Penkurth
-
- Przykro mi z tego powodu, ale jeśli Cię to pocieszy, Gildia będzie teraz Twą nową rodziną. Chodźmy. - powiedział, chcąc zapewne zaprowadzić Cię do swojego przełożonego, ale nie uszliście daleko, gdy w okolicy zapanował spory ruch, a wszędzie zaczęły przemykać mniejsze i większe grupki najemników, żołnierzy oraz kilku pojedynczych Magów.
-
Chłopak poszedł za swoim przewodnikiem, starając się ze wszystkich sił trzymać go i nie zgubić w narastającym tłumie, nie mając pojęcia, co się dzieje. Miał jednak bardzo nieprzyjemne przeczucia, a jego ciało natychmiast uwolniło sporą dawkę adrenaliny, był gotowy w każdej chwili stanąć do walki
-
- Pewnie kolejny atak. - wyjaśnił, jakby czytając Ci w myślach, choć nie było to raczej potrzebne, dość dobrze czytał z Twojej mimiki i gestów ciała. - Nic poważnego, zwykle zdarzają się dwa lub trzy razy dziennie, wciąż wysyłają swoje mięso armatnie, aby nas czymś zająć.
-
Chłopak dalej był mocno podbudowany, jednak skinął głową dosyć spokojnie -Czaję. Też powinniśmy tam iść?-
-
- Jeśli chcesz to śmiało. - odparł Amhiranta, któremu było to widocznie wszystko jedno.
-
Chłopak już chciał pobiec ze wszystkimi, gdy nagle zakręciło mu się w głowie. Był niewyspany, odwodniony i głodny, a do tego zagubiony i niestabilny emocjonalnie. Skłonił się drugiemu magowi, a na jego twarzy odmalował się wyraz słabości, zaraz zastąpiony przepraszającym grymasem uśmiechu
-Boję się, że chyba powinienem zacząć od spotkania się z mistrzem, bardzo chciałbym, no, nie zginąć zanim nie ukończę misji- -
Skinął głową i przyspieszył kroku, prowadząc Cię do górującej nad całym miastem wieży, która stała w centrum większego kompleksu, pilnowanego przez zwykłych strażników i najemników, jak i Magów bojowych, takich jak Amhiranta, oraz zwykłych Magów, o wiele potężniejszych w sztukach tajemnych, choć słabszych w bezpośrednim starciu.
- Zaczekaj tu. - polecił Ci Twój kompan, kierując się po schodach do wspomnianej już wieży.
//Słaba jakość odpisu, bo jakoś nie mam weny i ochoty, ale to i tak tylko wprowadzenie do rozmowy z NPC.// -
//Widywałem i dawałem znacznie gorsze w karierze pbfowej//
Skinął głową i usiadł przed wejściem w siadzie klęcznym, wykonując polecenia starszych rangą tak jak uczyli go rodzice. Równocześnie zdał sobie właśnie sprawę, że nie może już więcej polegać na ich radach i naszedł czas by się usamodzielnić i… nagła, niezrozumiała fala emocji przetoczyła się przez jego osobę, skupił się więc na oddechu i medytacji, by ją opanować
-
Szczęśliwie Twoje emocje i stan wróciły do normy, przynajmniej w teorii, bo miałeś sporo czasu na uspokojenie się podczas medytacji. Nie byłeś pewien w jakim stopniu związane to było z opieszałością Magów, ale może szybciej się nie dało, tego w zasadzie nie wiesz. Tak czy siak, Amhiranta w końcu wrócił, towarzyszyło mu dwóch strażników w pełnych zbrojach, hełmach, z mieczami u pasa i halabardami w dłoniach.
- Odeskortują Cię, mi zabroniono iść dalej. - wyjaśnił przepraszającym tonem, widocznie niezbyt zadowolony z tego, że musi pozostawić Cię z tym samego, ale taki dostał najwidoczniej rozkaz. -
- Rozumiem - skłonił się w pół - Dziękuję za całą pomoc i za doprowadzenie mnie tu. Oby nasze nici niedługo znowu splotły się w ściegu świat - powiedział tradycyjne pożegnanie swego ludu, po czym ruszył wraz z dwójką zbrojnych
-
- Mi też było miło. - odparł Amirantha, nieco zdziwiony, tak zapewne tradycyjnie żegnał się jego lud. Niemniej, wkroczyłeś do wieży, która była czymś z obcego, dawnego i wręcz zapomnianego świata. Symbolizowała potęgę Gildii Magów, choć obecnie obserwuje się jej zmierzch, to wykonany z marmuru, granitu, kości słoniowej, cedru, złota, srebra, inkrustowany kamieniami szlachetnymi, perłami i bursztynem budynek przypominał właśnie zenit tej chwały. Podobnie jak mijane pomieszczenia, choć miałeś tylko ułamek sekundy, aby rzucić na nie okiem, przez szybkie tempo narzucone przez strażników, to mogłeś śmiało powiedzieć, że tak wiele ksiąg, manuskryptów, zwojów, rękopisów i innych nośników wiedzy nie było łącznie na całym świecie. Dlatego spodziewałeś się, że zostaniesz przyjęty w równie monumentalnym pomieszczeniu, wyobrażałeś sobie wielki stół, a za nim lewitujące krzesła dla dziesiątek Magów z całego świata, wszystkich gildyjnych Mistrzów, wielką salę pełną pomników tych, którzy dawniej stali na czele Gildii i tym podobne, a trafiłeś do niewielkiego saloniku z dwoma fotelami przy kominku, w którym buchał ogień. Obok był też regał z książkami, a nieco dalej część bardziej formalna, czyli dwa krzesła i fotel rozdzielone przez zawalone przyborami do pisania, papierzyskami i tym podobnymi biurko. Strażnicy wyszli bez słowa, zostawiając Cię tu samego.
-
I cały ten piękny przepych starty na proch racicami bestii… Jeśli to miejsce upadnie, to to samo może stać się z całą resztą świata
Chłopak odetchnął z ulgą, że gabinet jest raczej skromny i niewielki, cały ten przepych poprzednich sal był przytłaczający. Stanął w swobodnym rozkroku z rękami skrzyżowanymi na piersi w oczekiwaniu aż pojawi się tajemniczy gospodarz -
I pojawił się, bowiem były tu jeszcze drzwi. A właściwie to się pojawiła. Nie byłeś pewien, czy jej piękno było naturalne, wspomagane kosmetykami czy może Magią, zdawało Ci się nawet, że musi mieć w swoich żyłach nieco elfickiej krwi, która za to odpowiada, ale nieważne. Jeden jej uśmiechem sprawił, że kolana niemal się pod Tobą ugięły, a wypowiedziane słowa ledwo co zrozumiałeś, za bardzo skupiając się na ich brzmieniu niż na treści. Ale chyba chodziło jej o to, żebyś zajął miejsce w jednym z foteli przy kominku, bo sama się do jednego kierowała.
-
Zaskoczyła go własna reakcja, musiało to wynikać z egzotycznego dla niego wyglądu kobiety, a nie tego że jakoś niezwykle pociągająca w jego guście, wydawała się taka… krucha w porównaniu z kobietami które znał i mu się podobały. Postarał się nie dać nic po sobie poznać - ukłonić się wpół, powitać się oficjalnie i usiąść lekko na fotelu, gotowy w każdym momencie wstać na rozkaz kobiety.
-
Zajęła miejsce w drugim fotelu i dała Ci znać, abyś przemówił. Możesz teraz tylko żałować, że nie skupiłeś się na tym, co mówiła wcześniej, bo nie jesteś w sumie pewien, czy już się przedstawiła, jeśli tak, to jak się nazywa, czy Ty powinieneś się przedstawić, czy przejść może od razu do sedna?
-
Uznałem w takim razie, że najlepiej zrobić to, co było w tej sytuacji najbezpieczniejszym wyjściem - przejść bezpośrednio do sedna sprawy.
- Nazywam się Asell, pani, syn mistrza Semi Atariego ze Złych Ziem. Przybywam ze smutnym poselstwem, ale również z spisanymi osiągnięciami czarów przeciw magii ognia, które odkryli moi rodzice, według nich przełomowe techniki. Obie te rzeczy miałem dostarczyć bezpośrednio przywódcy Gildii Magów - powiedział poważnie -
Pokiwała głową i milczała przez chwilę.
- Rozumiem. Czy chcesz opowiedzieć więcej o sobie, rodzicach i całą tą wiedzą, którą przyniosłeś, czy może po tak długiej podróży potrzebujesz odpoczynku lub czegokolwiek innego? -
- Jeśli mógłbym być szczery, Pani, bardzo chciałbym odpocząć po podróży, a abym był w stanie to zrobić, muszę dokończyć swoją misję - chłopak uznał, że wszystko co ma do powiedzenia powinien przekazać tej kobiecie, prawdopodobnie najwyżej postawionej osobie z jaką będzie miał okazję porozmawiać, kimkolwiek by nie była. W każdym razie tak wywnioskował po jej zachowaniu.
- Wieści, które mam przekazać, nie są wesołe. Mój ojciec, mistrz Semi Atiri że Złych Ziem, moja matka mistrzyni Avi Atiri, i całe nasze plemię zostało pokonane przez demony. Większość nas zginęła. Niejaki Aspertalem, dowódca potworów, wziął oboje moich rodziców w służbę jako Upadłych. To była cena, za jaką moi rodzice wynegocjowali moje życie i wolność. Dzięki mojemu uratowaniu przetrwa też ich działa mogły przetrwać - chłopak wyjął najcenniejszy że zwojów, dotyczący Pełnego Zgaszenia, który zawsze nosił bezpośrednio przy sobie - Moi rodzice pracowali nad sposobami na pokonanie magii ognia. To ich największe dzieło, ale mam też wszystkie inne ich notatki i księgi. Wierzyli, że Gildii uda się dokończyć Pełne Zgaszenie i wykorzystać ich wiedzę do pokonania tego plugastwa - chłopak podał kobiecie zwój i skłonił się -
- Nie masz nawet pojęcia, jak wiele zrobiłeś dla mnie, Gildii i całego świata. - powiedziała pewnie, choć z wrażenia lub wzruszenia głos się jej nieco załamał na początku. - Jeśli to, co mówisz, jest prawdą, to poświęcenie twoich rodziców nigdy nie zostanie zapomniane, a ty otrzymasz od nas wszystko, czego zapragniesz, w ramach podziękowania… Choć wątpię, aby rzeczywiście znalazło się coś, co może zrównoważyć te dary.
-
- Pani, jeśli mogę się ośmielić, mam tylko jedną prośbę - pozwólcie mi walczyć i uczyć się u waszego boku. Ja sam nie jestem bohaterem tylko prostym posłańcem, ale moi rodzice byli bohaterami i mam u nich dług życia i honoru. Jedyne, o co mogę prosić to okazja, aby choć po części spłacić ten dług, kontynuując ich dzieło walki z plugastwem które ich zgubiło - chłopak skłonił się nisko, zaciskając pięści