Siedziba Gildii Magów
-
Vader:
Poczułeś się wypoczęty, poranne czynności też przeszły bez trudu. Pytanie co dalej? W końcu byłeś w siedzibie Gildii Magów, gdzie dostęp miała jedynie garstka wybrańców z całego Elarid, nawet sam wszechpotężny Cesarz Verden nie mógł tu wejść bez stosownego zaproszenia ze strony Rady Gildii i jej Wielkiego Mistrza (lub bez poparcia swojej prośby o wizytę stosowną armią za plecami), stwarzało to więc przed tobą niemało okazji.
Woofy:
//Nie jest to nic wielkiego, ale na przyszłość unikaj takich interakcji z otaczającym postać światem, bo to jednak moja działka.//
Pracownia nie zmieniła się nic a nic od momentu, w którym spojrzałeś na nią ostatni raz, tuż przed zapadnięciem w sen. Budzik włączył się zapewne dlatego, że we śnie został przez ciebie szturchnięty, a co do godziny, to było już dobrze po południu, za około pół godziny powinieneś zacząć zajęcia z adeptami. -
– Och, na miłość boską… – stwierdził stary Alchemik. Jego długość życia ma zaletę mistrzowskiego opanowania Alchemii. Za to wadą blisko ośmiu krzyżyków na kraku jest fakt, że trzeba długo spać… – Pół godziny… PÓŁ GODZINY?! – postawił szybko magiczny budzik na stoliku i szybkimi, jak na starczy wiek, krokami podszedł do dość małych rozmiarów szafy, aby wyciągnąć z niej swą alchemiczną czapeczkę.
-
Connell FlioNhor
I też zamierzał wykorzystać tę okazję, zwłaszcza, że mogła się już w życiu nie powtórzyć. Opuścił swój pokój i zamknął za sobą drzwi, przy okazji rozglądając się, czy może ktoś był na korytarzu, chociażby Kospel. -
Woofy:
Była na miejscu, gotowa na kolejny dzień zajęć na głowie nauczyciela Alchemii.
Vader:
Nie, korytarz świecił pustkami. Nie byłeś pewien, czy ta część jest przeznaczona głównie dla gości i to dlatego, czy może Magowie byli już od dawna na nogach, zajęci czytaniem ksiąg, praktykowaniem zaklęć i tak dalej. Co do Kospela, to powinieneś go znaleźć, w końcu sam powiedział ci, gdzie masz go szukać, jeśli będziesz czegoś potrzebować. -
Założył ją i zajrzał do materiałów leżących na stoliku, aby przypomnieć sobie, kim będzie musiał się zajmować na zajęciach.
-
Nauczałeś niezmiennie tę samą grupę ponad czterdziestu adeptów w różnym wieku, obu płci i wielu ras, którzy dostali się do Gildii i wybrali Alchemię jako swoją główną dziedzinę sztuk tajemnych do opanowania. Tylu przynajmniej było wpisanych na twoje notatki, w praktyce często przychodziło mniej, bo wielu adeptów uczyło się też bardziej praktycznych dziedzin Magii, Alchemię zostawiając na później, licząc na to, że zdołają zdać egzaminy przy pomocy ksiąg zgromadzonych w gildyjnej bibliotece.
-
Ach, ci uczniowie. Nie da się ich w ogóle zreformować. Czy ci nieobecni w ogóle zdają sobie sprawę z tego, jak wspaniały przedmiot opuszczają? myślał Alchemik. Trudno, czas zabrać się do nauczania tych, którzy wiążą swą przyszłość z tak wspaniałą dziedziną jak Alchemia. Wziął pod pachę najważniejsze księgi, z których będzie dziś uczył, po czym opuścił swoją alchemiczną pieczarę, udając się do sali, w której uczy jak co dzień.
-
Zjawiłeś się na miejscu przed czasem, ale i tak większość uczniów już czekała, pozdrawiając cię lub kiwając z szacunkiem głową.
-
– Witajcie uczniowie – przywitał się. – Zaczekamy jeszcze chwilę, aż wszyscy się zjawią i rozpoczniemy lekcję.
-
Connell FlioNhor
Ruszył więc w kierunku drzwi Kospela i do nich zapukał. -
Woofy:
W końcu wszyscy się zebrali, a przynajmniej wszyscy, którzy nie mieli zamiaru się spóźnić, tak więc adepci wkroczyli do sali, zajmując swoje miejsce przy jedno i dwuosobowych ławach, gdzie rozkładali atrament, pióra i pergaminy. Przed nimi stała katedra, z której przyszło ci nauczać, pod ścianami uginające się od ciężaru ksiąg, woluminów oraz różnych składników alchemicznych regały, z tyłu zaś: stoły zastawione recepturą, niezbędne do praktykowania Alchemii w praktyce.
Vader:
Nie czekałeś długo, młody Mag musiał już nie spać i zajmować się czymś innym, bo po kilku chwilach otworzył ci ubrany w swoje szaty, wyglądając na całkiem wyspanego. Skinął ci głową z szacunkiem na powitanie i odsunął cię, abyś mógł wejść.
- Witaj. Czego sobie życzysz? -
– Witajcie drodzy adepci! Spotykamy się jak zwykle po to, aby poznawać arkana jednej z najszlachetniejszych, jeśli nie najszlachetniejszej dziedziny magii. Tak więc przypomnijcie mi proszę, czegóż to nauczyłem was ostatnio.
-
Jak mogłeś się spodziewać, twoi adepci nieszczególnie rwali się do odpowiedzi, jeśli mieli okazję jej uniknąć. Dopiero po dłuższej chwili rękę podniosła jedna z siedzących w pierwszej ławie adeptek, rudowłosa kobieta imieniem Inds.
- Mistrz tłumaczył nam ostatnio różnicę między przedmiotami zaklętymi innymi rodzajami Magii, a tymi stworzonymi od podstaw dzięki Alchemii. - odparła, co było dość ogólną, ale w gruncie rzeczy poprawną odpowiedzią. -
– Tak, moi drodzy! No więc, droga panno Inds, czym się różni przedmiot zaklęty innymi rodzajami Magii od tych, które stworzono dzięki Alchemii?
-
Zawahała się na chwilę, przygryzając dolną wargą w poszukiwaniu poprawnej odpowiedzi wśród swoich myśli, ale dość szybko odpowiedziała, zresztą poprawnie:
- Przedmioty stworzone dzięki Alchemii mają magiczne właściwości, które są trwalsze niż w pozostałych przypadkach. Jeśli jakiś przedmiot jest zaklęty Magią, na przykład Ognia, inny Mag może zdjąć z niego te właściwości, w wypadku przedmiotów alchemicznych to tak nie działa, usunąć właściwości zaklętego przedmiotu można tylko przy pomocy odpowiedniej receptury, o ile ta istnieje, lub przy pomocy Magii Światła. I oczywiście tworzenie przedmiotów Alchemią ma o wiele więcej zastosowań i jest znacznie szersze niż zaklinanie czegokolwiek jakąś inną Magią. -
– Doskonale, panno Inds. Możesz usiąść – zanotował w swoim notesie, że panna Inds zasługuje na lepszą ocenę. Spojrzał również na dalsze kartki notesu aby znaleźć, co miał dzisiaj omawiać z uczniami. Mimo wszystko był starcem, a takim wiele rzeczy wypada z głowy.
-
Głównie opowiedzieć im o tym, co różniło Alchemię od Magii Mutacji i jak cienka granica je dzieliła. A najlepiej zilustrować to kilkoma przykładami, czy to Magów, którzy pobłądzili, zgłębiając tajniki Alchemii, czy to potworów i innych wynaturzeń, które wychodzą spod rąk Mutagenistów.
//Możesz zainspirować się tu opisami stworów z Bestiariusza lub historiami niektórych NPC z Galerii albo wymyślić coś swojego, wedle życzenia.// -
Magia Mutacji? Och, jakaż to łajdaczna i nikczemna dziedzina Magii! Dragomir przez lata swojej edukacji, kiedy to jego nauczyciel uczył go o Magii Mutacji całkiem realnie zastanawiał się, jakże złym w duszy człowiekiem należy być, aby tak piękną dziedzinę sztuki magicznej jak Alchemia skalać Czarną Magią!
Prawdziwie za każdym razem lękał się tłumaczenia niewinnym studentom tej czarnej dziedziny. Tej dżumy Alchemii. Wszak między tymi dwoma arkanami nie ma aż tak wielkiej różnicy…
Wziął głęboki wdech.
– Dobrze, moi drodzy studenci. Co wiecie o Magii Mutacji? -
Konsekwentnie milczeli. Wszyscy, nawet Inds, która na pewno wiedziała niejedno na ten temat. Po prostu Magowie, tak ci, którzy ukończyli szkolenie, jak i wszyscy, którzy dopiero kształcili się w Gildii, unikali tego tematu. Podobnie z Nekromancją, Demonologią, Magią Bólu, Mroku i tym podobnymi. Dla wielu Magów powodem do wstydu było to, że takie dziedziny Magii w ogóle istnieją. I że są Magowie na tyle wynaturzeni i okrutni, którzy nie mają oporów, aby je studiować.
-
– Tak myślałem… – skomentował milczenie. Doskonale rozumiał zachowanie swoich studentów. – Zechciejcie mi uwierzyć, że i ja najchętniej pominąłbym ten temat i przeszedł do jakiegoś przyjemniejszego, jednak musimy przez to przebrnąć. Jak dobrze wiecie, świat nie jest miejscem idealnym. Dobro i zło współistnieją ze sobą właściwie od zarania dziejów. Dobro nie może istnieć bez zła, a zło bez dobra. Nie ma światła bez ciemności i ciemności bez światła. Tak ten świat został stworzony i nie mnie, jako zwykłemu alchemikowi, przysługuje prawo do debaty z wolą bogów. Niestety odwieczne prawo współistnienia dobra i zła dopadło również tak wspaniałą dziedzinę jak Magię. Do tego zalicza się również Alchemia. Nie mogło zabraknąć kogoś, kto chciałby przekroczyć tę jakże cienką granicę między dobrem i złem. Tak też się stało i w przypadku naszej Alchemii. Zdano sobie sprawę z tego, że Alchemię można wykorzystać na służbę zła. Tak powstała Magia Mutacji, dla mnie osobiście jest to najgorsza dżuma, która trapi organizm Magii, gorsza nawet od Nekromancji. Sądząc po waszym milczeniu domyślam się, że wiecie do czego służy Magia Mutacji i nie muszę tego tłumaczyć, jednak zrobię to, aby was, moi przyszli Magowie, przestrzec. Magia Mutacji służy do tworzenia wynaturzonych form życia, które najczęściej są niezgodne z prawami natury. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że Mutageniści bawią się w bogów, kalecząc w sposób okrutny jakże piękne życie – podrapał się po kąciku lewego oka. – Oczywiście znajdą się tacy, którzy uważają, że to, co robią Mutageniści, jest na swój sposób wielkie. Straszne. Ale wielkie. Niech was ręka boska broni, moi drodzy studenci, przed takim stwierdzeniem. Nie ma nic wielkiego w Magii Mutacji. Jest to bez dwóch zdań obrazoburcze dla całej Magii. Bo jakże wielkie ma być coś, co kaleczy dobre imię Magii? Nie! Nie ma! – rozpostarł ramiona. – Chcę, abyście wiedzieli, że Magia Mutacji jest nie tylko obrazoburcza, ale też niebezpieczna sama w sobie, co pewnie i tak już wiecie, ale powtórzę dla pewności. Można, co prawda, z pewną dozą prawdopodobieństwa stwierdzić, jakie cechy będzie miało to wynaturzenie, jednak nie jest to całkiem możliwie. Nikt nie wie, co powstanie. Ileż już było tych odważnych Mutagenistów, którzy twierdzili, że wszystko to robią w imię unieśmiertelnienia siebie! Och, jakże to było błędne! Ile razy zdarzyło się, że wszyscy oni zostali pożarci przez to, co stworzyli! Niech to będzie dla was przestroga, że nie warto eksperymentować, aby udowodnić samemu sobie, że jest się wielkim, bądź dlatego, aby stworzyć dla siebie armię potworów. Czy to jasne?
-
Mniej lub bardziej przejęci, ale wszyscy co do jednego wsłuchani w twój wywód, studenci kiwali głowami na znak potwierdzenia, wciąż nie ośmielając się zabrać głosu.
-
Dragomir
– Nie wiem, czy jest coś więcej, co mogę wam powiedzieć. Tak jak już mówiłem, ja sam strasznie nie cierpię rozmawiania o tej Magii, tak samo z resztą jak o innych rodzajach Czarnej Magii. Macie jakieś pytania?Andromeda
Młoda (jak na standardy swojej rasy rzecz jasna) Mroczna Elfka leżała dalej w swoim wygodnym łóżku, przykryta mięciutką kołdrą i z głową na puchowej poduszce. Jako, że spała nago - śpi tak od przybycia do Hammer, bowiem spanie w ubraniu uważała za nieprzyjemne w przypadku spania w tak wygodnych łóżkach - przed zaśnięciem miękkość kołdry dawała o sobie znać na każdym centymetrze jej ciała. A dlaczego spała? Och, odpowiedź jest bardzo prosta - do późnej nocy obserwowała gwiazdy i położyła się w łóżku o dość nieludzkiej porze, nawet jak na standardy studenckie. Ale było warto, bowiem cóż może być piękniejszego niż obserwowanie firmamentu?
Spała. -
- Co dzieje się z Magami, którzy są członkami Gildii, studiują Alchemię, ale podczas tej nauki zajmą się też Magią Mutacji? - rzucił pytanie ktoś z tłumu studentów. - To prawda, że wszystkich takich odszczepieńców, jak Magów Krwi, Śmierci, Demonologów czy Nekromantów pali się na stosie?
- A ile trzeba być Magiem Mutacji, aby zasłużyć sobie na taki los? - zapytał jeszcze inny adept.Fakt faktem, że wybrałaś na to idealny moment, rozpoczynając dziś zajęcia późnym popołudniem. Obudziłaś się sama z siebie dość wyspana, w okolicach południa, a więc zostało ci jeszcze trochę czasu przed zajęciami.
-
Dragomir
Najpierw spojrzał na pierwszego studenta.
– Tak, stosy są czymś bardzo popularnym po stwierdzeniu, że oskarżony w istocie posługuje się Czarną Magią – teraz wzrok skierował na drugiego adepta. – To pytanie nie ma odpowiedzi. Każdy Mutagenista ma bardzo duże szanse na coś takiego.Andromeda
Ziewnęła i prawą rękę podniosła do góry, lewą natomiast zasłaniając usta. Spojrzała na swoje ciało - lekkie umięśnienie na brzuchu, a centralnie nad nim symbol kobiecości. Mimo tego, że nie była zbyt lubiana na uniwersytecie, tak nieraz widziała jak młodzi adepci patrzą się jej tam, gdzie nie powinni. Ach, ta młodość!
– Aiguo? – mówiąc to przecierała oczy. Zdziwiła się, że smoczek jej nie obudził. -
Po odpowiedzi na pytania w klasie zapanowała cisza. Najwidoczniej żaden ze studentów nie miał już pomysłów na pytania… Albo ochoty, by je zadać…
Twoje zdziwienie ustąpiło, gdy dojrzałaś Smoka, smacznie śpiącego w swoim ulubionym miejscu, na nasłonecznionym parapecie okna.
-
Dragomir
– Koniec lekcji. Możecie iść się przewietrzyć i pomyślec o tym, co powiedziałem.Andromeda
Skoro śpi to niech śpi. Nie będzie mu przerywać.
Najpierw ubrała na siebie bieliznę, potem przywdziała swój ubiór studencki, aby jakoś wyglądać. Usiadła przed lusterkiem, wzięła do prawej dłoni szczotkę i zaczęła czesać włosy, aby pozbyć się artystycznego nieładu, który znajdował się na jej głowie. -
Kilku studentów zdawało się mieć jeszcze jakieś pytania, ale nie mieli odwagi lub chęci ich zadać, więc wyszli razem z pozostałymi. Cóż, to był rekordowo krótki wykład.
Szybko doprowadziłaś się dzięki temu do porządku, choć ciężko myśleć o jakiejś innej formie upiększenia, gdy poczułaś ssanie w żołądku, zwiastujące, że pora udać się do jadalni na śniadanie.