Wyspa Trolli
-
Tak określa się największą wyspę Archipelagu o dość nietypowym kształcie. O ile kształt jest nietypowy, to flora i fauna już zupełnie. Wyspa pokryta jest rozległą dżunglą pełną egzotycznych roślin, z których niektóre spotykane są tylko tutaj. Dżunglę tę zamieszkują nie tylko dzikie plemiona, ale też setki gatunków zwierząt, od powszechnie znanych jak tygrysy, lwy, krokodyle i karłowate słonie, aż po wielkie kraby, latające węże i słodkowodne rekiny. Przybrzeżne wody obfitują w zwykłe rekiny, a także morskie węże, elektryczne węgorze i płaszczki. Wokół nie brak też raf koralowych, na których rozbił się niejeden statek.
Wyspa Trolli nazywana jest tak, nie tylko przez środowisko, które zabije każdego nowego przybysza, ale głównie przez owe Trolle, których jest tu pełno. Naukowcy i badacze do dziś starają się wyjaśnić jak Trolle tu zawędrowały…
Ogółem to niewielu ma odwagę się tu zapuścić, ale właściwie po co to robić? Otóż podobno na Wyspie Trolli ktoś ukrył skarb. Nikt nie wie kto, kiedy, gdzie dokładnie i co to skarb, ale amatorów takich teorii nie brakuje. A, sądzą po wrakach, tych którzy spróbowali i przekonali się o tym na własnej skórze to również nie. -
Kuba1001
Bilo:
Kilka tygodni podróży, a teraz bity tydzień tutaj. Równo siedem dni Twoje okręty, których miałeś łącznie cztery, ostrzeliwały brzeg i nadbrzeżne okolice wyspy z balist, skorpionów, katapult, trebuszy i bombard, siejąc śmierć i zniszczenie pośród lokalnej fauny. Ale mimo tego, że trupy Trolli, drapieżników i innych tego typu potworków piętrzyły się w stosy, każda wysyłana co dzień na ląd grupa wojaków zawsze musiała się wycofać, na ogół ponosząc spore straty, tuż po wejściu do dżungli. -
Bilolus1
Baron stał przy burcie statku, wpatrując się w granicę dżungli, otulony swoim niedźwiedzim futrem zastanawiał się nad losami owej wyspy, powoli przeszedł się on do Kapitana swojego statku, kiwając w jego stronę głową.
‐ Kontynuujcie ostrzał, spróbujcie podpalić lasy…moja obecność w sumie nie ma tu sensu, wydaje mi się że pora wracać do Królestwa, za długo tu jestem…
-
Kuba1001
‐ Kilka razy miotaliśmy w kierunku wyspy pociski podpalone, a uprzednio polane słomą… Nic nie dało, pierwszy raz widzę coś takiego… A do tego nie dość, że drzewa są jakieś ognioodporne, to nie da się ich ściąć, odbijają ostrza pie**olonych toporów! ‐ krzyknął kapitan, którego imienia czy nazwiska nie pamiętałeś, acz admirał Cobble stwierdził, że to jego najlepszy dowódca, a chyba napomknął Ci też, że członek rodziny…
‐ Panie, panie! ‐ usłyszałeś nagle za sobą, a gdy odwróciłeś się, ujrzałeś wyraźnie zmęczonego i przerażonego Krasnoluda, jednego z licznych piechurów, których wysyłaliście na wyspę. Dobre kilkanaście sekund zajęło Ci stwierdzenie, że pod tą warstwą brudu, potu, zakrzepłej krwi, strachu i zmęczenia widzisz jakąś znajomą mordę… Później poznałeś w nim niejakiego Fundira, tego który obdarował Cię Kosą Śmierci podczas wyprawy na Żelazne Kuźnie, a także tego, którego awansowałeś na oficera prosto ze zwykłego szeregowca… I który zaciągnął się na tę misję na ochotnika, podobnie jak wielu członków Twojej gwardii. Ba, nawet Thorgrim, Thane i Dagna próbowali, ale akurat oni musieli zostać w państwie.
‐ Mów. ‐ rzucił kapitan, aby później skinąć głową swemu adiutantowi, który to pobiegł gdzieś, zapewne po bukłak wody lub medyka.
‐ Udało się, panie. ‐ powiedział Fundir. ‐ Poszło nas pięćdziesięciu, jak wychodziłem zostało osiemnastu… Ze mną ruszyło trzech innych gońców, ale chyba im się nie udało… Ale udało się, Królu! Zajęliśmy przyczółek, możemy iść dalej! ‐ krzyknął rozentuzjazmowany, a na jego twarzy po raz pierwszy od chwili pojawienia się zagościł szeroki uśmiech.
Przyczółek… Przełom… Ostatni wysiłek i cokolwiek, co kryje się na tej wyspie, będziesz mieć w zasięgu ręki… -
Bilolus1
Baron uśmiechnął się wesoło i zbliżył się do Fundrira aby poklepać go po tej zabrudzonej mordzie, a gdy już znalazł się krok od niego stwierdził
‐ W tym ataku ruszę z wami, a kiedy wrócimy na statki, i popłyniemy do Królestwa…panowie, urządzę ogromną ucztę a nasza potęga no cóż…Cesarz będzie jeszcze bardziej zdolny do ustępstw.‐ zaśmiał się Baron, rozglądając się za jakąś szalupą ‐ od razu gotów by ruszyć ‐. Zabieramy co możemy i lądujemy, panowie.
-
Kuba1001
Minęło ledwie kilka minut, a szalupa zaryła tępym dziobem w piasek plaży, a jej pokład zaczęli opuszczać członkowie Twojej gwardii oraz kilku zwykłych trepów, w tym oczywiście Fundir.
‐ Po drodze mieliśmy na karku trochę mięsożernych roślin, ale to nic groźnego… Bardziej trzeba uważać na strumienie, rzeki i jeziora, wychodzi na to, że nawet w małej kałuży czai się jakiś potwór krasnoludojad… Za mną. ‐ powiedział Fundir i machnął kilka razy toporzyskiem, aby później ruszyć po własnych śladach w kierunku miejsca, gdzie zostawił swój oddział, a przynajmniej to, co z niego zostało. -
-
-
-
Kuba1001
Parłeś naprzód, a oni nie mieli zamiaru teraz stchórzyć ani pozostawić swego Króla na pastwę tego, co czai się w ostępach tej wyspy, więc wszyscy ruszyli razem z Tobą, chronionym przez rozstawionych wokół gwardzistów. O dziwo, idąc przez dżunglę nie natrafiliście na nic groźnego przez prawie kwadrans, a Ty kilka razy zostałeś porażony odbitymi promieniami słonecznymi… Odbitymi najpewniej od ścian tej wieży, gdzie czekał na Ciebie Twój upragniony artefakt… Cóż, dobra passa się wreszcie skończyła, gdy z dżungli zasypały Was oszczepy, strzały i małe strzałki wystrzelone z dmuchawek. Oczywiście nie robiło to wrażenia na obitych w płytę, blachę i kolczugę Krasnalach, ale ciężko będzie kontynuować marsz z takim towarzystwem na głowie…
-
-
-
-
Kuba1001
Przedarliście się przez dżunglę bez większych problemów, jednakże w końcu dotarliście w okolice wieży. Stąd widzieliście tylko jak od czasu do czasu pobłyskuje promieniami odbitego słońca, jednakże była szczelnie pokryta bluszczem i inną roślinnością. Jednakże nie to było Waszym problemem. Także nie pułapki w środku, o ile były. Tylko Trolle kręcące się wokół wieży, w tym osobniki największe, jakie w życiu widziałeś, przypominające gabarytami młode Olbrzymy lub Gigantów. Do tego były ich setki.
-
-
-
-
-
-
Kuba1001
‐ Na pohybel. ‐ powiedział Fundir.
‐ Na pohybel, ku*wa. ‐ dodał dowódca gwardii.
‐ Na pohybel! ‐ powtórzyli chórem pozostali żołnierze i ruszyli, aby zrobić to, co było w ich powinności: Odciągnąć Trolle. Posłużyły im do tego bełty wystrzelone z kusz, okrzyki i uderzanie ostrzami broni o tarczę. Po osiągnięciu efektu zaczęli długi bieg na swoich krótkich nóżkach, a za nimi pobiegły Trolle. Problem był tylko taki, że odciągnęli tak mniej więcej jedną trzecią, reszta wciąż niewzruszenie trwała wszędzie wokół wieży. -
Bilolus1
Baron westchnął głęboko, starając się utrzymać swoje bijące ze strachu serce w ryzach ‐ po czym wycelowawszy swą włócznię gdzieś w bok od miejsca największej koncentracji zakrzyknął.
‐ Niech nie ma siły…tylko zabłyśnie i pie**olnie, przyjacielu. LAKIS !‐ a zaraz po tym, znacznie ciszej ‐. Romin Signul…‐ i ruszył do paszczy lwa, kierując się do wieży ‐.
-
-
-
-
-
-
-
-
-
Kuba1001
Nie udało się, ponownie. Najpewniej zostałbyś teraz zmiażdżony i tak skończyłby się sny o potędze i sama potęga Królestwa Krasnoludów, gdyby nagle Trolle nie zatrzymały się w miejscu niczym kamienne posągi, z czym związek mogło mieć dziwne buczenie, jakby dobiegające z wieży. Tym dziwniejsze, że bestie po chwili się rozstąpiły, najwidoczniej pozwalając Ci wejść do środka wieży.
-
-
-
-
Kuba1001
Chwilę po tym jak przekroczyłeś drzwi, te się zamknęły i zniknęły, pozbawiając Trolle możliwości dopadnięcia Ciebie, a jednocześnie odcinając Ci drogę ucieczki. W ten sposób możesz tylko i wyłącznie brnąć przed siebie, na przykład po materializujących się teraz spiralnie zakręconych schodach.
-
-
Kuba1001
W miarę im wyżej wchodziłeś, kolejne stopnie za Tobą znikały, więc z czasem powrót stał się niemożliwy: Upadek z tak wielkiej wysokości zabiłby nawet Ciebie. Dlatego też musiałeś przeć naprzód, wciąż w górę. Po około dwóch kwadransach mozolnej wspinaczki, zlany potem i w pancerzu, który ciążył Ci niewiarygodnie mocno od wielu lat, znalazłeś się na szczycie, naprzeciw drzwi, poza którymi nic tu nie było.
-
-
-
-
-
-