Popielna Grań
-
Choć tak wygadany tuż przed walką, teraz nie miał już zamiaru odpowiedzieć na Twoje słowne zaczepki, ale na ataki już jak najbardziej, robiąc skuteczne uniki czy bloki, choć kulę ognia przyjął z dosłownie szeroko otwartymi ramionami, jak każdy Upadły nabył po przemianie odporność na ogień, magiczny i nie, choć cios włóczni już jak najbardziej sparował tarczą. Jednak impet ciosu sprawił, że grot przebił się przez nią, jednak wojownik nie miał zamiaru porzucać tarczy, zamiast tego swoim toporem machnął tak, aby pozbyć się włóczni. Normalnej przeciąłby drzewiec i na tym by się skończyło, w tym wypadku postanowił pozbawić Cię trzymającej ją ręki.
-
Czas wykorzystać pełnię potencjału jego artefaktu. Zamiast puścić włócznię i odskoczyć, postanowił pociągnąć ją do góry i naprzeć na nią z całej siły. Przeciwnik pewnie pomyślał, że Sendemir chce dźwignią pozbyć się jego tarczy, ale… Sendemir, gdy uzyskał maksymalne naprężenie, po prostu odesłał włócznię i wykorzystał siłę z jaką napierał na włóćznię, by po prostu wykonać cios prosto w ryj wojownika, a następnie poprawić drugą ręką z tarczą. Broń dwuręczna ma tą wadę, iż na cholernie bliskim dystansie jest znacznie mniej użyteczna.
-
Udało się, ale na chronionej hełmie głowie nie wyrządziło to większych szkód. Jasne, na pewno zabolało i poczuł to dotkliwie, ale nie byłeś go w stanie tym powalić. Korzystając z okazji, również naparł na ciebie swoją tarczą i ponownie ciął toporem znad głowy, czym bez dwóch zdań mógłby rozpłatać twoją czaszkę.
-
Odskoczył w prawy bok, gdyż wtedy przeciwnik nie może przedłużyć ataku i zasłonił się tarczą na wypadek jakby jednak próbował, jednocześnie przyzywając włócznię. Natychmiast po sparowaniu czy uniknięcie ciosu, wyprowadził pchnięcie w kierunku Upadłego, zmuszając włócznię, by wydłużyła się w trakcie ciosu, dla większego efektu. Jeśli tylko poczuł wbicie się włóczni z zbroję, zmusił jej grot do rozrostu we wszystkie strony, by rozsadzić ranę.
-
Nie udało ci się go w ten sposób zabić, ale atak ten okazał się skuteczny na tyle, że zniszczył tarczę Melechisa, którą ten się zasłonił w ostatniej chwili. Pozbawiony jej, zaczął się powoli wycofywać, najwidoczniej uznając, że tego pojedynku nie wygra.
- Jeśli zwyciężysz to laury powinny przypaść magicznemu orężowi, nie tobie! - krzyknął twój oponent, a musiałeś przyznać mu trochę racji, choć była to widoczna gołym okiem próba pozbawienia cię na własne życzenie tego, co dawało ci przewagę w boju. -
- Gdyby legendarni herosi na łamach dziejów myśleli tak, jak ty teraz, żaden nie zabiłby smoka. - Przekształcił włócznię w formę do rzucania i wykonał rzut w oddalającego się wroga, celował w korpus i nie oszczędzał się przy tym rzucie. W pierwszej chwili chciał rzeczywiście porzucić tę broń na czas walki, ale uświadomił sobie, że zapracował na nią, a o tym wydarzeniu będzie wiadomo tylko ze skutków, żaden z jego świadków, którzy przeżyją, nie zechce się podzielić opowieścią o ich walce, tym bardziej, że jest tylko nic nieznaczącą potyczką, w obliczu nadchodzącej śmierci lorda.
-
Nie miał zamiaru dalej z tobą rozmawiać, uznając to za bezcelowe. Jednak znowu udowodnił, że był kimś więcej, niż szeregowym Upadłym, gdy jednocześnie wykonał unik i ciął toporem w rzuconą włócznię, dzięki czemu uniknął trafienia. Szybko podniósł twój oręż, najwidoczniej nie znając w pełni jego możliwości, szybkim ruchem zwracając ci włócznię z grotem wymierzonym w twoją stronę.
-
Po prostu ją odesłał i stworzył nową w swojej ręce, ponawiając rzut w tym samym momencie, czego wróg się pewnie nie spodziewa. Jego twarz była zimna, pusta i znudzona, nie czuł iż upadły jest dla niego wyzwaniem, jednak musiał walczyć z chłodną precyzją, jego Pan i była Pani obserwowali.
-
Wątpliwe, aby w swoim dziwnym pojedynku, nie używając klasycznego oręża, siły, Magii czy innej broni w ogóle zwracali uwagę na twoje wysiłki. A w sumie szkoda, bo jak tu się nie uśmiechnąć, gdy zobaczyłeś, jak twój plan podziałał, a Melechis zwalił się na kolana z włócznią sterczącą z piersi. Żył, ale nie potrwa to długo, jeśli go nie dobijesz, sam umrze w ciągu kilku minut, jeśli nie szybciej.
- Pionki? - zapytał i zakasłał, a ty pożałowałeś, że ma hełm, bo chciałbyś zobaczyć wyraz jego twarzy teraz, gdy był pokonany, i wcześniej, całe to zdziwienie i niedowierzanie. - Jesteś głupi, Sednemirze. Ty, ja, Lartah. Jesteśmy pionkami w rękach każdego z Demonów. Nie byłem mu potrzebny, więc kazał mnie zabić. Ty też zginiesz. Prędzej czy później. Znajdzie sobie nowego czempiona, którym cię zastąpi. I on… pomści… nas…
Nie byłeś pewien czemu użył właśnie liczby mnogiej, ale nigdy go o to nie zapytasz, bo ostatnie słowa powiedział coraz słabiej i ciszej, aż w końcu zamilknął i wydał ostatnie tchnienie, upadając na bok. -
- Chodzi ci o tego nieśmiertelnego demona, on według ciebie cię pomści, ciebie i Keriona, jestem tego na 50% pewny. - Powiedział zimnym głosem, odsyłając włócznię z piersi Upadłego i przyzywając nową, bardziej na kształt glewii. Zamaszystym i dokładnym ruchem uciął łeb Melechisa i gdy ten upadł na ziemię, poszedł wycierając włócznię, która przybrała tym razem formę bliższą znakowi do wypalania, w kierunku kobiety. Jak ona miała? Leari? Nie ważne, od teraz będzie jego własnością. Stanął nad nią, wpatrując w nieprzytomną swój pusty wzrok. Wyzbędziesz się wszelkiej dumy pod moją władzą, tak jak wyzbyłaś się honoru przy transformacji. Poszukał miejsca, gdzie miała Znak, i mocnym uderzeniem przyłożył tam znak do oznaczania bydła, który kiedyś był włócznią, znak w kształcie krzyża wpisanego w okrąg. Korzystając z aktualnej nieuwagi pierwotnej właścicielki, spróbował wymusić Pakt na nieprzytomnej, zastępując, lub nadpisując poprzedni.
-
Choć bez dwóch zdań byłeś potężny, po zgładzeniu swojego adwersarza wprost czułeś, jak moc przepływa przez całe twoje ciało, to jednak wciąż byłeś Upadłym, wciąż nie byłeś Demonem, nie dorównywałeś mocą tym, którzy rządzili życiem i śmiercią takich, jak niegdyś ty. Przez to, nawet biorąc pod uwagę, że jej dawna właścicielka była zaangażowana całkowicie w coś zupełnie innego, nijak mogłeś stać się jej panem, pozostaje poprosić o to Demona, aby i ją uczynił swoją własnością, bo mogłeś wątpić w to, że obejdzie go jej los, skoro pierwotnie kazał ci ją zgładzić.
-
Początkowo dał Alamarowi wybór, więc pewnie się zgodzi. Przy takim rozwoju wypadku, użył po prostu Upadłej jako poduszki, obserwując starcie. Próba jakiejkolwiek ingerencji byłaby nietaktem, gra w końcu toczyła się też o niego. Obserwował tylko co demony robią z fascynacją, starając się odgadnąć na jakich zasadach opiera się ten pojedynek autorytetów i czy byłby w stanie odtworzyć to, na oczywiście swoim poziomie mocy.
-
Odpowiedzi na to pytanie nie odnalazłeś, bo i musiałbyś sprawdzić to w praktyce. Pojedynek ciągnął się jeszcze długo, ale w końcu nastąpił przełom, bo po bezruchu, mierzeniu się spojrzeniem i starciu mentalnym, Catur ruszył ku tronowi, na którym wciąż siedziała Azer. Najpierw powoli i mozolnie, krok po kroku, później coraz szybciej, aż zacisnął kościstą dłoń o długich, szponiastych palcach na jej chudej szyi i ścisnął. Nie byłeś pewien czy ją zabił, gdzieś odesłał czy może sama uciekła, ale chwilę później zniknęła w czymś, co przypominało świetlistą eksplozję, acz samemu Demonowi nic się nie stało. Zasiadł na tronie, wyraźnie wyczerpany, ale szczęśliwy. Wątpiłeś, żeby ten Demon mógł okazywać coś takiego jak szczęście, ale jego przerażający uśmiech na pewno był szczery i radosny.
- Podejdź. - powiedział po chwili, wskazując na ciebie palcem. -
Podszedł, od razu energiczny i naprężony na struna. Uklęknął przed tronem i schylił głowę. - Chwała Lordowi Catur, prawowitemu władcy Popielnej Grani i całego świata. - Złożył hołd. Nie szczery, a też nie fałszywy. Wypełnił tylko swoje obowiązki, jako jeden z ważniejszych pionków.
-
- To jest twoje, mój Hetmanie. - powiedział nieoczekiwanie Demon, wskazując rękoma na cały pałac. - Daj mi tylko orczego pionka i kilka niższych istot, abym mógł zregenerować swe siły. Później władaj, bowiem to jest twoje. Ja i tak będę zajęty czymś o wiele ważniejszym, muszę poznać planszę i mojego rywala.
-
- Panie, w takim razie proszę pomóc mi nałożyć Pakt na każdą z tych istot. Jestem niestety za słaby by przełamać stare więzy. Poda Lord swoje preferencje co do istot, a otrzyma te, które najlepiej nadadzą się do celów Lorda. - Wyrzekł, nie wstając z kolan.
-
- To będą moje pionki. Mój pałac. Moja własność. Ale ty będziesz nimi zarządzać, gdy ja zajmę się czymś o wiele ważniejszym… Nie trać czasu, daj mi kogoś, kim będę mógł się posilić, nim przejmę mieszkańców tego miejsca na własność.
-
Wstał i poszedł na tyły, tam gdzie trzymali normalnie Chochliki i impy. Wziął trochę tej hołoty i przyprowadził ją Lordowi. Powinny go rozpoznać, w końcu kiedyś to on się nimi opiekował.
-
I poszły, choć zachowywały się dziwnie, były nadpobudliwe i nieco wystraszone. Pewnie tak działało na nie nagłe zerwanie paktu. Przyprowadziłeś do sali tronowej tuzin takich małych stworków, a Demon nie czekał na nic, od razu wymruczał pod nosem jakąś inkantację, wyciągając dłonie w kierunku niczego nie podejrzewających istot. Sam proces wysysania życia nie wyglądał szczególnie zjawiskowo, pomniejsze Demony upadły na podłogę, wijąc się w agonii, a ich ciała starzały się bądź też wysuszały w zastraszającym tempie. Nie trwało to więcej niż kilka sekund.
- Sprowadź tu resztę Demonów. Wszystkie. Lub zgromadź je w jednym miejscu i zaprowadź mnie do nich. Muszę uzależnić je od swojej woli jak najszybciej, nim się rozbiegną lub dokonają jakichś szkód. -
- Tak jest. - Uderzył się ręką w pierś i wykonał polecenie. Zaczął od Rogatych demonów, zmor i innych bardziej nadpobudliwych istot, sprowadzając je do sali tronowej, na tych łagodniejszych, jak impy czy treserzy kończąc. W razie oporu, używał siły, ale ten raczej nie powinien wystąpić, demony dobrze go znały.