Miasto Gilgasz.
-
-
Kuba1001
Ray:
‐ No dobra, powiedzmy, że dam Ci szansę. ‐ westchnął. ‐ Głównie dlatego, że podoba mi się Twoja motywacja i potrzebuję ludzi potrafiących wywijać bronią lepiej, niż poborowy chłop z wioski. Możesz odejść. Poproś jakiegoś strażnika o pomoc, w znalezieniu kwatermistrza, on wyda Ci ekwipunek, a później przyślę po Ciebie któregoś z moich doświadczonych ludzi, żeby miał Cię na oku. Pytania?
Mozimo:
Wzruszył ramionami, a chroniące barki płyty pancerza zachrzęściły.
‐ A co Ty mógłbyś niby dla mnie zrobić, jak ja już mam wszystko, co mi do szczęścia potrzebne, hę? -
Mozimo
‐ W grę wchodzi wszystko ‐ oznajmił, przeczesując włosy. ‐ Podejmę się wszystkiego. Doskonale wiem, że mi nie ufasz, ciężko jest zdobyć zaufanie kogoś takiego jak ty… Jednak myślę, że ktoś świeży jak ja mógłbym ci się do czegoś przydać. Nikt mnie tu nie zna, a to działa na moją korzyść. ‐ przekonuję do swej osoby. ‐ Jako zapłatę chciałbym informację, ktoś taki jak ty na pewno mógłby mi pomóc z tym… ‐ wskazuje na tarczę. Po czym się uśmiecha.
-
-
Kuba1001
Mozimo;
‐ No niby znam kilku krasnoludzkich kowali, mogą Ci tę tarczę naprawić czy tam nawet nową wykuć. ‐ odparł, nieco zdziwiony, że zwracasz się do niego z taką prośbą, spodziewał się pewnie czegoś innego, jak udział w łupach, ochrona przed innymi lokalnymi drabami czy coś w tym guście.
Ray:
Znalazłeś tylko jednego, tego który stał na warcie przed koszarami, ale skinął Ci głową i wskazał drogę do jednego z budynków wchodzących w skład siedziby straży miejskiej, dużego i długiego budynku z drewna, o dachu krytym cegłą, który sprawiał wrażenie magazynu i najpewniej nim był, skoro miałeś porozmawiać z kwatermistrzem. Po dotarciu na miejsce, strażnik odszedł, a Ty zobaczyłeś siedzącego na schodach przy magazynie Krasnoluda o siwej brodzie, choć wcale nie sprawiał wrażenia zniedołężniałego starca, który zajadał spory krąg sera wraz z bochnem chleba i popijał go piwem. -
-
-
JurekBzdurek
Kuba1001 pisze:Ray:
Niewielki, skromny, przysadzisty i prosto zbudowany, tak jak powinien być skonstruowany każdy budynek służący wojsku, Milicji, straży miejskiej czy innej organizacji militarnej lub paramilitarnej. Niemniej, nie było tu zbyt wiele możliwych dróg, więc dość szybko odnalazłeś gabinet dowódcy straży, o którym mówił Ci wcześniej strażnik.
Jurek:
Nic nie wskazywało na to, że obudzą się zbyt szybko, więc przynajmniej ten problem masz z głowy.
Max:
Pozostaje liczyć, że nie ocknie się zbyt szybko, albo że nikt nie udzieli mu pomocy. Niemniej, na tyłach karczmy, dostrzegłeś jak na razie dwóch związanych bandytów rasy ludzkiej i jednego Goblina, również uśmierconego celnie posłanym kamieniem z procy, który trafił go prosto w lewe oko, ze skutkiem wiadomym.Czas na ocenę sytuacji. Było to pierwsze przeszukane piętro, sprawdził na razie 4 drzwi. Spróbował ocenić godzinę, na którym pietrze jest, ile ich jeszcze jest nad i pod nim i czy to już na pewno wszystkie drzwi na tym pietrze.
-
Kuba1001
Ray:
‐ Dzieeeee tam, a jaki tam zaszczyt! ‐ odparł tamten, przełykając ostatni kęs posiłku. ‐ Ale ta, jestem tutaj kwatermistrzem. Czego potrzeba?
Mozimo:
‐ Nie. ‐ odparł brodacz bez ogródek, choć po krótkim zastanowieniu, niwecząc wszelkie Twoje nadzieje. ‐ Ale chyba znam kogoś, kto mógłby. Zna się na artefaktach, sam ma kilka, tak jak niejeden dług u mnie. Dogadacie się.
Jurek:
Nad sobą masz jeszcze przynajmniej dwie lub trzy kondygnacje wieży, a poniżej minimum jedną, więcej jeśli ta budowla ma jakieś piwnice, lochy czy inne podziemne komnaty, a tego nie można wykluczyć. Tutaj już na pewno wszystko udało Ci się wyczyścić, jeśli zaś chodzi o godzinę, to cały spędzony tu czas można zsumować w maksymalnie dwa kwadranse, tak więc nie musisz się raczej martwić o to, że Ci go nagle zabraknie. -
-
-
-
Kuba1001
Ray:
‐ Ta, pewno. ‐ odparł krótko i chwycił za centymetr krawiecki, za pomocą którego ściągnął Twoje wymiary, aby wiedzieć, jaki rozmiar munduru ma Ci wręczyć. Potem odszedł do budynku i wrócił po kilku minutach z kompletnym ekwipunkiem: Brązowymi wysokimi butami ze skóry, skórzanym pasem z żelazną klamrą, pochwą na miecz, niebieskimi spodniami i koszulą, skórzanym pancerzem z naszytymi nań płytkami żelaza, hełmem bez ochrony twarzy, mieczem jednoręcznym, migdałową tarczą, sztyletem i włócznią.
Attero:
Tym razem bezdyskusyjnie wygrał kapitan, ku coraz większej frustracji chorążego, który wlewał w siebie kolejne porcje trunków, co raczej nie zaowocuje w przyszłości poprawą atmosfery przy stole. Ale, z drugiej strony, czemu nie wykorzystać tego na własną korzyść?
Mozimo:
‐ Pffy, owoce. ‐ prychnął, wyciągając ząbkowany nóż, którym zaczął sobie dłubać między zębami, podczas gdy jadłeś jabłko. ‐ Miałbym dla Ciebie taką jedną robotę. Bo jesteś gotowy na wszystko, prawda? -
-
-
Vader0PL
///Do eventu trzeba jakoś wejść.
Szeth “Kotal” Aogad
‐Szeth Aogad, najemnik, poszukiwanie pracy, przybyłem drogą prowadzącą do Hammer, więc można uznać, że stamtąd przybywam.
Stara, lecz sprawdzona formułka stosowana przez strażników miast była już dla Szetha nudna, jednak starał się nie sprawić sobie kłopotów w mieście jeszcze zanim do tego miasta wszedł. Zwłaszcza ze strażnikami, których było więcej, niż on miał cierpliwości. Po wypowiedzeniu formułki w twarz strażnika czekał na jakiś odzew. -
-
Zohan666
Właśnie kończył kufel piwa w jakieś niewielkiej karczmie, w której wynajął pokój na jeszcze jedną noc. Co jakiś czas wracał myślami do ostatniej nieprzespanej nocy z jakąś elfką, której nie znał nawet imienia, ale czy jest to ważne? Ważne, że zaspokoiła jego potrzeby.
– Karczmarzu, dolej jeszcze. – zwrócił się, przesuwając kufel w jego stronę. -
-
JurekBzdurek
W Pod nogami krasnoludki, obskórnej tawernie w dokach stanowiącej prze jakiś jeszcze czas ich stałą bazę wypadową, przy niewielkim, odrapanym stoliku pod oknem siedziały cztery przyjaciółki, towarzyszki broni ‐ oddział najemniczy Matki Bitki. Goblinka Zera Koro zwana Meduzą, nieźle już podpita, opowiadała właśnie jakiś zawiły i zrozumiały chyba tylko dla siebie żart, gubiąc się przy tym raz po raz, śledzona przez przysłuch*jacą się jej z politowaniem Grubaskę ‐ borowinę Saronellę Verticali, przywodczynię grupy o wyglądzie dziecka i rozsądku wykraczającym daleko poza granice możliwości jej towarzyszek. Siedząca obok niej (na macie na podłodze, gdyż nie istnieją krzesła odpowiednich gabarytów) półolbrzymka Gryta Googh, “Córeczka”, nawet nie próbowała udać, że nuży ją niezrozumiała dykteryjka, układając wielką głowę na udach ukochanej, cicho pochrapują,wstrząsając przy tym całym stołem. Ostatnia osoba w wesołej kompanii, jedyna przed którą stał jeszcze nie całkiem pusty kubek, nie przyłączyła się do ogolnego wesołego nastroju ‐ nigdy tego nie potrafiła. Siedziała więc teraz, z zaciśniętymi w wyrazie wiecznego niezadowolenia ustami, i bawiła się monetą, myśląc przy tym, że do funkcjonowania potrzebują zlecenia, rekrutek i motywacji, a żadnego z tych czynników nie była w stanie dostrzec na horyzoncie