Posiadłość Von Orren'ów
-
Prace nie były szczególnie trudne czy męczące, co nieco się nawet przy okazji nauczyłaś. Gorzej, że skoro pracowałaś w kuchni, mając swój pokoik nieopodal, to nie miałaś żadnej wymówki, gdyby nakryto cię gdzieś poza nią. A podobno była tu łaźnia, w której pan tej posiadłości i jego kompani spędzali czas, miałaś więc przeczucie, ze to tam mogłabyś dowiedzieć się najwięcej.
-
Czekała więc na jakąś przerwę w pracy, żeby móc się rozejrzeć po budynku.
-
Przygotowanie posiłku dla tak wielu zebranych tu zabijaków trwało sporo czasu, ale gdy skończyłaś, została około godzina do rozpoczęcia obiadu i około trzech, gdy znowu będziesz potrzebna, aby przygotować kolację, miałaś więc czas wolny do wykorzystania.
-
Poszła więc pokręcić się po budynku, próbowała przy tym nie zwracać na siebie zbyt dużej uwagi. Szukała tej łaźni, o której słyszała.
-
Dość dobrze znałaś rozkład pomieszczeń na parterze, pozostały ci więc piętro i piwnica, gdzie jeszcze nie byłaś. Nie żeby drzwi tam prowadzące były zamknięte na klucz, po prostu zwykle ktoś przeganiał cię, gdy chciałaś wspiąć się schodami na górę lub zejść na dół.
-
Poszła po cichu na górę, żeby się tam rozejrzeć.
-
Odnalazłaś tam przede wszystkim sypialnie, w niektórych nawet spali lokatorzy, a poza tym pokoje codziennego użytku w rodzaju bawialni. Niemniej, tutaj nie znalazłaś tego, czego szukasz.
-
Poszła więc do piwnicy i tam też się rozejrzała.
-
Po zwiedzeniu piwniczki z trunkami równie obszernej jak kuchnia, w której pracowałaś, odnalazłaś saunę, chwilowo pustą. Usłyszałaś jednak kroki i głosy na schodach, póki co przytłumione, ale bez dwóch zdań zbliżające się z każdą chwilą.
-
Spróbowała szybko znaleźć jakąś kryjówkę.
-
Wyjście stąd czy schowanie się w jednej z balii było raczej kiepskim pomysłem, ale zauważyłaś małe drzwiczki w jednej ze ścian, co daje ci nadzieję, na znalezienie odpowiedniego schronienia, nim ktoś tu wejdzie.
-
Otworzyła więc te drzwiczki i schowała się tam.
-
Większość schowka, bo tym zapewne był, zajmowały miotły, szczotki, jakieś szmaty, brzozowe witki, cebrzyki i tym podobne, ale zdołałaś wślizgnąć się jakoś do środka i zamknąć za sobą drzwi. Zdałaś sobie jednak sprawę, że jeśli mężczyźni zdecydują się wziąć kąpiel, to odkryją cię tu bez trudu. Na szczęście chyba nie mieli takiego zamiaru, bo weszli do środka ubrani i zamiast wchodzić nago do bali, zamknęli za sobą drzwi i zaczęli rozmowę. Poznałaś, że jednym z nich był Zygmunt, awanturnik podający się za szlachcica.
- I co o tym myślisz? - zagadnął go drugi mężczyzna, jego kompan, choć nie pamiętałaś, jak się nazywa.
- A co mam myśleć? Kurwa, nie wiem. - odparł, widocznie poirytowany, lecz starał się trzymać emocje na wodzy i nie podnosić głosu.
- Faktycznie, chore. Miotła i psi łeb. Co to niby oznacza?
- Pewnie jakiś głupi żart, a co? Jakby pan z nami był to by wiedział.
- Zygmunt, ty tu teraz jesteś pan, zapomniałeś?
- Von Orren był tylko jeden. No, ale trudno. Jakoś sobie z tym poradzimy. Tylko pamiętaj, morda w kubeł, nikt poza mną nie wie, że to znalazłeś. Ale jakby co to daj znać reszcie, niech noszą broń pod ręką. I uzbrój czeladź, tak w razie co. Jak będą pytać to wciśnij im… Nie wiem, powiedz, że idziemy niedługo na polowanie.
- Da się zrobić. A ci nowi? Wiesz, ta dziewczyna i chłopak.
- A co ma z nimi być? Przecież nie jesteśmy bandziorami ani nic takiego. Ale niech ktoś ma ich na oku, boję się, że to wszystko może się jakoś ze sobą łączyć.
Po tej krótkiej naradzie obaj milczeli przez chwilę, aż w końcu wyszli, wracając zapewne do swoich obowiązków i raczej niewesołych myśli, sądząc po tym, co tu usłyszałaś. -
Poszła czym prędzej do Verofa, żeby mu opowiedzieć co usłyszała.
-
Szczęśliwie nie napotkałaś ich podczas powrotu na górę, co zrodziłoby tylko wątpliwości i niewygodne pytania. Chłopaka odnalazłaś bez trudu, całe dnie spędzał w stajni sprzątając ją, dbając o konie, często nawet tam spał i jadał. I tym razem zajęty był szczotkowaniem jednego z wierzchowców przechowywanych w posiadłości, ale przerwał, gdy cię zobaczył?
- Podwędziłaś dla mnie jabłko z kuchni? - zapytał z uśmiechem, ale gdy upewnił się, że nie ma nikogo w pobliżu, dodał ciszej: - Czegoś się dowiedziałaś? -
-Słyszałam rozmowę tego Zygmunta z jakimiś jego kompanami. Wydaje mi się, że ktoś próbuje ich zastraszyć. Jeden z nich też zapytał o nas, a ich szef powiedział, że nie są bandziorami, ale chce, żeby ktoś miał nas na oku. - Powiedziała Verofowi na ucho, żeby przypadkiem ktoś nie usłyszał.
-
- Zastraszyć? Słyszałaś coś więcej?
-
-Jeden z nich powiedział, że znalazł miotłę i psi łeb. Nie wiem co to może oznaczać, ale oni się tym chyba przejęli…
-
- Czyli my też powinniśmy. Spróbuję się stąd wymknąć i dać Łakom znać o tym wszystkim, pewnie ich to zainteresuje. A ty spróbuj dowiedzieć się czegoś jeszcze, jeśli dasz radę. Może to wystarczy, żebyśmy mogli już wrócić.
-
-A co jeśli cię złapią? Przecież mówili, że teraz będą nas bardziej pilnować…