Your browser does not seem to support JavaScript. As a result, your viewing experience will be diminished, and you have been placed in read-only mode.
Please download a browser that supports JavaScript, or enable it if it's disabled (i.e. NoScript).
Prowadzili Cię dalej i, jeśli było trzeba, pomagali Ci iść.
Szedł więc :V
I tym sposobem znalazłeś się pod dużym namiotem stojącym pod rozłożystym dębem.
Wszedł do niego.
W koncie leżał zwinięty koc i poduszka, na środku palił się ogień, a na nim w garnku gotowała się jakaś mikstura. Gdzieniegdzie stały fiolki z różnymi składnikami.
// Kącie* Rozejrzał się za jakąś osobą. ‐ Halo?
//Kont pomieszczenia. Kąt prosty. Jest różnica.// Jakoś nikogo nie było.
Poszukał czegoś, na czym mógłby usiąść. Zaczął czekać.
Mogłeś usiąść na ziemi. I tyle. Spokój.
Czekał.
W końcu do namiotu weszły dwa Gobliny. Miały na sobie dziwne nakrycia głowy, długie płaszcze i wisiorki z zębów. Pewnie szamani. Czy coś.
Wstał. Czekał na coś :V
Właściwie do kazali Ci znów usiąść. ‐ Ty ranny? ‐ zapytał jeden z nich.
Zrobił to. ‐ Ta.
Kiwnął głową i poszedł dorzucić coś do mikstury, która nadal warzyła się na ognisku. Drugi został i nie spuszczał Cię z oczu.
Miał złe przeczucia co do mikstury, ale czekał spokojnie.
O ile mikstura była dla Ciebie. Gdy Goblin skończył wyszedł wraz z towarzyszem. ‐ Czekać na szamankę. ‐ rzucił na odchodnym.
Nie odpowiedział. Wykonywał polecenie.
I po chwili Gobliny wróciły, odsuwając przed kimś klapę namiotu.
Patrzył w miejsce, z którego prawdopodobnie wyłoni się twarz (o ile nie jest ku*wa orkiem) szamanki.