Leśny Trakt
-
Jedyną bronią, jaką Densissma miała przy sobie, był miecz, nie ten dany jej przez ojca, który obecnie musiał znajdować się w rękach Gideona, a proste ostrze wzięte z obozu Gelu, będące przy niej bardziej na pokaz niż jako rzeczywisty oręż. Chyba, że liczyć jej dłonie, od niedawna zdolne do operowania magią ognia, ale tych zdać nie mogła. Miecz, będący w pochwie, odpięła wraz z nią od pasa i podała płasko strażnikom.
-
Strażnicy obrzucili was jeszcze pobieżnym spojrzeniem, jakby liczyli na to, że wypatrzą przy was oręż, którego nie zdaliście im wcześniej, co się oczywiście nie stało. Za bramą czekali na was ciężko opancerzeni halabardnicy oraz nieco lżej opancerzeni włócznicy, z herbem rodu Vetz wymalowanym na dużych, okrągłych tarczach, identyczny z tym, jaki prezentowały wywieszone na murach proporce i chorągwie: zieleń, a na niej biały byk z dwiema parami złotych rogów (słowo “Vetz” w Języku Pradawnych znaczyło właśnie “byka”). Strażnicy otoczyli was, choć dość luźno, po czym poprowadzili dalej. Najpierw przeszliście przez dość pustawą przestrzeń, niewykorzystaną w pełni pod zabudowę, ale i tak do murów przylegały różne drewniane konstrukcje. Sądząc po tym, jak wielu zbrojnych kręciło się po okolicy lub trenowały w musztrze, walce między sobą czy z drewnianymi pachołkami lub w strzelaniu do celu, ta część przeznaczona była zapewne dla nich, a owe budynki były koszarami, stołówkami, magazynami, kuźniami, zbrojowniami i tym podobnymi. Nie mogłaś napatrzeć się na to zbyt długo, bo zbliżaliście się do kolejnej bramy, jeszcze większej i potężniejszej niż poprzednia, skrytą w baszcie, która stanowiła jedyne wejście w kamiennym murze. Za nią znajdował się już właściwy dziedziniec, a tam ogród, fontanny, krużganki i przejścia do innych, również kamiennych czy murowanych, części zamku, służących jego właścicielowi, rodzinie, gościom i dworzanom. Zatrzymaliście się pod jednymi z takich drzwi, gdzie zostali wojownicy, a rolę przewodników przejęło trzech dworzan, elegancko odzianych, młodych mężczyzn z mieczami u pasa, zapewne synów czy innych krewnych pomniejszych szlachetnie urodzonych z okolicy. Wydawanie dzieci na służbę do zamków i dworów potężniejszych arystokratów było popularną praktyką, pozwalającą latorośli zdobyć w ciągu kilku lat wiedzę z zakresu dworskich manier, historii, fechtunku, sztuki wojennej, literatury i tym podobnych, zależnie co było akurat popularne na danym dworze. Niemniej, ruszyliście szerokim korytarzem bez okien, oświetlanym przez pochodnie, od czasu do czasu w ścianach były jakieś rozwidlenia lub drzwi, wy jednak wciąż szliście prosto, zatrzymując się na samym końcu korytarza, pod drzwiami pilnowanymi przez dwóch rosłych zbrojnych, wspartych o dwuręczne miecze. Gdy towarzyszący wam dworzanie skinęli głową, tamci wspólnie otworzyli dwuskrzydłowe drzwi, pozwalając wam wejść do środka.
-
To zapewne musiała być główna sala zamku, spodziewała się że za tymi drzwiami będzie czekać już sam pan Vetz - pytanie czy będzie to Asor czy Edar. W każdym razie, chwila w której przekroczą próg pokaże czy Gideon nie zdążył ich ubiec, a jeżeli zdążył, to czy kłamstwa jakie opowiedział szlachcicowi były przekonujące. Densissma wzięła głęboki oddech - zauważyła, że od jakiegoś czasu robiła tak niemalże zawsze w ważnych dla siebie momentach. Spojrzała na towarzyszących jej człowieka i elfa, by upewnić się że są zaraz obok i nie czekając już dłużej, weszła do wnętrza pomieszczenia.
-
Sala tronowa w środku była wielka, wsparta na dwóch rzędach marmurowych kolumn, ozdobiona wiszącymi na ścianach pamiątkami z misji i bitew, jakie Vetz toczył dla Cesarza lub w jego imieniu (a było to różne chorągwie, proporce, broń i wiele innych przedmiotów, z którymi musiały wiązać się mniej lub bardziej ciekawe historie), a także arrasami, gobelinami i obrazami, przedstawiającymi tak różne sceny i krajobrazy, jak i postaci. W pobliżu ścian, wejścia, którym się tu dostałaś, oraz kilku innych drzwi wartę pełnili kolejni zbrojni, również ciężko opancerzeni, z dwuręcznymi mieczami bądź halabardami. W niektórych częściach sali rozstawiono drewniane ławy do siedzenia i długie stoły, przy których siedzieli dworzanie Vetza, zajęci piciem, jedzeniem, rozmową czy czymś jeszcze innym. Tu i ówdzie przemykał jakiś bard bądź minstrel, kręcili się też zakuci w zbroje rycerze, liczna służba oraz dworki. Ale najważniejsze osoby znajdowały się w centrum pomieszczenia. Na sporym podwyższeniu, do którego prowadziły małe stopnie, stały trzy drewniane trony. Najmniejszy, ale pokryty licznymi futrami i poduszkami, stał po twojej prawej stronie. Siedziała na nim mająca może około czterdziestu lat, a więc już niemłoda, choć wciąż pełna wdzięku dama, o typowo dworskiej urodzie, z czarnymi włosami upiętymi w długi warkocz, ubrana w czerwoną suknię haftowaną złotymi nićmi. Po lewej znajdował się nieco większy tron, bez poduszek, ale wciąż pokryty futrami. Siedział na nim mężczyzna mający pomiędzy dwadzieścia a trzydzieści lat, wysoki, dobrze zbudowany, o piwnych oczach i czarnych, krótko ściętych włosach, choć na ramię spływał mu luźno jeden cienki warkoczyk. Miał na sobie długie buty, spodnie i koszulę z podwiniętymi rękawami, na palcach rąk kilka sygnetów, a na szyi złoty łańcuch z odlanym z tego samego metalu bykiem. Pomiędzy tymi dwoma tronami stał kolejny, największy z nich wszystkich, pozbawiony jakichkolwiek wygód czy dodatków. Siedział na nim mężczyzna dobrze po pięćdziesiątce, choć gdyby nie zmarszczki na twarzy i siwiejące już włosy, przez które tylko miejscami przebijały się czarne pasemka, mogłabyś pomyśleć, że jest dużo młodszy. Siedział prosto, dumnie, z podniesionym czołem, opierając zgrabiałe od pogody, trudów życia i miecza dłonie o podłokietniki tronu. Mimo zaawansowanego wieku, miał bardzo przejrzyste i czujne oczy, których wzrok wbił od razu w ciebie, gdy przekroczyłaś drzwi komnaty.
- Densissma Magna, córka szlachetnego Antoniusza Magna, z Leśnego Traktu. - zapowiedział cię jeden z dworzan, a spora część rozmów na sali ustała i niemal wszyscy, w bardziej lub mniej otwarty sposób, zaczęło się tobie przyglądać i czekać na to, co powiesz. -
Nie zamierzała zabierać głosu jako pierwsza - w końcu to ona była gościem, nie wspominając że zamierzała prosić o łaskę Vetza. Jeżeli coś pamiętała z wizyt u innych szlachciców, na jakie udawała się jeszcze przed śmiercią ojca, to że jeżeli jest coś, czego chciałaby teraz uniknąć to byłby nietakt. Jednak mogła zrobić coś, co byłoby dobrym wstępem do rozmowy.
Ukłoniła się, subtelnym gestem dłoni dając znak swoim dwóm towarzyszom by zrobili to samo. Jej gest był inny niż ich. Nie był to głęboki, poddańczy ukłon, co bardziej ukłon osoby szlachetnie urodzonej, oddającej szacunek drugiej, z równie szlachetnym rodowodem. Gest subtelny i elegancki, ale mówiący wiele.
-
Nestor rodu skinął wam w odpowiedzi głową, a niezręczna cisza przedłużała się do kilku minut.
- Doszły nas wieści, że zostałaś zamordowana przez elfickich bandytów. - powiedział w końcu młodszy z mężczyzn, zapewne Edar Vetz. - Cieszymy się, widząc cię całą i zdrową w naszych progach. -
— I ja cieszę się, mogąc stanąć dzisiaj tutaj. — Odpowiedziała, przełknąwszy gorzki smak niezręcznej ciszy. — Choć wieści o mojej śmierci były fałszywe, tak jeszcze niedawno miałam zostać pozbawiona życia. Jednak nie przez elfickich bandytów, a przez orczych zbirów Gideona Apyra. Zapewne słyszeliście o nim.
-
- Słyszeliśmy o nim. - przyznał Edar. - Młody i ambitny szlachcic, najmłodszy syn zasłużonego rodu. Bękart, którego ojciec spłodził z kobietą, która nie była jego prawowitą małżonką, ale mimo to zdecydował się go wychować. Znienawidzony przez matkę, dwie siostry i trzy braci, ponieważ nie był z ich krwi, musiał znosić szykany i upokorzenia do momentu, w którym okazało się, że jego rodzeństwo odziedziczyło po swojej matce śmiertelną chorobę. Gdy ta zmarła, szukali mikstur, leków i pomocy Magów, ale odchodzili jedno po drugim, aż został sam Gideon i jego ojciec, który zmarł z żalu niewiele później. Straciwszy majątek przez najazd zawistnego sąsiada, tułał się po świecie, imając różnych zajęć, aż ocalił życie pewnego Orka, który był hersztem jednej z łupieskich band. Wyruszył wspólnie z nim do Ghadugh, gdzie pomagał zarządzać jego wojownikami. Gdy dowiedział się o tym, że pewna młoda szlachcianka wpadła w ręce konkurencyjnej bandy, zdecydował się wykupić ją z niewoli i wrócić wraz z nią i swoją świtą do jej włości, gdzie krótko później mieli się pobrać. Niestety, w wyniku zdradzieckiego napadu sąsiada, ojciec dziewczyny zginął, a Gideon pomścił go, zdobywając dworek jego zabójcy i mordując wszystkich, którzy się w nim ostali. Niestety, małżeństwo nie doszło nawet do skutku, bowiem jego niedoszła żona została porwana i zabita z zimną krwią przez elfickich bandytów i rebeliantów, chcących odebrać Gideonowi teraz w świetle prawa jego ziemie i zaprowadzić tam chaos oraz anarchię… A tak przynajmniej opowiadał, gdy wraz z innymi okolicznymi arystokratami stawiliśmy się na uczcie na jego dworze.
-
Densissma niemalże poczerwieniała, słysząc to jak bardzo historia którą rozgłosił Apyr różniła się od prawdziwej wersji wydarzeń. Zacisnęła pięści, ale opanowała się na tyle, by przed obliczem jej potencjalnego sojusznika zachować spokój rezerwę.
— Pozwólcie, że opowiem jak ta historia wyglądała w rzeczywistości. — Rozpoczęła. — To nie ,konkurencyjna banda" porwała mnie, a barbarzyńcy na jego usługach. W Ghadaugh pozwolił mi zdecydować między ożenkiem z nim, a uwięzieniem do końca moich dni w roli niewolnicy. Nie miałam innego wyboru. Gdy powróciliśmy do Leśnego Traktu, to z jego zlecenia zginął mój ojciec, szlachetny Antoniusz Magna. — Wzięła krótki oddech, gdy wspomnienie losu ojca zawisło węzłem na jej gardle, ale zmusiła się do kontynuowania. — Po tym najechał i zdobył niedaleki dwór Heśnika Rejenta, innego szlachcica, którego z zimną krwią kazał pozbawić życia, uprzednio mordując jego syna. — Kolejne wspomnienia przewijały się przez jej umysł, rezonując zimnym dreszczem na jej plecach. — A Ci, których nazwano rebeliantami, to w rzeczywistości przeciwnicy tyranii Gideona, którzy uratowali mnie spod topora jego orczych katów.
-
//Nie wiem czy to o to ci chodziło, ale syn Rejenta zginął, próbując uratować Densi z niewoli, tuż po tym, jak została schwytana przez Orków. No i też ci konkretni Zielonoskórzy nie byli na jego usługach, a przynajmniej nie pracowali dla niego, ale tego już twoja postać wiedzieć nie musi.//
Edar pokiwał głową i już miał się odezwać, gdy uciszyła go wzniesiona ręka jego ojca.
- Jakie masz dowody, aby udowodnić nam, że twoje słowa to prawda? - zapytał baron Asor Vetz, przyglądając ci się uważnie, jakby chciał wypatrzyć w twojej twarzy najmniejszy cień kłamstwa lub drgnięcie mięśnia, zdradzające fałsz w twoich słowach. -
// Zdaję sobie sprawę z tego, że opowiadała tutaj w pewnych momentach odstającą od rzeczywistości historię, ale to po prostu były pewne skróty myślowe Densissmy.//
Zamilkła, słysząc pytanie Asora. To prawda - jakie miała dowody? Nie przyniosła tutaj ciał ofiar Gideona czy choćby orczego jeńca, który wszystko by opowiedział. Czym mogła udowodnić swoje słowa, kiedy nie miała niczego ani nikogo, kto by je poparł zeznaniem? Wtedy w jej umyśle zaświtała myśl - w sali była osoba, której sama obecność była dowodem prawdziwości jej słów.
— Ja sama jestem sobie dowodem. — Odpowiedziała, unosząc śmielej głowę. — Czy gdyby moja historia była fałszywa, nie powinnam była być dawno martwa, a moje ciało porzucone głęboko w ostępach puszczy? A jeżeli przeżyłam, to czy nie powinnam uciec w ramiona człowieka, który wedle własnych słów uratował mnie i planował nasze małżeństwo? Miast tego jestem tutaj, ocalała dzięki pomocy dobrych dusz, które przybyły razem ze mną i które wyciągnęły mnie spod ostrza topora uniesionego na rozkaz Gideona Apyra. Gdyby moja historia była kłamstwem, nigdy nie musiałabym uciekać z rodzinnej ziemi przed uzurpatorem, który dybie na moje życie jednocześnie rozpowiadając tak obrzydliwe fałszerstwa. Sama jestem sobie dowodem i niech ziści się to, co nie udało się orkom Apyra, jeżeli jest inaczej.
-
Pełna napięcia cisza ciągnęła się sekundami, które tobie wydawały się wlec jak godziny, ale wreszcie stary baron wstał, prostując się dumnie na całą swoją, dość imponującą jak na człowieka i do tego w takim wieku, wysokość.
- Jeśli to, co mówisz, jest rzeczywiście prawdą, możesz liczyć na moje wsparcie. Oddałem Cesarstwu i Cesarzowi najlepsze lata mojego życia, mój pot, moje łzy i moją krew. Broniłem naszego kraju i monarchy przed każdym zagrożeniem, czy to z zewnątrz, czy z wewnątrz. Apyr od początku wydawał mi się ambitny, zbyt ambitny. A przy tym pozbawiony skrupułów, gotów rozszerzać swoje włości i panowanie bez względu na cokolwiek. Gdy Cesarstwo stoi w obliczu kolejnej próby, gdy jego granice najeżdżają Nordowie, Drowy i Zielonoskórzy, a szlachta rozmyśla o buncie, ktoś taki jak Gideon może położyć iskrę, która rozleje się płomieniem po całym kraju. Żołnierze rodu Vetz wesprą działania twoje i twoich sojuszników, pomagając ci odebrać należne prawa i ziemie… Ale najpierw wszelkie wątpliwości rozwieją moi szpiedzy, których niezwłocznie poślę lub posłałem wcześniej na włości Gideona. Do czasu, gdy powrócą z raportami, ty i twoja świta zostaniecie tutaj.
Po tych słowach baron ponownie usiadł, a jego żołnierze, do tej pory stojący spokojnie, ruszyli ku wam o kilka kroków. Twoi towarzysze rzucali zaniepokojone, a nawet gniewne spojrzenia to na nich, to na dworzan barona czy nawet jego samego i jego rodzinę, uważając, że wpadliście właśnie w kolejną pułapkę. -
Choć sama nie była pewna czego się spodziewać, słowa starego barona wydawały się bardziej przyjazne niżeli groźne. Dała swoim towarzyszom znak subtelny dłonią, aby pozostali spokojnie na swoich miejscach.
— Dziękuję, jestem wdzięczna za wysłuchanie mych słów i wszelaką pomoc. — Ukłoniła się delikatnie, z szacunkiem, nie z poddańczą manierą. — Proszę jednak o możliwość wysłania posłańca do reszty naszych sprzymierzeńców, aby Ci nie obawiali się o nasz los podczas naszego pobytu tutaj.
-
Asor pokiwał powoli głową.
- Zgoda. Ale tylko jeden z nich ma prawo opuścić mój zamek, reszta zostanie tu z tobą. - powiedział i machnął ręką w kierunku swoich dworzan, a jeden z nich błyskawicznie wstał od stołu i podszedł do was. Baron spojrzał na niego i rozkazał:
- Edalmirze, zaprowadź naszych gości do ich kwater. Straż nie będzie konieczna, ale niech nie opuszczają gościnnej części zamku bez mojej wiedzy i zgody. Wszystko, czego będziecie potrzebować na czas pobytu tutaj, zostanie wam dostarczone bezzwłocznie. Możecie odejść.
Po ostatnich dwóch zdaniach, skierowanych bez wątpienia do was, strażnicy otworzyli drzwi, a wskazany wcześniej dworzanin wysunął się naprzeciw, wskazując wam ręką drogę. -
— Dziękuję. — Odpowiedziała Asorowi na odchodne, po czym zwróciła się do przydzielonych jej członków Leśnej Straży. — Chodźmy,
To mówiąc, poszła jako pierwsza w kierunku wskazanym przez dworzanina.
-
Wciąż niechętni gościnie barona i przede wszystkim nieufni wobec niego i jego ludzi, twoi kompani mimo to udali się za Edalmirem. Korytarze zamku pokonaliście w pośpiechu i milczeniu. Twoi kompani dostali niewielką komnatę tuż obok ciebie, ty zaś dużo większą i znacznie lepiej wyposażoną czy umeblowaną. Z dworzaninem barona odszedł zaś jeden z Elfów, zapewne po to, aby przekazać wieści Gelu i Leśnej Straży.
//Ogółem w wyprawie towarzyszy ci ośmiu Elfów i czterech ludzi. Wcześniej pisałem, że do środka weszło z tobą dwóch, Elf i człowiek, ale w sumie uznałem, że to trochę bez sensu, zwłaszcza jak jeden z nich musi odejść. Więc uznajmy, że jeden Elf poszedł przekazać wieści, z tobą w zamku zostało jeszcze dwóch ludzi i kolejny Elf, reszta czeka na zewnątrz zamku.// -
//Moglibyśmy to zredukować do maks czterech towarzyszy, dajmy na to dwóch elfów i dwóch ludzi, z czego jeden elf udał się by przekazać wieści? Bo teraz nie za bardzo wiedziałbym co zrobić z tymi na zewnątrz itp, jakoś łatwiej byłoby mi to ogarnąć gdyby wszystkich było mniej.//
-
//Możemy, żaden problem.//
-
Cieszyło ją to, że od pozostałych oddzielała ją tylko ściana. Nie rozdzielono ich, co uznawała za dobry znak, podobnie jak to, że pozwolono elfowi udać się z wieściami. Również nie była pozbawiona podejrzeń co do zamiarów Asora, ale wierzyła w jego honorowe słowo i czyste zamiary. Jednak trochę dobijała ją konieczność czekania.
Rozpoczęła od rozłożenia swych nielicznych rzeczy w pokoju, jak i ogólnego rozejrzenia się po nim. W końcu na razie nie miała chyba niczego innego, co mogłaby zrobić…
-
Była to raczej typowo gościnna komnata, pozbawiona większości wygód, jakie miałaś u siebie, w swoim dworku, ale z drugiej strony były to warunki o niebo lepsze od tych typowo polowych, do jakich musiałaś przywyknąć w obozie Leśnej Straży. Tak czy siak, do swojej dyspozycji miałaś stół, kilka krzeseł, duże łóżko, okno wychodzące na zamkowy dziedziniec i kilka innych, mniejszych mebli.
-
Densissma podeszła do okna, chcąc spojrzeć na dziedziniec. Liczyła, że zdoła dostrzec posłańca wybiegającego z wiadomością do reszty Leśnej Straży. Ufała w dobre intencje Vetzów, ale nie wyciszało to jej podejrzeń o to, że pomimo wszystkiego, mogą mieć złe zamiary. Nie mogła się ich pozbyć, po tym co przeżyła w ostatnim czasie… Chciała wierzyć, że wchodzi na właściwą drogę do odzyskania rodzinnego majątku i pomszczenia śmierci ojca, ale trudno było jej przekonać się do tego. Cały czas towarzyszył jej strach przed tym, że położy nadzieje w niewłaściwej osobie, której prędzej lub później jej życie przestanie być na rękę. Może będzie to Gelu, może Asor albo Edar Vetz, może ktoś, kogo jeszcze nawet nie spotkała… Strach ten od pewnego czasu już zaczynał w jej umyśle graniczyć z przekonaniem, że coś złego musi się wydarzyć.
//Swoją drogą, myślałem o tym, żeby zabrać się za odświeżanie starych kart postaci, rozpisać je od nowa, by po prostu były przyjemniejsze dla oka i zawierały w sobie wydarzenia z biegu fabuły, nie zmieniając zawartości jak umiejętności czy imię, co oczywiste. Masz coś przeciwko temu? //
-
//Biorąc pod uwagę, że większość z tych postaci została stworzona jeszcze w czasach, gdy Elarid funkcjonowało na Jeja to średnio mi się widzi, żeby to lepiej wyglądało przez fakt, że te przeniesione posty same w sobie nie zachwycają. No i edytowanie Kart po zaakceptowaniu jednak nie przechodzi, więc nie mam z tym problemu, jeśli na przykład zrobisz to w jakimś osobnym dokumencie, do którego możesz zerkać podczas odpisów. I który mógłbyś mi w sumie wysłać, żebym ja też nie musiał szukać jakichś informacji na przestrzeni kilkuset postów w kilku tematach.//
Owszem, został on wyprowadzony przez zamkowych strażników, ale zniknął ci z oczu, gdy tylko opuścili mury siedziby rodu Vetz. Pozostaje ci liczyć na czyste intencje Asora i na to, że rzeczywiście udali się w drogę, a nie zostali zgładzeni, choć zdrada ze strony tych szlachciców nie wydawała ci się prawdopodobna. O wiele bardziej powinnaś obawiać się tego, co może czekać ich po drodze do kryjówki Leśnej Straży, ale w końcu to Elfy, potrafią się kryć i przemykać niezauważenie. -
// Jasne. W takim razie wyślę Ci zaktualizowaną kartę gdy już będzie gotowa. //
Miała nadzieję, że dotrą szybko, a przede wszystkim bezpiecznie… Zaś jej samej nie pozostawało chyba wiele więcej nad czekanie.
-
Czekałaś bezczynnie kilka godzin, choć tobie czas ten zdawał się dłużyć niemiłosiernie. W końcu usłyszałaś pukanie do drzwi, a po chwili w progu komnaty stanął jeden z dworzan barona. Odchrząknął i powiedział:
- Twoim ludziom została dostarczona wieczerza, pani. Ciebie zaś baron Asor Vetz prosi na posiłek do jadalni, abyś mogła dołączyć do jego rodziny i dworu. O ile wyrazisz ku temu chęci. -
— Tak, z chęcią przyjmę zaproszenie barona. — Odpowiedziała, pochodząc do progu komnaty.
Nie pojawienie się na posiłku byłoby przecież nietaktem, na co nie mogła sobie pozwolić w sytuacji, w której nie tylko teraz była zależna od łaski barona, ale i od jego wsparcia zależała jej przyszłość. Poza tym, była to dobra okazja na zaskarbienie sobie sympatii i przyjaźni włodyki lub choćby jej zaczynu.