Miasto Ur
-
Kuba1001
Wiewiur:
‐ Guzik, kurna, bo sam mi mówił, że nie ma rodziny. Więc won.
Taczka:
Nic poza tym, co już zauważyłaś, nie zobaczyłaś, zaś Wy wkroczyliście do pałacu, gdzie to zastałaś marmurową posadzkę krytą czerwonymi dywanami, ozdobne kolumny, spiralnie zakręcone schody pnące się w górę, liczne drewniane meble, wielu służących i drzwi oraz korytarze prowadzące do najróżniejszych pomieszczeń.
Vader:
‐ Owszem, z tym że najwidoczniej ma kryjówkę gdzieś indziej, w której przeczekał Twój atak na sobowtóra. -
-
-
-
Kuba1001
Vader:
‐ Możliwe, choć nie jestem pewna. Nigdy nie byłam w jego domu.
Taczka:
‐ To zależy czy chcesz odpocząć, czy może zwiedzić miasto. Ur, wbrew pozorom i opiniom innych, jest urokliwym miejscem. Ale niestety nie będę mógł Ci towarzyszyć, mam wiele spraw wymagających mojej pilnej obecności. ‐ rzekł szlachcic, odchodząc wraz z kilkoma służącymi.
Wiewiur:
‐ Pokroiłem i poskładałem masę ludzi. I nie tylko ludzi. ‐ odrzekł, krzyżując ramiona na piersi. ‐ Uważasz, że z Tobą będzie inaczej? I dobrze, bo Ciebie tylko pokroję, ale już nie poskładam.
W pobliżu kręcił się trzyosobowy patrol. -
-
-
-
-
-
-
Kuba1001
Taczka:
‐ Nie mamy nic do roboty, a poza tym możemy Ci się przydać. ‐ odrzekł i raczej nie było tutaj mowy o taszczeniu Twoich zakupów, ale o ewentualnej ochronie.
Vader:
Nie byłeś w stanie unieść fotela, aby skutecznie nim uderzyć o skrzynię, więc uderzyłeś skrzynią o fotel, w końcu odłamując podłokietnik mebla.
Wiewiur:
‐ Yhym, jasne. To rusz dupę po tego jego znajomego. ‐ powiedział jeszcze medyk, nim nie trzasnął drzwiami, później zamykając je od wewnątrz. -
-
-
-
-
-
-
-