Miasto Axer
-
Człowiek i towarzyszący mu brodacz powoli ustępowali pola, wiedząc, że tej walki sami nie wygrają, ale ten topornik, który zwarł się z Wampirem, wciąż walczył, mimo że pot zalewał mu oczy, to on wciąż wymachiwał toporem, śmiertelnie zmęczony, ale napędzany żądzą zemsty i wściekłością.
Zniszczyłeś w ten sposób dwa z czterech Szkieletów, otwierając sobie drogę ucieczki. Lepiej skorzystać z niej jak najszybciej, nim ci dwaj skonsolidują swoje ruchy lub dołączy do nich więcej wojowników. -
Więc i skorzystałem. Szkoda tamtego krasnoluda, ale nijak bym mu pomógł.
-
Uciekaliście wspólnie, ale po jakimś czasie odwróciliście się, widząc, że Szkielety już Was nie gonią, a ustawiają się czwórkami w zwartym szeregu obok Wampira, który wydawał się bardziej rozbawiony, niż zmęczony długim pojedynkiem z Krasnoludem, kończąc go dwoma machnięciami zaklętej klingi: Pierwsze pozbawiło go rąk na wysokości łokci, pomimo noszonej zbroi, a drugie skróciło i tak mizerny wzrost o głowę. Choć krwiopijca znów mógł się teleportować i pojawić między Wami, a potem zabić, aby nie zostawiać świadków, to on jedynie się uśmiechnął, ukazując długie kły. Następnie machnął mieczem kilka razy, a tuż przed nim otworzył się zielony portal. Słyszałeś o Magach, którzy potrafią tworzyć takie wrota, ale podobno było to tak trudne, że jedynie Wielki Mistrz Gildii Magów to opanował, a teraz, na Twoich oczach, przez taki portal przeszły najpierw Szkielety, a później sam Wampir. Gdy tylko ostatni skrawek jego peleryny zniknął, wrota zatrzasnęły się i zniknęły tak nagle, jak się pojawiły.
-
- Wiecie może, kim do cholery są te szkielety i ten wampir? - spytałem resztę krasnoludów podczas uciekania.
-
//Krasnoluda i człowieka, piszę to już chyba trzeci raz.//
- A cholera wie. - odparł Ci brodacz. - Mieliśmy sprawdzić, czemu jedna kopalnia nagle przestała wysyłać surowce. Myśleliśmy, że to pewnie Burgundy, a z nimi byśmy nie mieli problemu, ale za to pojawili się oni, chuj wie skąd, po co i kim byli. Ale spuścili nam lanie, to się wycofaliśmy, tylko że tamtych dwóch najemników, braci i moich dobrych mord, zginęło.
- A Ty kim w ogóle jesteś? - zapytał człowiek, gdy Krasnolud wyjaśnił sytuację, patrząc na Ciebie podejrzliwie. -
//Sorry//
- Przykro mi - odparłem krasnoludowi i zwróciłem się do człowieka - ja jestem zwykłym najemnikiem, który oczyszczał kopalnię z burgundów gdy zjawiły się szkielety. Wtedy zacząłem uciekać.
-
- Czyli to cholerstwo sięga głębiej. - mruknął Krasnolud, gładząc się po bujnej brodzie. - Idź powiedzieć o tym w mieście, my musimy wrócić i zabrać zwłoki naszych kompanów, żeby zapewnić im godny pochówek. - dodał, zwracając się do Ciebie. - Krasnolud nie jesteś, więc pewnie masz gdzieś mój kraj i stolicę, ale zrób to z tej Waszej ludzkiej przyzwoitości czy jak Wy to nazywacie.
-
- Dobrze i tak nie mam nic to roboty - odparłem. Ruszyłem w stronę miasta, kierując się do gildii górniczej.
-
Przeszedłeś procedurę przy bramach dość sprawnie, strażnicy pewnie Cię jeszcze pamiętali, a głowy Burgundów były dodatkowym argumentem przemawiającym za tym, aby Cię wpuścić. Tak też się stało i po krótkim marszu dotarłeś do siedziby gildii.
-
Rozejrzałem się za kimś, kogo mogłoby interesować wieść o ataku z kopalni. No i zwrócić głowy burgundów, bo te już wystarczająco śmierdziały
-
Najpewniej powinieneś zrobić to w gabinecie tego samego Krasnoluda, z którym rozmawiałeś na temat zlecenia przed opuszczeniem miasta. A przynajmniej tam możesz sprzedać łby, dyskusyjne, czy uwierzy w Twoją historię.
-
Tam się udałem. Nie uwierzy? Jego problem, ja tylko przekazuję informację.
-
No to pora się za to wszystko zabrać, bo trafiłeś na miejsce, a Krasnolud był w środku i pozwolił Ci wejść, nie mając najwidoczniej żadnych innych pilnych spraw na głowie.
-
- Przynoszę głowy burgundów z kopalni jako dowód ich zabicia i ważną informację. Otóż w kopalni spotkałem pełno szkieletów ożywionych za pomocą jakiejś magii, może nekromancji. Udało mi się uciec z kopalni, tylko po to aby zobaczyć bitwę kilku krasnoludów z szkieletami z wampirem na ich czele. Jeden zginął w walce z wampirem. Po bitaie powiedzieli, że muszą pogrzebać swoich kompanów zabitych w bitwie, a ja o ile chcę - mam poinformować kogoś o całej sytuacji, tak i zrobiłem bo było mi po drodze. Być może szanowny pan nie uwierzy w to wszystko, ale mówię szczerą prawdę, bo po co miałbym kłamać? Z resztą tamte krasnoludy są świadkami, a pan raczej uwierzy komuś ze swojej rasy - skończyłem i głęboko odetchnąłem.
-
//Zginęło dwóch Krasnoludów, ten zabity przez Wampira i Mag, który dostał własnym piorunem.//
Brodacz jedynie prychnął.
- Gobliny, Worgeni, Orkowie, Minotaury, Mroczne Elfy, a teraz jeszcze Wampiry i Szkielety? Też mi coś. Lepiej dawaj te łby, bierz złoto i nie marnuj więcej mojego czasu.
Cóż, nie był on chyba odpowiednią osobą, czego mogłeś się spodziewać, skoro zależało mu jedynie na kopalniach i płynących z nich zyskach. -
- Jeszcze sobie przypomnisz moje ostrzeżenie - gniewnie odparłem. Wziąłem złoto za łby burgundów i wyszedłem z gabinetu rozglądając się za kimś, kogo mogłoby interesować wieść o szkieletach i wampirze w kopalni.
-
Krasnoludzka brać zapewne będzie mieć gdzieś Twoje spostrzeżenia, uważając je za wyssane z palca. Możesz liczyć na szczęście jedynie w siedzibie miejskich władz, straży miejskiej lub lokalnej Milicji.
-
Udałem się w stronę budynku miejskich władz. Jeśli i tam nie uwierzą, zwyczajnie oleję ich wszystkich. To nie mój problem w końcu, nie będę biegał cały dzień i noc. Chociaż gdybym ja usłyszał taką historię od kogoś innego, raczej też bym zaśmiał się.
-
Miejski ratusz odnalazłeś bez trudu, wielki budynek w centrum, zdobiony złotem, srebrem, marmurem i różnorakimi klejnotami szlachetnymi, był zapewne wart tyle, ile reszta miasta. Wejścia strzegło dwóch Krasnoludów, obaj w jednakowych białych zbrojach i hełmach, dzierżących halabardy.
-
Zapewne i tutaj będą mieli moje wiadomości w czterech literach, ale co poradzić? Poszedłem w stronę halabardników przygotowując się na opcjonalne pytania odnośnie mnie.