Menzoberranzan
-
Stolica Imperium Shenara, marionetkowego państwa Mrocznych Elfów, a zarazem jedno z najmniej zdewastowanych miast na kontynencie. Oczywiście, zawdzięcza to zdradzie i kolaboracji, ponieważ gdy w Bitwie Ostatnich Łez Drowy przeszły na stronę Demonów, stały się ich sojusznikami, wierną marionetką, mającą być źródłem sojuszniczego rekruta, plantacją niewolników, bazą wypadową dla floty, której Piekło nie posiada, i buforem oddzielającym Demony od Dzikich Pól, tak aby to Orkowie i Gobliny atakowali Drowy, a Demony w tym czasie w spokoju, wtedy, gdy same tego zechcą, mogą wysyłać na stepy swoje armie.
Choć w zasadzie ich nie potrzebuje, miasto otoczone jest grubym i wysokim murem z blankami i wieżami obserwacyjnymi bądź strzelniczymi. Mimo to lokalny garnizon zwykle stoi pustkami, nikt nigdy nie zaatakował tego miasta, nawet przed przybyciem Demonów, więc koszary i zbrojownie służą bardziej tym oddziałom, które maszerują ku Dzikim Polom i Szlakowi Smoczych Gniazd niż dla rzeczywistych obrońców miasta. Tych jest niewielu, a poza miejską strażą to prawdziwa elita elit, osobista gwardia samego Wiecznego Imperatora, zwanego też przez inne nacje Zdrajcą, Malekitha, prawdziwy rzeźnicy pól bitewnych. Stacjonują oni tam, gdzie ich pan i władca, w Mrocznej Iglicy, wysokiej i strzelistej wieży w centrum miasta, osobistej siedzibie Malekitha, bo choć ten przebywa ze swoimi doradcami, dowódcami i radą miejską w ratuszu, planując choćby działania zbrojne, to tutaj odpoczywa, czyta pradawne księgi, słucha i wykonuje wolę swoich demonicznych panów czy też bada czarnoksięskie praktyki Magii Mroku i szkoli swoją gwardię. Ale dostęp tu mają tylko nieliczni, stąd o wiele słynniejsza jest ta druga strona miasta, obfitująca w karczmy, domy publiczne, gdzie większość “obsługi” stanowią niewolnice, bowiem tuż obok zwykłego rynku, gdzie kupić można wiele towarów z całego świata, znajduje się osobny, targ niewolników, miejsce, gdzie nabywani są przez Drowy, Demony i Upadłych schwytani ludzie, Orkowie, Gobliny, Krasnoludy, a niekiedy nawet Elfy czy Wampiry. Poza tym jest to miasto czyste, spokojne, bezpiecznie i na poziomie, co raczej nieprędko się zmieni, gdzie bowiem może czaić się dla niego zagrożenie? -
Iaith
Kroczyłem jednym z korytarzy Iglicy prowadzącym do miejsca, w którym miałem otrzymać swoje zadanie. Czułem spokój i swoiste podekscytowanie niewiadomym, kompletnie nie wiedząc w którą stronę świata zostanę teraz posłany. W międzyczasie spoglądałem na ściany, starając się zapamiętać jak najwięcej, jakbym mimowolnie czuł, że być może jest to ostatni raz kiedy tu jestem. Czyżbym przeczuwał swoją rychłą śmierć? Uśmiechnąłem się lekko, a myśl uleciała zastąpiona przez rytmiczny odgłos ciężkich butów uderzających o twardą posadzkę. -
Śmierć podczas wykonywania woli lub obrony życia swojego pana była dla każdego Gwardzisty zaszczytem. Wielu z tych, których mijałeś na korytarzach lub wartach pod jakimiś drzwiami miało pewnie identyczne zdanie na ten temat. Niemniej, bez trudu trafiłeś na miejsce. Iglica była zbudowana dość specyficznie, im wyżej, tym ważniejsze budowle, więc to na samym jej czubku zlokalizowano prywatne komnaty i pracownie Malekitha, Wiecznego Imperatora. Ty zaś znalazłeś się ledwie kilka kondygnacji poniżej, wyżej niż kiedykolwiek w życiu i podczas służby, na jednym z rozległych balkonów, czy też tarasów widokowych, z którego miałeś widok na całe miasto i jego bezpośrednie okolice, wielkie i pokryte trawą bądź lasami równiny, coś niespotykanego w reszcie świata, gdzie królował ponury krajobraz Złych Ziem.
-
Tak… nigdy wcześniej tu nie byłem, a każdy krok jest jakby kolejnym szczeblem w drabinie. Przez głowę przemknęła mi myśl, aby przedłużyć tę chwilę tak długo jak tylko mogę. W jednej chwili otrząsnąłem się i spokojnie podszedłem do barierki podziwiając widok.
-
//Miałem na myśli to, że to tutaj dostaniesz swoje zadanie, także zmień post na jakieś podziwianie widoków czy coś.//
-
//Wybacz, poprawione.//
-
Z tak wysokiego punktu obserwacyjnego widok mógł być tylko jeden: Zapierający dech w piersiach. I tak było, teraz mogłeś patrzeć na wszystkich z góry, może poza samym Malekithem, co obrazowało też poniekąd pozycję Gwardzistów w społeczeństwie Mrocznych Elfów. Niemniej, podziwiałeś widoki kilka chwil, gdy Twój czuły słuch wykrył ciężkie kroki na marmurowej posadzce korytarza. Ktoś się zbliżał, a wraz z nim najpewniej i Twoje zadanie.
-
Natychmiast się odwróciłem i stanąłem na baczność.
-
Prawidłowa i ćwiczona latami reakcja. Gdy przyjrzałeś się Mrocznemu Elfowi, który szedł w Twoją stronę, ledwo mogłeś uwierzyć własnym oczom. Do tej pory widywałeś go ledwie kilka razy przez cały okres życia, a i tak był to Drow-legenda: Głowa jednego z najsilniejszych rodów szlacheckich Imperium, najbliższy współpracownik samego Malekitha, otwarcie wręcz mówiono, że to jego najbardziej zaufany doradca i prawa dłoń, arystokrata o rozległych włościach i wielkim majątku, mający na swoje usługi dziesiątki tysięcy sług, niewolników, żołnierzy, najemników i marynarzy z własnych Czarnych Ark.
- Powiedz mi, co wiesz o Leśnej Straży? - zagadnął na początek Dinin Do’Urden, dając w międzyczasie ręką gest, że możesz spocząć, i sam zapatrzył się we wspaniała panoramę Menzoberranzan. -
Przyjąłem swobodniejszą, lecz i tak pełną szacunku postawę.
- Ci, którzy już dawno powinni byli zginąć. Niedobitki trzymające Twierdzę Losu w ryzach i grabieżcy chowający się po latach. Skuteczni i powodujący wiele strat - odpowiedziałem bez zastanowienia, a dopiero gdy słowa już padły zastanowiłem się czyżby to już teraz nadszedł czas przełamania impasu nad Twierdzą, a może bardziej klasycznie, jedna zbłąkana grupa została zauważona. -
Jeśli liczyłeś na bycie tym, który zatknie na murach Twierdzy Losu flagę Malekitha i jego Imperium, to przeliczyłeś się srogo, gdyż Drow odparł:
- Dokładnie tak. Zwykle Leśna Straż działa w małych grupach na Złych Ziemiach czy Trollowych Pustkowiach. Ale niedawno ujawniła się kolejna grupa, licząca może nawet do stu lub więcej członków, co jest bardzo groźne, skoro wiemy, jakie spustoszenia może poczynić kilkuosobowa grupka. Co najgorsze, za teren działania obrali sobie ziemie naszego Imperium, póki co na pograniczu, ale być może skierują się dalej. Do walki z nimi wysłaliśmy silny oddział naszej armii i trzech Gwardzistów, w tym mojego brata, Drizzta. Na pobojowisku nie odnaleźliśmy żadnych zwłok Elfów, zapewne je zabrali, za to bez trudu doliczyliśmy się wszystkich żołnierzy i jednego z Gwardzistów. Dwaj pozostali zaginęli, w tym mój brat. Domyślasz się już, na czym będzie polegać Twoja misja? -
- Tak jest. Kogo dostanę pod swoją komendę i jak szybko mogę wyruszyć? - zapytałem. Nie byłem niezadowolony, każda okazja, by przelać krew, a tfu, braci, była zachęcająca. Zwłaszcza, gdy miałem okazję wykazać się i uratować brata samego Dinina.
-
- Będzie Ci towarzyszyć inny, również wybrany przeze mnie do tej misji, Gwardzista i wspólnie wyruszycie wraz z oddziałem żołnierzy. Oczywiście, zadbajcie o ich życie, ale pamiętajcie, kto jest priorytetem i jeśli mój brat, i ewentualnie jego kompan, wróci do Iglicy, nikt nie przejmie się garstką pomordowanych żołnierzy Imperium. Jakieś pytania?
-
- Jej wypełnienie będzie dla mnie honorem - uderzyłem się w pierś. - Gdzie spotkam mojego towarzysza? Mam rozumieć, że skoro to ja doznałem zaszczytu rozmowy z Tobą, Panie, to ja przejmuję dowódctwo?
-
- Gwardziści są sobie równi, skąd pomysł, że będziesz stać wyżej nad swoim kompanem? - zapytał Mroczny Elf z tryumfalnym uśmieszkiem na ustach, jakbyś właśnie dał się złapać w jakąś jego pułapkę. - Spotkacie się przy głównej bramie, później ruszycie ku pograniczu ze Złymi Ziemiami i reszta powinna pójść już jak z płatka.
-
- Tak jest. Wyruszam natychmiast.
-
Skinął głową i odszedł, wracając do swoich spraw, jakiekolwiek by one nie były, a Tobie chyba rzeczywiście pora wyruszyć jak najszybciej.
-
Ruszyłem więc do głównej bramy, by poznać mojego RÓWNEGO współtowarzysza…
-
Choć wszyscy byli zakuci w zbroje, bez trudu w morzu jednakowo odzianych żołnierzy, których doliczyłeś się przynajmniej setki, uzbrojonych w tarcze, długie włócznie, sztylety i jatagany, odnalazłeś jego, drugiego z Gwardzistów Mrocznej Iglicy, choć przez nasunięty na głowę hełm nie mogłeś rozpoznać jego twarzy. A nawet jeśli, szanse na spotkanie kogoś znajomego były minimalne, większość Gwardzistów spędzała tak wiele czasu na misjach poza miastem, że rzadko kiedy znali osobiście więcej niż pół tuzina swoich towarzyszy broni.
-
- Bądź pozdrowiony - powiedziałem, skinając lekko głową. - Iaith Av’Azef.
-
Mroczny Elf skinął Ci głową, uderzając pięścią w swój napierśnik.
- Udonit Bearne. Liczę, że nasza współpraca będzie owocna i przyniesie zadowolenie Wiecznemu Imperatorowi. - odparł Gwardzista, dość oficjalnie, wyciągając do Ciebie dłoń w pancernej rękawicy. -
Uścisnąłem ją dosyć mocno. Podobno pierwsze wrażenie jest najważniejsze…
- Jesteśmy gotowi, aby wyruszyć jak najszybciej? Mam nadzieję, że zostałeś wdrożony w szczegóły misji. -
- Zdaje się, że wtedy kiedy Ty lub nawet szybciej. Ale, jak widzisz, wszyscy są gotowi do drogi, czekaliśmy tylko na Ciebie.
-
- Ruszajmy - powiedziałem krótko.
Równi, kurwa jego mać…
-
//Zmiana tematu. Założę jakiś nowy i zacznę Ci, gdy będziesz na miejscu.//
-
//Czekam. (://