Twierdza Inkwizycji Światła
-
Bilolus1
Wyskoczył zatem w przód ‐ licząc że jego poranione ciało miało dość siły aby porządnie złapać się nogi Inkwizytora i obalić go, używając swej nadludzkiej siły…a nawet jeśli ‐ zdecydował się ugryźć go w nogę, będąc raczej wielkim mężczyznom, zdziczałym przez lata w celi liczył że owy manewr zadziała ogłupiająco, i da mu chwilę na reakcje…a jeśli już, to że chociaż jego Pani zareaguje.
-
-
Kuba1001
Vader:
//Inaczej stąd nie wyjdziesz, a musisz.//
Bilolus:
Udało Ci się, wgryzając się w jego niechronioną pancerzem łydkę spowodowałeś ból, który dał o sobie znać głośnym krzykiem. Przerwawszy rzucanie czaru, uniósł miecze, aby oddzielić Twoją głowę od reszty ciała, ale wtedy z Twoich pleców wydobyły się dwie czarne, eteryczne dłonie, który pochwyciły Inkwizytora i skręciły mu kark. Ciało i miecze upadły obok Ciebie, a dłonie zniknęły.
Ruszaj, Mordredzie. Nie mamy czasu. Zaraz zjawi się więcej tych psów Światłości, a wtedy będziemy zgubieni. Uciekaj! To miejsce… Emanuje aurą takiego zła, takiego gniewu, furii i nienawiści, jakiego nie doświadczyłam od opuszczenia rodzimej Pustki… Ci w celach to nędzne robaki, ale wypuszczając ich, zdobędziesz nam niezbędny czas i sprawisz, że Inkwizycja się rozdzieli. Szybko! -
Bilolus1
W takim razie złapał za owe miecze, kopnął cielsko Inkwizytora i splunął w bok, krew i mięso które utknęło w jego zębach, pędząc niczym oszalały wyskoczył na korytarz, na tyle ile jego regeneracja pozwoliła ‐ po czym bez zastanowienia spróbował zerwać, odryglować lub ciosami miecza rozwalić drzwi ‐ aby otworzyć najbliższe sobie drzwi ‐ pędził jak głupiec, na złamanie karku.
-
-
Kuba1001
W ten sposób otworzyłeś kilka celi, a gnając dalej dostrzegłeś prowadzące na górę schody, po których zeszło trzech kolejnych Inkwizytorów, uzbrojonych jak poprzedni, jednak Ci mieli już gotowe inwokacje, toteż od razu zostałeś zasypany pociskami Magii Światła, które jeszcze nic Ci nie zrobiły, ale dziarskie przyjmowanie ich na siebie też nie jest dobrym pomysłem.
-
Bilolus1
Z odwagą którą możnaby później w pieśniach opisywać uskoczył w tył, i co tylko nogi pozwolą uciec zaczął biec w stronę wyzwolonych cel ‐ a i zakrzykując o wyzwolenie większej ilości.
‐ DO BRONI! DO BRONI BIJCIE PSY ŚWIATŁA!.‐ krzyczał, próbując zerwać kłódki ‐ tłukąc o nie czym popadło, próbując oddzielić się od Inkwizycji falą mięsa armatniego‐.
-
Kuba1001
Wyważyłeś lub w inny sposób otworzyłeś przynajmniej kilka cel, ale to zdecydowanie za mało, zwłaszcza, że ze wszystkich na wezwanie zareagował tylko jeden więzień, Wampir, któremu dalece było do nieumarłego arystokraty, niewola Inkwizycji Światła złamała go na tyle, że teraz był wychudzonym widmem, które zachowało jedynie długie kły i pazury. Wampir nie zawahał się ich użyć, wyskakując nagle przez wyłamane drzwi na jednego ze ścigających Cię Magów Światła, którego przewrócił na ziemię i z nieukrywaną radością wbił mu swoje kły w szyję, od razu chłepcząc krew, przez co szybko inny Inkwizytor skrócił go o głowę. Cóż, przynajmniej jednego wroga mniej.
-
-
-
-
Kuba1001
Bilolus:
Trafiłeś na parę drzwi i choć wypuszczeni skazańcy kupowali Ci czas, walcząc z Inkwizytorami lub próbując uciec we własnym zakresie, to nie masz zbyt wiele czasu, aby zastanawiać się, którymi stąd uciec.
Prawe. ‐ usłyszałeś w swojej głowie głos intuicji, a dokładniej swej demonicznej władczyni. Nie miałeś pojęcia skąd to niby wie, ale lata spędzone na jej służbie sprawiały, że nigdy nie pytałeś, nie wahałeś się, a tym bardziej nie kwestionowałeś jej rozkazów.
Vader:
Siedzenie w celi przerwały Ci dziwne odgłosy bitwy: Szczęk oręża, wrzaski, krzyki, ryki i rozkazy, opętańczy śmiech, odgłosy magicznych pocisków i różnorakich zaklęć… Nim zastanawiałeś się, co w ogóle się stało, coś potężnego uderzyło w drzwi Twojego więzienia, rozbijając w perzynę zamek. Wolność? -
-
-
Kuba1001
Vader:
Tu z pomocą przyszedł Ci Twój… Cóż, ciężko powiedzieć. Na pewno nie przyjaciel, kompan też nie do końca… Współwięzień pasuje chyba najlepiej. Niemniej, zauważyłeś go, gdy stanął w tym, co zostało z drzwi Twojej celi. Wyglądał jak prawdziwy szaleniec: Wysoki, chudy, wątłej budowy, o niechlujnym ubiorze i włosach oraz tych dziwnych, świdrujących i niemalże przerażających oczkach. Bez słowa podszedł do łańcuchów i przy pomocy własnych dłoni oraz kilku prostych zaklęć sprawił, że tę pękły.
‐ Magia Stali. ‐ wyjaśnił krótko, wzruszając ramionami. ‐ Uciekajmy. On nas potrzebuje!
Bilolus:
Po wyważeniu drzwi dostrzegłeś prowadzące w górę schody, co by się w sumie zgadzało, skoro cele więźniów znajdowały się w lochach. Pokonując pierwsze kondygnacje nie natrafiłeś na żaden opór, dopóki w ścianę, nieopodal Twojej głowy, nie wbił się sporych rozmiarów metalowy bełt, najpewniej wzmocniony jakimiś zaklęciami Magii Światła. Kolejny był już o wiele celniejszy i odstrzelił Ci ucho. -
-
Kuba1001
Otrzymałeś celny strzał prosto w środek klatki piersiowej. Bełt wszedł głęboko, a wokół niego, na całe ciało, rozchodził się świdrujący ból. Niemalże czułeś, jak uszkadza on Twoje mięśnie i narządy wewnętrzne, dotkliwie Cię osłabiając, lecz zapewne potrzeba byłoby kilku lub kilkunastu takich, aby zabić. Gnany impetem, upadłeś na pechowego kusznika, łamiąc mu kości i przyduszając do ziemi, przez co szybko wyzionął ducha. Nie wiedziałeś, z iloma wrogami masz do czynienia, ale jeden posłał swojego podwładnego na górę, nie wiedzieć czemu, a sam kopnął Twoje ciało, tak dla pewności.
-
Bilolus1
Czując to…złapał go za nogę ‐ i spróbował zerwać go ze schodów, lub chociaż powalić na ziemię ‐ a gdy to się udało, wykorzystując swoją nadludzką siłę ‐ spróbował wykorzystać go ponownie jako mięsną tarczę, nie chciał dawać im czasu na reakcje ‐ mimo że kasłał krwią, i cały szedł coraz wolniej ‐ próbował biec pod górę ze swym zakłądnikiem.
-
-
Kuba1001
Bilolus:
Wszystko Ci się powidło, a kusznicy nie byli aż tak oddani sprawie, aby zgładzić swojego kompana w celu zabicia Ciebie, więc gnałeś naprzód. Niestety, mogłeś ich tylko przetrącić, niezbyt jak miałeś okazję na zabicie wszystkich, więc po chwili strzelali w Twoje plecy. Szczęśliwie większość haniebnie spudłowali, a po chwili znalazłeś się na kolejnym rozdrożu, zaś głos Twojej pani podpowiadał, abyś udał się w lewo.
Vader:
Cała, ale kto wie, jak długo się ostanie? Niemniej, ruszyłeś dalej, wraz z Tobą też ten szaleniec i garść innych więźniów, różnorakich Magów wielu ras. Szczęśliwie nie biegłeś przodem, bo to Ciebie zabiłby jeden z Inkwizytorów, który ze sporym impetem otworzył najbliższe drzwi, nabijając na klingę swojego zaklętego miecza jednego z pechowych uciekinierów. Wszyscy automatycznie pognali w przeciwną stronę, jak najdalej od groźnego wroga, ale Ciebie Twój kompan pociągnął w jeszcze innym kierunku.
‐ Głupcy. ‐ mruknął pod nosem, śmiejąc się nieludzko. ‐ Zginą albo wrócą do cel. Za to nam się uda!