Miasto Ur
-
-
-
Kuba1001
Wiewiur:
Możesz próbować, ale fakt, że ustawił się do Ciebie plecami i wciąż się oddala w ogóle nie pomagał.
Taczka:
Trafiłaś na zamknięte drzwi, ale stojąc pod nimi już coś słyszałaś.
‐ Dlaczego akurat Ty musisz rozpętać tę wojnę, Zimitarro? Wszystko wskazuje na to, że przez wieki żyli pośród nas i nic złego się nie działo… ‐ powiedział jakiś mężczyzna, którego głos słyszysz po raz pierwszy.
‐ Sprawa jest już postanowiona. Jeszcze tej nocy rozpocznę i skończę sprawę Wampirów z Ur. A rankiem zarówno Ty, jak i wszyscy inni, zobaczycie ich głowy zatknięte nad główną bramą! ‐ warknął szlachcic.
‐ Zawsze podziwiałem Twój upór i odwagę, stary przyjacielu, ale to niedorzeczne… Jeden Wampir równa się dziesiątkom… A może i setkom zwykłych ludzi! Nie dasz im rady. A jeśli zawiedziesz, wszyscy odczują skutki Twej porażki… Nie stawaj do bitwy, której nie da się wygrać.
‐ Nie próbuj zmienić mojej decyzji, doskonale wiesz że już jej nie cofnę.
‐ Czyżbyś zapominał o starym przysłowiu? Nigdy nie stawaj do walki, której nie możesz wygrać.
‐ Grozisz mi, Lordzie Baryx?
‐ Chyba nie będzie to konieczne, Lordzie Zimitarra.
Po chwili usłyszałaś kroki, co sugeruje, że jeden lub obaj mężczyźni chcą opuścić pokój.
Vader:
Kobieta była nieco wstrząśnięta, zwłaszcza ostatnimi zdaniami, acz Goblin uśmiechał się przez całą historię i zaklaskał, wybuchając pod koniec rechotliwym śmiechem.
‐ Smok będzie zadowolony. ‐ powiedział. ‐ Bierzesz tę robotę? -
-
-
-
-
Kuba1001
Zohan:
//Yyy… Nie?//
Może i tak, ale najpierw trzeba byłoby trafić, a Ty, niestety, tym razem haniebnie spudłowałeś.
Vader:
‐ Dogadamy się u mnie. ‐ powiedział i ruszył w kierunku wyjścia, gestem nakazując Ci iść za Tobą, czego nie zrobili mieszczanin i kobieta, których najwidoczniej Twoja dola już nie obchodziła.
Taczka:
Udało się, a przynajmniej wszystko na to wskazuje. Obaj mężczyźni oddalili się korytarzem, sądząc po krokach, wiec Twoje podsłuchiwanie chyba uszło Ci tym razem na sucho.
Wiewiur:
Fakt, że teren wcale nie różnił się od siebie w promieniu kilku lub nawet kilkunastu kilometrów sprawiał, że mogłeś strzelać równie dobrze z każdego możliwej pozycji i miejsca. -
-
-
-
-
Kuba1001
Taczka:
Trafiłaś na nieco zamkniętych drzwi, ale odnalazłaś za to spor bibliotekę i salę treningową, gdzie zapewne Twoi znajomi szlifowali swe zdolności we władaniu bronią wszelaką.
Vader:
Zaprowadził Cię do lokalnej dzielnicy nędzy, a ściślej mówiąc to do jednego z budynków, w których to nie było nic, a całość z wewnątrz i zewnątrz przypominała ruderę. Po chwili ściągnął z podłogi resztki jakiegoś dywany, ukazując klapę w podłodze, którą to otworzył i nakazał Ci gestem zejść na dół.
Zohan:
Trafiłeś, wielokrotnie, acz nie uszkodziłeś tym jego sypkiego ciała. Tak czy inaczej, potwór zbiegł, co wywołało frustrację pozostałych członków drużyny.
Wiewiur:
Niewiele to dało, a monstrum zdołało uciec, co wzbudziło ogromną wściekłość pozostałych łowców i najemników. -
-
-
-
Kuba1001
Wiewiur:
‐ Płacą nam za każde zabite lub schwytane monstrum, idioto, więc jesteśmy już kilka stów w plecy. A teraz przydaj się do czegoś i posprzątaj z resztą to pobojowisko, nici z odpoczynku, ruszamy dalej. ‐ powiedział i ogłosił głośniej, chyba do wszystkich: ‐ Choćby nogi wlazły Wam w dupę po kolana, nie będzie odpoczynku aż nie odbijemy sobie tej straty. Jasne? ‐ spytał i nawet nie czekając na odpowiedź odszedł do reszty łowców.
Vader:
Ciemno, zimno, wilgotno i do domu daleko, ale w końcu znalazłeś się gdzieś pod ziemią, o czym świadczyły powyższe oraz brak jakiejkolwiek podłogi, a jedynie ubite stopami przechodzących tędy ludzi. Cóż, oby było to błoto.
‐ Tędyk. ‐ powiedział Goblin, wskazując Ci drogę zapaloną dopiero co pochodnią.
Taczka:
Tarcze, worki, manekiny, drewniana broń i inne pierdoły niezbędne, aby uczyć się walki wręcz, bronią białą i miotaną czy też utrzymać wyćwiczone już ciało w dobrej kondycji. -
-
-