‐ Jasne… ‐ powiedział i chyba miał dodać coś więcej, ale powstrzymał się, gdy z szeregu zbrojnych wystąpił sam Oghren i ruszył powoli, całkiem sam, w kierunku wrogiej armii.
Po chwili szeregi wrogich zastępów opuścił inny Krasnolud, łysy lecz o rudej brodzie i bokobrodach, zakuty w ciężki pancerz i uzbrojony w wielki młot bojowy nabijany kolcami. Stanęli naprzeciw siebie, mierzyli się chwilę wzrokiem i powoli ruszyli ku sobie.
Nikt ie raczył Ci odpowiedzieć, bo i odpowiedź ukazała się sama, gdy dwóch Krasnoludów uścisnęło się serdecznie niczym starzy przyjaciele. Po chwili zaczęli mówić coś w swoim języku, czego niestety nie mogłeś zrozumieć.
Porozumienia nie miał nadal jak opić, więc jedynie westchnął i postanowił przyglądać się swojemu dowódcy, może próbowaliby go otruć, kto wie czy w tych czasach ktoś, by tego nie zrobił.
Nic takiego się nie zdarzyło i po tej jakże krótkiej, według wielu za krótkiej, popijawie obie armie zebrały się razem i niczym jedna ruszyły w innym kierunku.
‐ Rozpie**olę ich wszystkich. ‐ powiedział z przekonaniem Pwent. ‐ Do tego Ci idioci budują swoje miasta praktycznie odsłonięte, tylko jedną częścią przystające do gór.