Teraz widownia już nie wytrzymała, śmiech odbijał się od ścian podziemnego kompleksu przez bity kwadrans. Zapewne gdybyś miał ciało, częstowano by Cię teraz najlepszymi kawałkami mięsiwa i doskonałym piwem, ale na chwilę obecną musisz obejść się smakiem.
Może kiedyś jeszcze dane mu będzie porządnie zjeść, teraz jednak najbardziej był skupiony na zebraniu dostatecznie dużej ilości mocy. Postanowił jeszcze tak zabawiać publikę czy też oglądać jak inni grają przez resztę tej biesiady.
Zauważyłeś, że armia była dość spora, bo liczyła wszystko, co wymienił wczoraj Pwent ‐ dwudziestu kuszników, pięćdziesięciu zbrojnych i balisty w liczbie trzech razem z obsługą.
Bez większych wstępów wojska uformowały się w równy dwuszereg, Oghren ruszył pierwszy, otwierając im wejście w skale, a później ruszyli zbrojni, kusznicy, balisty z obsługą, Ty i szłojownik na końcu.
‐Jeżeli mi powiecie jak wyglądają dowódcy goblinów to może nawet załatwię ich bez waszej pomocy, rzecz jasna o ile mają oni swój obóz pod gołym niebem.
Kiwnął głową, lecz nic więcej nie mówił. W końcu opuściliście górę i ruszyliście przez otwarte równiny, rzecz jasna w zwartym szyku, jak na krasoludzkie wojsko przystało.
Jemu i tak ciężko jest jakkolwiek się schować, to wzleciał w powietrze i obserwując jak idą krasnoludy leciał za nimi i spoglądał też na kierunek w jakim się udają.