Wyspa Trolli
-
Bilolus1
Baron stał przy burcie statku, wpatrując się w granicę dżungli, otulony swoim niedźwiedzim futrem zastanawiał się nad losami owej wyspy, powoli przeszedł się on do Kapitana swojego statku, kiwając w jego stronę głową.
‐ Kontynuujcie ostrzał, spróbujcie podpalić lasy…moja obecność w sumie nie ma tu sensu, wydaje mi się że pora wracać do Królestwa, za długo tu jestem…
-
Kuba1001
‐ Kilka razy miotaliśmy w kierunku wyspy pociski podpalone, a uprzednio polane słomą… Nic nie dało, pierwszy raz widzę coś takiego… A do tego nie dość, że drzewa są jakieś ognioodporne, to nie da się ich ściąć, odbijają ostrza pie**olonych toporów! ‐ krzyknął kapitan, którego imienia czy nazwiska nie pamiętałeś, acz admirał Cobble stwierdził, że to jego najlepszy dowódca, a chyba napomknął Ci też, że członek rodziny…
‐ Panie, panie! ‐ usłyszałeś nagle za sobą, a gdy odwróciłeś się, ujrzałeś wyraźnie zmęczonego i przerażonego Krasnoluda, jednego z licznych piechurów, których wysyłaliście na wyspę. Dobre kilkanaście sekund zajęło Ci stwierdzenie, że pod tą warstwą brudu, potu, zakrzepłej krwi, strachu i zmęczenia widzisz jakąś znajomą mordę… Później poznałeś w nim niejakiego Fundira, tego który obdarował Cię Kosą Śmierci podczas wyprawy na Żelazne Kuźnie, a także tego, którego awansowałeś na oficera prosto ze zwykłego szeregowca… I który zaciągnął się na tę misję na ochotnika, podobnie jak wielu członków Twojej gwardii. Ba, nawet Thorgrim, Thane i Dagna próbowali, ale akurat oni musieli zostać w państwie.
‐ Mów. ‐ rzucił kapitan, aby później skinąć głową swemu adiutantowi, który to pobiegł gdzieś, zapewne po bukłak wody lub medyka.
‐ Udało się, panie. ‐ powiedział Fundir. ‐ Poszło nas pięćdziesięciu, jak wychodziłem zostało osiemnastu… Ze mną ruszyło trzech innych gońców, ale chyba im się nie udało… Ale udało się, Królu! Zajęliśmy przyczółek, możemy iść dalej! ‐ krzyknął rozentuzjazmowany, a na jego twarzy po raz pierwszy od chwili pojawienia się zagościł szeroki uśmiech.
Przyczółek… Przełom… Ostatni wysiłek i cokolwiek, co kryje się na tej wyspie, będziesz mieć w zasięgu ręki… -
Bilolus1
Baron uśmiechnął się wesoło i zbliżył się do Fundrira aby poklepać go po tej zabrudzonej mordzie, a gdy już znalazł się krok od niego stwierdził
‐ W tym ataku ruszę z wami, a kiedy wrócimy na statki, i popłyniemy do Królestwa…panowie, urządzę ogromną ucztę a nasza potęga no cóż…Cesarz będzie jeszcze bardziej zdolny do ustępstw.‐ zaśmiał się Baron, rozglądając się za jakąś szalupą ‐ od razu gotów by ruszyć ‐. Zabieramy co możemy i lądujemy, panowie.
-
Kuba1001
Minęło ledwie kilka minut, a szalupa zaryła tępym dziobem w piasek plaży, a jej pokład zaczęli opuszczać członkowie Twojej gwardii oraz kilku zwykłych trepów, w tym oczywiście Fundir.
‐ Po drodze mieliśmy na karku trochę mięsożernych roślin, ale to nic groźnego… Bardziej trzeba uważać na strumienie, rzeki i jeziora, wychodzi na to, że nawet w małej kałuży czai się jakiś potwór krasnoludojad… Za mną. ‐ powiedział Fundir i machnął kilka razy toporzyskiem, aby później ruszyć po własnych śladach w kierunku miejsca, gdzie zostawił swój oddział, a przynajmniej to, co z niego zostało. -
-
-
-
Kuba1001
Parłeś naprzód, a oni nie mieli zamiaru teraz stchórzyć ani pozostawić swego Króla na pastwę tego, co czai się w ostępach tej wyspy, więc wszyscy ruszyli razem z Tobą, chronionym przez rozstawionych wokół gwardzistów. O dziwo, idąc przez dżunglę nie natrafiliście na nic groźnego przez prawie kwadrans, a Ty kilka razy zostałeś porażony odbitymi promieniami słonecznymi… Odbitymi najpewniej od ścian tej wieży, gdzie czekał na Ciebie Twój upragniony artefakt… Cóż, dobra passa się wreszcie skończyła, gdy z dżungli zasypały Was oszczepy, strzały i małe strzałki wystrzelone z dmuchawek. Oczywiście nie robiło to wrażenia na obitych w płytę, blachę i kolczugę Krasnalach, ale ciężko będzie kontynuować marsz z takim towarzystwem na głowie…
-
-
-
-
Kuba1001
Przedarliście się przez dżunglę bez większych problemów, jednakże w końcu dotarliście w okolice wieży. Stąd widzieliście tylko jak od czasu do czasu pobłyskuje promieniami odbitego słońca, jednakże była szczelnie pokryta bluszczem i inną roślinnością. Jednakże nie to było Waszym problemem. Także nie pułapki w środku, o ile były. Tylko Trolle kręcące się wokół wieży, w tym osobniki największe, jakie w życiu widziałeś, przypominające gabarytami młode Olbrzymy lub Gigantów. Do tego były ich setki.
-
-
-
-
-
-
Kuba1001
‐ Na pohybel. ‐ powiedział Fundir.
‐ Na pohybel, ku*wa. ‐ dodał dowódca gwardii.
‐ Na pohybel! ‐ powtórzyli chórem pozostali żołnierze i ruszyli, aby zrobić to, co było w ich powinności: Odciągnąć Trolle. Posłużyły im do tego bełty wystrzelone z kusz, okrzyki i uderzanie ostrzami broni o tarczę. Po osiągnięciu efektu zaczęli długi bieg na swoich krótkich nóżkach, a za nimi pobiegły Trolle. Problem był tylko taki, że odciągnęli tak mniej więcej jedną trzecią, reszta wciąż niewzruszenie trwała wszędzie wokół wieży. -
Bilolus1
Baron westchnął głęboko, starając się utrzymać swoje bijące ze strachu serce w ryzach ‐ po czym wycelowawszy swą włócznię gdzieś w bok od miejsca największej koncentracji zakrzyknął.
‐ Niech nie ma siły…tylko zabłyśnie i pie**olnie, przyjacielu. LAKIS !‐ a zaraz po tym, znacznie ciszej ‐. Romin Signul…‐ i ruszył do paszczy lwa, kierując się do wieży ‐.
-