Posiadłość Von Orren'ów
- 
Rozejrzała się znów za Verofem, może tym razem, kiedy najeźdźcy zbierali się do drogi, byłaby w stanie go znaleźć. 
- 
Nie widziałaś go nigdzie, więc albo był w którymś z wciąż stojących namiotów, albo gdzieś poza obozem, o ile w ogóle został przez tych ludzi schwytany. 
- 
Upewniła się, czy byłaby w stanie zajrzeć do niektórych namiotów. Jeśli tak, to podkradła się do nich i sprawdziła, czy jest w nich Verof. 
- 
Miałaś spory potencjał do skradania się, a oni byli zajęci przygotowaniami do wymarszu, więc udało ci się podkraść na tyle blisko, aby wejść chyłkiem do jednego z namiotów. Nie znalazłaś tam jednak nic poza podróżnymi zapasami jedzenia i wody dla ludzi oraz ich koni. 
- 
Jeśli było to możliwe, to sprawdziła resztę namiotów, żeby się upewnić, że nie ma w nich Verofa. 
- 
Przeszukałaś tak kolejne dwa, znajdując w nich albo to samo, co wcześniej, albo nic, czasami namioty były bowiem kompletnie puste. Trzeci z kolei i jednocześnie jeden z ostatnich wydawał się podobny, było tam tylko kilka zamkniętych skrzyń, w tym jedna dość spora. Jednak na chwilę przed opuszczeniem namiotu to właśnie ona przykuła twoją uwagę, bo nie dość, że sama z siebie zaczęła się lekko poruszać i trząść, to po skupieniu się słyszałaś jakieś niewyraźne dźwięki, które z niej dobiegały, skutecznie tłumione przez grube ściany mebla. 
- 
Nie mogła być tego pewna, ale czuła, że w środku tej skrzyni zamknięty był Verof, dlatego na prędko obejrzała skrzynię i spróbowała ją otworzyć. 
- 
Szczęśliwie skrzynia nie była zamknięta na klucz lub cokolwiek w tym guście, choć samo podniesienie wieka było dla ciebie wyzwaniem, ważyło bowiem całkiem sporo. Ale gdy ci się to udało, odkryłaś, że mogło być gorzej, ta część skrzyni tylko z zewnątrz wydawała się ciężka i kompletna, po jego uchyleniu odkryłaś, że częściowo była wydrążona, w celu zapewnienia przepływu powietrza. A ten był bardzo ważny, bo w środku rzeczywiście znalazłaś Verofa, z zawiązanymi oczami, rękami i nogami oraz zakneblowanymi ustami, gdy próbował jakoś pozbyć się więzów, co jednak na nic się nie zdało. 
- 
Poczuła ogromną ulgę widząc Verofa całego i zdrowego, a poczucie strachu i niepokoju, które męczyło ją od dłuższego czasu wyparowało. Odruchowo zaczęła rozwiązywać Verofa, aby móc go jak najszybciej przytulić i uspokoić myśli w jego objęciach. 
- 
Ktokolwiek go skrępował, bez dwóch zdań się na tym znał i rozwiązanie wszystkich więzów zajęło ci o wiele więcej czasu, niż przypuszczałaś. Na szczęście z opaską i kneblem poszło szybciej, a gdy tylko był wolny, chłopak wyszedł ze skrzyni i cię przytulił. 
 - Musimy stąd uciekać, szybko! - powiedział szeptem po chwili, rozglądając się nerwowo wokół.
- 
-T-tylko powoli, jeśli za bardzo będziemy się spieszyć, to mogą nas zobaczyć… Chyba nie powinniśmy, póki co, iść do tamtego domu. - Odpowiedziała po cichu i złapała go za rękę. - Wróćmy do gości od Pana Czarodzieja, tam będziemy bezpieczni. 
- 
- Oni ich zabiją. - powiedział chłopak. - Zabiją ich wszystkich! Szlachcica i resztę ludzi z dworku. Słyszałem, że o tym mówili, zanim mnie złapali. Powinniśmy uciekać stąd jak najszybciej i jak najdalej. 
- 
-Uspokój się, proszę! Nie możemy się teraz zgubić biegając po tym lesie, musimy wrócić do tamtych ochroniarzy od pana Czarodzieja, sami na pewno nie damy rady stąd wyjść. 
- 
Pokiwał głową, oddychając kilka razy dla uspokojenia. 
 - Tak. Tak, masz rację. Wiesz jak się stąd wydostać?
- 
-Schyl się niżej i chodź za mną, tylko po cichutku… - Pociągnęła go lekko za rękę i postarała się jak najciszej poprowadzić z powrotem do Łaków Maga. 
- 
Szło wam to nader sprawnie, bo obóz wydawał się opustoszały, a na pewno mniej ludny, niż wtedy, gdy wkroczyłaś do niego po raz pierwszy. Z jednej strony mogliście dzięki temu łatwiej wywinąć się z tej opresji, ale z drugiej było to równie zaskakujące, co niepokojące. Ci ludzie musieli w końcu gdzieś pójść. Dworek szlachcica wydawał się oczywistym celem. Pytanie, czy chcesz tam jeszcze wracać, czy od razu skierujesz się do obozu? 
- 
Ze względu na Verofa i jego aktualny stan musiała zachować ostrożność, żeby nie wpakować się w większe kłopoty, szczególnie, że ta bitwa nie do końca była ich sprawą. Postanowiła wrócić do Łaków i z nimi omówić następne kroki. 
- 
//Idziesz tą samą trasą czy jakąś inną? Bo bądź co bądź jesteś w środku obozu pełnego niezbyt przyjaznych twarzy, więc chciałbym, żebyś była tu trochę bardziej konkretna.// 
- 
Wychodząc z obozu starała się prowadzić tą samą trasą, którą do niego przyszła, jednak wciąż wyglądała za potencjalnymi zagrożeniami i trzymała się nieoświetlonych ścieżek. 
- 
Szło wam dobrze, omijając nielicznie i raczej niedbale wykonujące swoje obowiązki straże. Pierwszy i jedyny, ale jednocześnie dość poważny, problem nastąpił tuż za obozem. W pewnym momencie zdałaś sobie sprawę, że nie możesz oderwać nogi od podłoża. Patrząc na Verofa zdałaś sobie sprawę, widząc jego zmieszaną i przerażoną twarz, że i on ma ten sam problem. Szybki rzut okiem na ziemię uświadomił ci, że oboje utknęliście w czymś na kształt ruchomych piasków, w które zapadliście się po kostki i w żaden sposób nie mogliście się z nich wyrwać. Było to co najmniej dziwne z tego powodu, że nigdy nie słyszałaś, aby gdzieś w Verden można było wpaść w ruchome piaski. 
 

