Posiadłość Von Orren'ów
-
Zaprzeczył ruchem głowy.
- Nikt się nie pojawił. A czemu miałby? I co ty tu robisz? Jest coś, o czym powinniśmy wiedzieć? -
-Verof miał wam coś powiedzieć, ale to już nieważne… - Zacisnęła pięści i spojrzała Łakowi w oczy. - Niedaleko jest jeszcze jeden obóz, było tam z kilkadziesiąt osób. Usłyszałam rozmowę dwóch z nich, mówili coś o zabijaniu dla cesarza i że to jest ich ostatnia robota. To na pewno oni porwali Verofa!
-
Pokiwał w milczeniu głową, drapiąc się po bujnej brodzie.
- Jest nas za mało, żeby zaatakować ich obóz. Możemy liczyć na pomoc szlachcica z dworku i jego ludzi? -
-Wszyscy są tam teraz pijani, pewnie nawet mnie nie posłuchają… Albo wyśmieją.
-
- Powiedz dokładnie, gdzie jest ten obóz, a później udaj się tam i obserwuj tych ludzi. Gdyby zrobili coś niepokojącego lub wyruszyli, daj nam znać od razu. My zwiniemy obóz i poszukamy twojego przyjaciela, nasza misja tutaj się kończy.
//Nie musisz szukać informacji w poprzednich postach, gdzie ten obóz jest, po prostu napisz, że pokazałaś im, gdzie to jest, żeby nie przeciągać.// -
Wytłumaczyła im najlepiej jak potrafiła, gdzie znajduje się ten obóz i poszła go obserwować w ukryciu, tak jak jej rozkazał Łak.
-
Jeszcze nim opuściłaś ich obóz, zaczęli szykować się do wymarszu. Ty zaś dotarłaś pod obóz tajemniczych jeźdźców bez trudu, jednak od momentu twojej ostatniej wizyty sporo się zmieniło: ludzie składali namioty, pakowali je na końskie grzbiety, gasili ogniska, sprawdzali ekwipunek, a więc krótko mówiąc szykowali się do drogi. Jak mogłaś się łatwo domyślić z poprzednich rozmów i zdobytych informacji, najpewniej w kierunku posiadłości von Orrenów.
-
Rozejrzała się znów za Verofem, może tym razem, kiedy najeźdźcy zbierali się do drogi, byłaby w stanie go znaleźć.
-
Nie widziałaś go nigdzie, więc albo był w którymś z wciąż stojących namiotów, albo gdzieś poza obozem, o ile w ogóle został przez tych ludzi schwytany.
-
Upewniła się, czy byłaby w stanie zajrzeć do niektórych namiotów. Jeśli tak, to podkradła się do nich i sprawdziła, czy jest w nich Verof.
-
Miałaś spory potencjał do skradania się, a oni byli zajęci przygotowaniami do wymarszu, więc udało ci się podkraść na tyle blisko, aby wejść chyłkiem do jednego z namiotów. Nie znalazłaś tam jednak nic poza podróżnymi zapasami jedzenia i wody dla ludzi oraz ich koni.
-
Jeśli było to możliwe, to sprawdziła resztę namiotów, żeby się upewnić, że nie ma w nich Verofa.
-
Przeszukałaś tak kolejne dwa, znajdując w nich albo to samo, co wcześniej, albo nic, czasami namioty były bowiem kompletnie puste. Trzeci z kolei i jednocześnie jeden z ostatnich wydawał się podobny, było tam tylko kilka zamkniętych skrzyń, w tym jedna dość spora. Jednak na chwilę przed opuszczeniem namiotu to właśnie ona przykuła twoją uwagę, bo nie dość, że sama z siebie zaczęła się lekko poruszać i trząść, to po skupieniu się słyszałaś jakieś niewyraźne dźwięki, które z niej dobiegały, skutecznie tłumione przez grube ściany mebla.
-
Nie mogła być tego pewna, ale czuła, że w środku tej skrzyni zamknięty był Verof, dlatego na prędko obejrzała skrzynię i spróbowała ją otworzyć.
-
Szczęśliwie skrzynia nie była zamknięta na klucz lub cokolwiek w tym guście, choć samo podniesienie wieka było dla ciebie wyzwaniem, ważyło bowiem całkiem sporo. Ale gdy ci się to udało, odkryłaś, że mogło być gorzej, ta część skrzyni tylko z zewnątrz wydawała się ciężka i kompletna, po jego uchyleniu odkryłaś, że częściowo była wydrążona, w celu zapewnienia przepływu powietrza. A ten był bardzo ważny, bo w środku rzeczywiście znalazłaś Verofa, z zawiązanymi oczami, rękami i nogami oraz zakneblowanymi ustami, gdy próbował jakoś pozbyć się więzów, co jednak na nic się nie zdało.
-
Poczuła ogromną ulgę widząc Verofa całego i zdrowego, a poczucie strachu i niepokoju, które męczyło ją od dłuższego czasu wyparowało. Odruchowo zaczęła rozwiązywać Verofa, aby móc go jak najszybciej przytulić i uspokoić myśli w jego objęciach.
-
Ktokolwiek go skrępował, bez dwóch zdań się na tym znał i rozwiązanie wszystkich więzów zajęło ci o wiele więcej czasu, niż przypuszczałaś. Na szczęście z opaską i kneblem poszło szybciej, a gdy tylko był wolny, chłopak wyszedł ze skrzyni i cię przytulił.
- Musimy stąd uciekać, szybko! - powiedział szeptem po chwili, rozglądając się nerwowo wokół. -
-T-tylko powoli, jeśli za bardzo będziemy się spieszyć, to mogą nas zobaczyć… Chyba nie powinniśmy, póki co, iść do tamtego domu. - Odpowiedziała po cichu i złapała go za rękę. - Wróćmy do gości od Pana Czarodzieja, tam będziemy bezpieczni.
-
- Oni ich zabiją. - powiedział chłopak. - Zabiją ich wszystkich! Szlachcica i resztę ludzi z dworku. Słyszałem, że o tym mówili, zanim mnie złapali. Powinniśmy uciekać stąd jak najszybciej i jak najdalej.
-
-Uspokój się, proszę! Nie możemy się teraz zgubić biegając po tym lesie, musimy wrócić do tamtych ochroniarzy od pana Czarodzieja, sami na pewno nie damy rady stąd wyjść.