Sainen
-
Kolejne spośród ostatnich wolnych miast ludzi. Sainen nie zawdzięcza tego jednak obecności Magów w swoim garnizonie, jest ich może garstka. Na skuteczną obronę tego miasta, które ostatnio oblężono około roku temu, a próbujący tego dokonać Demon ostatecznie zwinął resztki swej armii, gdy kilka miesięcy szturmów nic nie dało, składa się wiele czynników.
Jego garnizon liczy ponad dziesięć tysięcy żołnierzy i to w pełnym znaczeniu tego słowa: To nie jakaś tam milicja czy miejska straż, te formacje są zmarginalizowane i pełnią jedynie funkcje porządkowe. Żołnierze Sainen to w większości Kundle, zahartowani w bojach i doświadczeni najemnicy, choć nie tylko. Do wielkiego portu handlowego miasta praktycznie codziennie przybywają kolejne statki i okręty. Odbierają stąd różne towary, to wciąż największy punkt handlowy świata, a przywożą bandy popaprańców, awanturników i szaleńców, gotowych walczyć z Demonami o to miasto, zakutych w stal i uzbrojonych w nowoczesne karabiny krasnoludzkich wojów, ich Golemów, gildyjnych Magów, żołnierzy wyspiarskiego królestwa… Trwa to co prawda od wielu lat, ale o ile wcześniej te posiłki, tak jak olbrzymie ilości zapasów wody, medykamentów, prowiantu, broni, prochu i amunicji, miały na celu skuteczną obronę miasta, tak mówi się o tym, że teraz wyprowadzone zostaną stąd liczne uderzenia na Demony, a świat wreszcie się zjednoczy i przejdzie z obrony do ataku. Póki co, to jedynie plotki. Choć rozgrzewają serca i umysły, to nie ma co dawać im przesadnej wiary.
Poza zewnętrznymi liniami umocnień, Sainen słynie też z rozległego kompleksu portowego, gdzie w czasach świetności miasta mogły przybijać jednocześnie setki okrętów i statków handlowych. Poza tym kupić tu można praktycznie wszystko, od nowoczesnej broni palnej, przez egzotyczne towary, na pierwszorzędnych pancerzach, księgach i dzikich zwierzętach skończywszy. Poza tym miasto oferuje rozrywkę w postaci setek karczm i burdeli, a także kasyn i aren gladiatorów. Ma też coś, czego nie ma i nie miało wcześniej żadne inne miasto, czyli sieć fos, grobli i kanałów, okalających całe miasto i będących jego głównymi szlakami komunikacji, przewozu dóbr i towarów. Tutaj też znajduje się główna siedziba Kundli i Związku Sainenskiego. -
Benegar
Zadowolony uśmiechnąłem się widząc drogowskaz; do miasta pozostało mi jedynie kilka godzin. Lekkim ruchem popędziłem konia, lecz stałem się bardziej ostrożny. Doświadczenie podpowiadało, że ten ostatni, końcowy etap zwykle jest najbardziej interesujacy. -
A i owszem, bo jadąc głównym traktem nagle zostałeś zaskoczony przez bandę kilku ludzi, którzy wyskoczyli zza małego wzgórza, dzierżąc kusze, maczugi, jednoręczne miecze, tarcze i toporzyska dwuręczne. Szczęśliwie, rzecz jasna dla nich, nie dla Ciebie, dla Inkwizytora byłaby to tylko rozgrzewka, nie byli to zwykli bandyci, tych w okolicy nie widziano od lat, odkąd grabienie na gościńcach przestało być opłacalne przez Demony, ale najemnicy z Seinan, najpewniej Kundle, patrol mający uważać na każdego ewentualnego podróżnego, kilka razy zdarzyło się bowiem, że Upadli próbowali po kryjomu wniknąć do miasta, aby tam dokonać aktów sabotażu czy wybadać od środka jego obronę.
- Mów kim jesteś i po co przybywasz, jeśli Ci życie miłe, albo pożałujesz! - krzyknął jeden z najemników, postawny drab z dwuręcznym toporem i wielką blizną na twarzy. Twój strój działał świetnie, pozbawiony typowych dla Inkwizycji znaków upodabniał Cię do szarego podróżnego, inaczej nikt by się tak do Ciebie nie odezwał, pełna szata inkwizycyjna budzi w każdym należny respekt. -
- Bądź pozdrowiony, Strażniku - powiedziałem spokojnie skinając głową. - Jam jest Benegar Ledart, Inkwizytor. Cel mojej wizyty jest prosty; pomóc potrzebującym, znaleźć i ukarać winnych. A teraz wybacz, jeśli nie macie tu rannych potrzebujących opieki, muszę ruszać dalej.
-
- Skąd mogę wiedzieć, że jesteś Inkwizytorem? - zapytał nieufnie, a jego podwładni, którzy przed chwilą opuścili broń, znowu ją poderwali, gotowi do ataku.
-
Zebrałem swoją moc i skupiłem ją na jego bliźnie.
- Demony i ich sługi nie potrafiłyby Cię uzdrowić - usmiechnąłem się. -
Leczenie Magią Światła miało to do siebie, że było nie tylko szybkie, ale i bezbolesne, więc przez kilka chwil mężczyzna nawet nie rozumiał, o co Ci chodzi. Dopiero po tym czasie poczuł jakąś zmianę i z niedowierzaniem dotknął miejsca, gdzie była wcześniej blizna.
- A więc ruszaj i powodzenia, Inkwizytorze. - powiedział i zebrał swoich ludzi na dalszy patrol, zostawiając Cię znów samego na trakcie prowadzącym do miasta. -
//Nie byłem pewien, ale wolałem zaryzykować, bo myślałem, że jeśli coś pójdzie nie tak to będzie ciekawiej.//
Tym samym nie pozostało mi nic innego niż wznowienie przerwanej podróży.
-
Nie byłeś niepokojony już przez nikogo, więc trafiłeś pod pierwszą z wielu zewnętrznych bram Sainen. Oczywiście, żaden najemnik na murach nie planował tam do Ciebie zejść, co najwyżej wycelowali w Ciebie swoje arkebuzy, muszkiety, kusze i łuki, żeby ustrzelić Cię, gdybyś spróbował jakiś demonicznych sztuczek. Ale wysłano na dół jakiegoś posła, konkretniej Maga Powietrza, który dzięki swoim zdolnościom mógł unosić się nad ziemią, co też robił, i mógłby uciec, gdybyś spróbował go zaatakować.
- Kim jesteś i czego tu szukasz, wędrowcze? - zapytał, po tym jak przeleciał nieopodal Twojego konia, nieco go płosząc. Chyba niektórzy Inkwizytorzy mieli rację, twierdząc, że Gildia bierze w swoje szeregi każdego, nawet ludzi zbyt nieodpowiedzialnych, aby władać czymś tak potężnym, jak Magia. -
- Witaj, magu - pozdrowiłem go skinieniem głowy. - Jestem Benegar Ledart, Inkwizytor. Szukam spełnienia swej powinności, usmiechnąłem się.
-
- Nie wyglądasz na Inkwizytora. - odparł tamten spokojnie, uśmiechając się lekko, bo pewnie w jakiś sposób poznał od razu, że władasz Magią Światła, podobno w Gildii uczono czegoś takiego niektórych adeptów, aby rozpoznawali innych Magów lub ludzi z potencjałem i werbowali ich w swoje szeregi, ale liczył na drobny pokaz umiejętności i zagranie na nerwach najemnikom na górze, którzy też pewnie za nim nie przepadali.
-
- Jeśli oczekujesz pokazu, prowadź mnie do lazaretu albo katowni. Tam moje umiejętności przydadzą się lepiej, niźli zmarnowane ku uciesze wojaków.
-
- Myślałem, że tylko Paladyni są tacy sztywni. - mruknął i ponownie wzleciał w górę, a Ty po jakimś czasie mogłeś spokojnie przekroczyć tę bramę. Tak jak i każdą inną, więc po kolejnym kwadransie znalazłeś się wreszcie w środku miasta, za murami Sainen.
-
Spojrzałem na drogowskaz, by móc udać się do jakiegoś ważnego miejsca, gdzie w końcu zostanę potraktowany poważnie. Może jednak powinienem był założyć szatę…? Tak… Wyjąłem ją z juków i nałożyłem na siebie.
-
Teraz na pewno o wiele łatwiej będzie Ci żyć w Sainen: Ludzie rozstępujący się na sam Twój widok, karczmarze ofiarujący pokoje i trunki na koszt firmy, kobiety wprost prześcigające się, aby wylądować z Tobą w łóżku… A tak przynajmniej widziałeś to oczyma wyobraźni, czas pokaże, na ile to będzie podobne do rzeczywistości.
-
Taaak… ta wizja wyglądała zdecydowanie lepiej. Ale aby przetestować ją w rzeczywistości starałem się wyszukać wzrokiem odpowiednią osobę, która mogłaby mnie pokierować do w/w instytucji. Jeśli ją znalazłem, podszedłem, i zadałem takie właśnie pytanie.
-
Zadawanie pytań było zbędne, odebrałeś kompleksowe wykształcenie, więc potrafiłeś czytać, toteż od razu domyśliłeś się, że budynek z szyldem przedstawiającym Gryfa oraz napis U Gryfiego Barona musi być karczmą, gospodą czy czymś w tym guście, w sam raz dla Ciebie.
-
Tym samym nie pozostało mi nic innego, niż wejść do środka.
-
Nikt nie zauważył Twojego przybycia, było tu zbyt wiele osób: Całkiem ładne i kuso odziane kelnerki, kupcy, mieszczanie, wykidajły, najemnicy, handlarze, marynarze i wielu, wielu innych. Niemalże wszyscy byli ludźmi, nie ma co się zresztą dziwić, biorąc pod uwagę fakt, że terytoria innych ras są zwykle obstawione szczelnym kordonem Demonów czy ich pachołków, jednak w tak wielkim mieście jak Sainen, nawet teraz, nie mogło zabraknąć kilku ponurych Krasnoludów sączących piwo przy stoliku w rogu karczmy, gdzie leżało też ich pokaźne uzbrojenie, czyli topory jednoręczne, sztylety, berdysze i coś, za co wielu oddałoby tu życie, czyli najnowsze krasnoludzkie muszkiety, bijące na głowę wszystkie arkebuzy i inne konstrukcje wykorzystywane przez ludzi bądź Gobliny. Samych Goblinów nie było, ale zauważyłeś, usłyszałeś i poczułeś niemalże w tym samym momencie bandę głośnych, cuchnących i uzbrojonych po zęby Orków, najpewniej najemników, zajętych rozdzieraniem na sztuki smażonego wieprza i wlewaniem w siebie coraz to większych porcji różnych trunków.
-
Starałem się wybrać wzrokiem najbardziej odpowiadające mi indywiduum, jeśli takowego nie było, tradycyjnie podszedłem do karczmarza.