Dzikie Pola
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
Kuba1001
Była to sala urządzona typowo po krasnoludzku: rzeźby z marmuru, srebrne ozdoby wszelkiego rodzaju i wielkości, w oddali słychać było kucie młotów kowalskich, nie brak było także brodatych rzemieślników, kupców, górników i kowali. Poza nimi naliczyłeś około trzech tuzinów żołnierzy, każdy chronił swoje ciało tarczą, hełmem oraz zbroją lub kolczugą, a za broń służyły im bojowe młoty i topory różnego typu. Nad sobą zauważyłeś wygięty łukowato, kamienny most, na którym stały balisty oraz kusznicy.
‐ Nie ma to, jak, ku*wa, w domu. ‐ powiedział Krasnolud. Może i nie widziałeś, ale dałbyś rękę, lub inną ważną kończynę, że otarł teraz wierzchem dłoni łzę spływającą po policzku, nim znów założył rękawicę. -
-
-
-
-
-
Kuba1001
Krasnolud nie odpowiedział, a jedynie znów ruszył przodem, prowadząc Was kolejnymi korytarzami, aż trafiliście pod żelazne wrota pilnowane przez okutych w metal od stóp do głów wojowników, z czego każdy dysponował długim toporem dwuręcznym. Wasz przewodnik jedyne skinął im głową, a oni otworzyli bramę. Trafiliście do dużego pokoju, gdzie centralne miejsce zajmował kamienny stół i kamienne krzesła przykryte skórami i futrami. Były również pochodnie dające światło i palenisko, które ogrzewało ten niezbyt ciepły przybytek. Wszyscy rozsiedli się na krzesłach, a gospodarz powiedział:
‐ Zaraz zaczniemy naradę, ale dopiero, gdy pojawi się mój zaufany Krasnal. -
-
Kuba1001
Nie czekaliście długo, bo po chwili po korytarzu dało się słyszeć kroki obutych stóp i jakąś sprośną piosenkę, a po chwili drzwi stanęły otworem, a w nich pojawił się osobliwy Krasnolud. Miał czarne włosy, brodę i wąsy, wszystko długie, bo niestrzyżone, oraz tłuste. Na sobie miał osobliwy pancerz, który właściwie pełen był kolców różnego rodzaju. Największe miał na knykciach rękawic, kolanach, łokciach, barkach i przedramionach. Posiadał także hełm, również zakończony wielkim szpikulcem. Co ciekawe, nie posiadał on żadnej broni w rodzaju topora. No i śmierdział. Zwyczajnie cuchnął, jakby nigdy się nie mył.
‐ Panowie, oto Thybedrolf Pwent, mój zaufany szałojownik. ‐ wytłumaczył Oghren i jako pierwszy zaprosił go do stołu. Krasnolud, skrzypiąc, zajął miejsce i zmierzył każdego wzrokiem. Jako że Ciebie widział po raz pierwszy, to właśnie na Tobie zatrzymał go na dłuższą chwilę. -