Miasto Ur
-
-
Kuba1001
Vader:
‐ To właśnie Morden, mój ochroniarz. ‐ wyjaśnił kobiecie i zielonemu mieszczanin. ‐ Gość jest świetny, mówię, że nie ma lepszego, a przynajmniej aj takiego nie znam, więc pewnie nada się do ochrony Waszego szefa. No, Morden, opowiedz im jak to uratowałeś mnie wtedy przed zgrają Pustynnych Kłów podczas jednej z moich wypraw poza miasto. ‐ powiedział i zamilknął z szerokim uśmiechem, u którego prawie w ogóle nie dało dostrzec się tego, że jest sztuczny. Cóż, tak samo musi być z Twoją historyjką, bo to od niej ważą się obecnie cele misji.
Taczka:
Obudziłaś się jakiś czas później, gdy za oknem słońce już chyliło się ku zachodowi za widnokręgiem, a obudziły Cię głosy dochodzące zza drzwi, najpewniej z pomieszczenia naprzeciwko, bo stąd nic konkretnego nie słyszysz.
Zohan:
Szło sprawie, acz problem był taki, że najzwyczajniej w świecie przechodziły one przez sypki piasek, z którego składało się ciało stwora.
Wiewiur:
O kuszę było dość łatwo, więc masz narzędzie do walki, acz jeśli chodzi o ustalenie terenu, na którym przyjdzie Ci walczyć, to będzie o wiele trudniej, bo ciężko znaleźć miejsce bez piasku na cholernej pustyni, czyż nie? -
-
Vader0PL
‐Ciężko ich było nazwać zgrają szefie, gdyż ich było tylko piętnastu. Prawdopodobnie spodziewali się łatwego łupu, dlatego też nie szykowali zasadzki i zaatakowali pojedyńczego jeźdźca ‐ Tutaj spojrzał uważnie na swoich rozmówców ‐ Tak, pojedyńczego. Ja cały czas używałem pierścienia, dzięki któremu byłem niewidzialny. Dlatego też, gdy część tych zwierzątek zbliżyła się do szefa, ja obszedłem ich naokoło i zabiłem siedmiu. Ośmy zdążył krzyknąć, więc zabawa się skończyła. Żeby nie ryzykować życia szefa zdjąłem pierścien i z użyciem kuszy zabiłem przeciwnika najbliżej znajdującego się szefa. Bełt trafiony w głowę pozbawił go życia, ale pozostała szóstka zaatakowała. Dwójka miałą włócznie, jeden topór jednoręczny, a pozostała trójka proste miecze. Łucznicy zostali wcześniej wyeliminowani. Jak można się domyślić najpierw ruch poszły włócznie, ale zdążyłem je wyminąć, a jedną nawet pochwycić. Wyrwałem ją, a następnie złamałem, dysponując tym samym krótką pałką i małym ostrzem. Włócznik zaatakował wtedy wraz z Toporkiem, ale nie połączyli swoich sił, przez co udało mi się uniknąć włóczni i zadać śmiertelny cios w gardło Gnolla. Następnie pochwyciłem jego topór wyrzucając krótką pałkę i rzuciłem nim we wroga z włócznią, pozbawiając go życia. Zaraz po tym zaatakowali mnie ci z mieczami, ale na szczęście miałem przy sobie noże do rzucania, więc musiałem sobie radzić tylko z jednym przeciwnikiem. Jeden zginął na miejscu od noża, a drugi został ranny. Walka na bliskie dystanse również nie sprawiła mi problemów, a także zbroja wytrzymała pierwsze uderzenie miecza. Choć nie było to rozsądne, to chwyciłem klingę miecza wroga, a następnie go zadźgałem ‐Uniósł rękę pokazując przymocowane ostrze do zbroi ‐ Jednak został jeszcze jeden Włócznik. Choć nie miał swojej broni głównej, to zdążył mnie okrążyć i chwycić. Dupek miał w sobie trochę krzepy jak na swój wzrost i trzymał tak długo, aż ten ranny się zbliżył i spróbował mnie przebić mieczem. Wtedy również udało mi się odwrócić, a miecz przebił sojusznika. Ja sam poczułem lekkie ukłucie, ale to nie było nic groźnego. Zostałem więc ja na rannego, więc kazałem mu uciekać. ‐ Uśmiechnął się ‐ Wtedy naładowałem kuszę i wystrzeliłem mu w plecy. Oberwał w lewą nogę, więc ponownie wystrzeliłem, tym razem w jego prawą nogę. Tak go zostawiliśmy, a gdy już odjechaliśmy, to usłyszeliśmy jego krzyki. Coś go dorwało.
-
-
-
Kuba1001
Wiewiur:
Możesz próbować, ale fakt, że ustawił się do Ciebie plecami i wciąż się oddala w ogóle nie pomagał.
Taczka:
Trafiłaś na zamknięte drzwi, ale stojąc pod nimi już coś słyszałaś.
‐ Dlaczego akurat Ty musisz rozpętać tę wojnę, Zimitarro? Wszystko wskazuje na to, że przez wieki żyli pośród nas i nic złego się nie działo… ‐ powiedział jakiś mężczyzna, którego głos słyszysz po raz pierwszy.
‐ Sprawa jest już postanowiona. Jeszcze tej nocy rozpocznę i skończę sprawę Wampirów z Ur. A rankiem zarówno Ty, jak i wszyscy inni, zobaczycie ich głowy zatknięte nad główną bramą! ‐ warknął szlachcic.
‐ Zawsze podziwiałem Twój upór i odwagę, stary przyjacielu, ale to niedorzeczne… Jeden Wampir równa się dziesiątkom… A może i setkom zwykłych ludzi! Nie dasz im rady. A jeśli zawiedziesz, wszyscy odczują skutki Twej porażki… Nie stawaj do bitwy, której nie da się wygrać.
‐ Nie próbuj zmienić mojej decyzji, doskonale wiesz że już jej nie cofnę.
‐ Czyżbyś zapominał o starym przysłowiu? Nigdy nie stawaj do walki, której nie możesz wygrać.
‐ Grozisz mi, Lordzie Baryx?
‐ Chyba nie będzie to konieczne, Lordzie Zimitarra.
Po chwili usłyszałaś kroki, co sugeruje, że jeden lub obaj mężczyźni chcą opuścić pokój.
Vader:
Kobieta była nieco wstrząśnięta, zwłaszcza ostatnimi zdaniami, acz Goblin uśmiechał się przez całą historię i zaklaskał, wybuchając pod koniec rechotliwym śmiechem.
‐ Smok będzie zadowolony. ‐ powiedział. ‐ Bierzesz tę robotę? -
-
-
-
-
Kuba1001
Zohan:
//Yyy… Nie?//
Może i tak, ale najpierw trzeba byłoby trafić, a Ty, niestety, tym razem haniebnie spudłowałeś.
Vader:
‐ Dogadamy się u mnie. ‐ powiedział i ruszył w kierunku wyjścia, gestem nakazując Ci iść za Tobą, czego nie zrobili mieszczanin i kobieta, których najwidoczniej Twoja dola już nie obchodziła.
Taczka:
Udało się, a przynajmniej wszystko na to wskazuje. Obaj mężczyźni oddalili się korytarzem, sądząc po krokach, wiec Twoje podsłuchiwanie chyba uszło Ci tym razem na sucho.
Wiewiur:
Fakt, że teren wcale nie różnił się od siebie w promieniu kilku lub nawet kilkunastu kilometrów sprawiał, że mogłeś strzelać równie dobrze z każdego możliwej pozycji i miejsca. -
-
-
-
-
Kuba1001
Taczka:
Trafiłaś na nieco zamkniętych drzwi, ale odnalazłaś za to spor bibliotekę i salę treningową, gdzie zapewne Twoi znajomi szlifowali swe zdolności we władaniu bronią wszelaką.
Vader:
Zaprowadził Cię do lokalnej dzielnicy nędzy, a ściślej mówiąc to do jednego z budynków, w których to nie było nic, a całość z wewnątrz i zewnątrz przypominała ruderę. Po chwili ściągnął z podłogi resztki jakiegoś dywany, ukazując klapę w podłodze, którą to otworzył i nakazał Ci gestem zejść na dół.
Zohan:
Trafiłeś, wielokrotnie, acz nie uszkodziłeś tym jego sypkiego ciała. Tak czy inaczej, potwór zbiegł, co wywołało frustrację pozostałych członków drużyny.
Wiewiur:
Niewiele to dało, a monstrum zdołało uciec, co wzbudziło ogromną wściekłość pozostałych łowców i najemników. -
-
-