy, czując na języku kwaśny posmak poczucia tego, że przychodzi jako ostatnia - spóźniona. Zajęła bliższe wolne miejsce. 
- 
Gdy tylko zajęłaś miejsce, Prześnogórka (bo tak się ten wielki chłop nazywał) wstał. Odchrząknął, spuścił głowę, spojrzał na wszystkich tu zgromadzonych, odchrząknął jeszcze raz i w końcu powiedział: 
 - To ten… Sołtys wysłał mnie, bo chciał, żebyśta wiedzieli: Wszystkie Orki Gideona gdzieś polazły, nie wiemy gdzie, ale se poleźli i ich ni ma. I ni wiemy czemu. Ale niedaleko wioski przechodzili jacy ludzie, dużo metalu mieli na sobie, jak jakie wojsko czy co. I oni poszli prosto do dworku. O, i później przyjechał jaki inny pan szlachcic do dworka i jeździli z Gideonem tam, gdzie kiedyś pan Heśnik gospodarzył. I jeszcze ludzie, co dla Gideona pracujo, mówili, że za trzy dni będą do każdej wioski przychodzić i chłopi im mają całą broń oddać. Że niby dla bezpieczeństwa czy co. Jakby nie wiedział, że chłopy sobie bez broni radzą, siekierami, kosami i młotami.
 Po tym zyskał na chwilę pewność siebie, klepiąc czule swój oręż, drewniany młot, ale po chwili znów spuścił głowę, zamilknął i zajął swoje miejsce.
- 
Densissma rozejrzała się po zgromadzonych, czekając na ich komentarz w tej sprawie. Sama na razie myślała nad słowami chłopa: bezpieczeństwo jego poddanych to ostatnie, co interesowało Gideona. A kojarząc to wszystko z przybyciem zbrojnych, których Prześnogórka określił “jak jakie wojsko”, tym bardziej wydawało się jej, że było to bardziej rozbrojenie miejscowego chłopstwa, które później w zamyśle Gideona zostanie “uprzątnięte”… 
- 
Gideon nie był głupi, nie chciał pozbyć się chłopów, bo kto obsiewałby pola i pracował na bogactwo jego włości? Na pewno nie Orkowie, tym bardziej nic ci ludzie, o których mówił chłop, będący zapewne jedną z wielu kompanii najemników, doskonale uzbrojonych, wyposażonych i wyszkolonych, zawodowców, którzy znali tylko jeden fach, jakim było zabijanie. Ale trzeba przyznać, że znali się na tym lepiej niż większość ludzi. 
 - Myślę, że wszyscy wiemy, co to oznacza. - powiedział Gelu, w końcu przerywając ciszę. - Gideon obawia się chłopów lub po prostu im nie ufa. Stąd chce ich rozbroić, a do wzmocnienia swoich sił ściąga kogoś, kto zdaje się być zorganizowanymi najemnikami. Utrudni nam to życie, ale można uznać to za pewien sukces: nasze ataki i dywersje były na tyle skuteczne, że przetrzebiły Orków i innych sługusów, musi on więc werbować kolejne siły.
- 
— Chyba, że… — Densissma wtrąciła cicho. — Przygotowuje się do czegoś większego i jego orcza sfora mogłaby nie wystarczyć do tego zadania, dlatego zwerbował najemników, jako taką… dodatkową siłę. 
- 
- Masz najwięcej wiedzy o okolicy z nas wszystkich. - odparł na to lider Leśnej Straży. - Co mogłoby to być? Chce zawojować włości jakiegoś sąsiedniego szlachcica? 
 

