Las Straceńców
-
Kuba1001
‐ Oczywiście, nie żywię do pana jakiejkolwiek urazy. ‐ powiedziała łagodnie, gdy przyswoiła już sobie Twoją wypowiedź, ale zaraz podjęła znacznie ostrzejszym tonem: ‐ Jednakże ten zuchwały pies może być pewien, że po przekroczeniu bram Imalin zostaną wyciągnięte wobec niego konsekwencje, a ja będę za jak najsurowszym wyrokiem.
-
Konto usunięte
Przy słowie “pies” zacisnął szczękę i palce (u stóp, żeby nie było widać), ale starał się nie pokazać swojego gniewu, sprawić wrażenie spokojnego, uśmiechniętego i uprzejmego.
‐Rozumiem, w takim razie postaram się, by do tych bram nie trafił. Bardzo pani dziękuję za wyrozumiałość i poświęcony czas i jeszcze raz przepraszam za to, co musiała pani przejść‐ Skłonił się 45° nachylenia do podłoża, rozkładając lekko zielone skrzydła. -
-
-
-
-
Kuba1001
‐ No i tego się trzymajmy, bo nieważne z kim śpi, to i tak może ud***** zarówno Ciebie, jak i Twojego nierozważnego towarzysza… Kim on tak w ogóle jest? ‐ spytał, unosząc nieco obie brwi… Cóż, dobrze by było, gdyby nie pytał o rasę, ale ogólne informacje o Łaku, bo ujawnienie, że nim jest byłoby co najmniej nierozsądne.
-
-
-
-
-
-
-
Kuba1001
Karczmarz odebrał klucz i zażyczył Wam szerokiej drogi, a gdy upewniłeś się, że wszystko co mieliście zabrać ze sobą, zostało zabrane, ruszyliście do stajni, gdzie wierzchowce czekały wypoczęte i gotowe do drogi.
‐ Myślę, że tak. ‐ powiedział Łak, pochwyciwszy lejce. ‐ Gdzie w ogóle jedziemy…? Bo chyba nie do miasta? ‐ spytał, ostatnie zdanie wymawiając najprzytomniej i z największym strachem w oczach i głosie. -
Konto usunięte
‐Chciałbyś. Jedziemy w głąb lasu badać… choć nie wiem, czy w takim stanie dasz sobie radę. Może zrobimy tak. Jedziemy do następnej gospody, ja wchodzę w las, ty zostajesz, kurujesz się i <u>nie</u> pijesz ani kropelki, chyba że serio chcesz trafić do miasta. A jutro <u>rano</u> ruszamy już obaj, na prawdziwe badania. Co ty na to
-
-
-
Kuba1001
Po drodze chyba minęliście jakąś bandycką szajkę, ale najwidoczniej jej członkowie uznali, że nie będą zawracać sobie głowy ledwie dwójką podróżnych i poczekają na większy łup, toteż puścili Was wolno i dość szybko zbliżyliście się do pierwszego budynku na swojej drodze, czyli drewnianego posterunku otoczonego wałem ziemnym, ostrokołem i palisadą, gdzie liczni strażnicy uzbrojeni w kusze oraz łuki stali na warcie na dachu i wieżach, wypatrując zagrożeń czy też osób, którym mieliby udzielić pomoc.
-
-