Miasto Ur
-
-
-
-
Kuba1001
Zohan:
‐ A cztery złotniki masz? Bo bez tego to ja Ci nawet kromki nie sprzedam.
Taczka:
‐ Ur nigdy nie było bezpieczne, niezależnie czy kręciły się tu Wampiry, czy nie. Jakieś resztki tych obmierzłych krwiopijców wciąż mogą się gdzieś czaić i chcieć się zemścić, jeśli nie na mnie, to na kimś z mojego bliskiego otoczenia. Poza tym zawsze możesz trafić na bardziej pospolitych bandytów. Myślę, że Rodo chętnie będzie Ci towarzyszyć.
Wiewiur:
‐ Zjedz coś i zajmij się sobą do południa, a wtedy ruszaj do karczmy “Pod Pustynnym Rekinem,” tam się spotkamy i wtedy dostaniesz swoje zadanie.
Vader:
Skrytobójcy i najemnicy, mimo iż w mniejszej ilości niż wcześniej, byli zbyt zajęci mordowaniem się wzajemnie, aby zwrócić na Ciebie uwagę. -
-
-
-
-
-
-
-
Kuba1001
Wiewiur:
Miałeś pod dostatkiem chleba, mięsa wszelkiej maści, owoców, warzyw, produktów mlecznych i tym podobnych.
Vader:
Ach… Owszem, udało się i skrytobójca padł martwy, jednakże w tym samym czasie zginęło trzech innych najemników i stosunek sił przedstawia się następująco: Czterech skrytobójców, Ty, ten ciężko ranny najemnik, któremu pomogłeś i jeszcze jeden podwładny Smoka.
Taczka:
Być może przeczuwał, że ta rozmowa nadejdzie, więc usiadł wygodniej w fotelu i westchnął.
‐ Czyżby? Co masz na myśli? -
-
-
-
Kuba1001
Vader:
Atak nożami dał niewiele, podobnie jak kuszą, bowiem przed trafieniem skrytobójca użył Magii Pyłu i w ten sposób uniknął pocisku. Jego towarzysze ruszyli do ataku, a on ponownie “rozpadł się,” aby ruszyć pod tą postacią w Twoim kierunku.
Zohan:
‐ To prowiant nie będzie wspólny? ‐ zdziwił się. W sumie racja, jeśli będzie mieć swoje zapasy, to prędzej podejmie ucieczkę, co byłoby mu trudniej zorganizować bez stosownych zapasów sucharów i wody.
Taczka:
‐ Mówiłem, że nie jestem prowincjonalnym szlachcicem, ale Lordem Ur, a teraz być może niedługo wodzem całego kraju, więc nic dziwnego, że mam napięty grafik, jednakże obiecuję, że cały jutrzejszy dzień poświęcę Tobie, zgoda? -
-
-
-
Kuba1001
Taczka:
‐ Nie, jutro poświęcę Ci cały dzień, później już jakąś jego część, ale nie powinno być takiego, w którym nie będziemy się w ogóle widywać.
Vader:
W porę się przemienił w swą cielesną formę, ale wystawił się w ten sposób na zwykłe ataki.
Max:
Drogę na miejsce znałeś niemalże na pamięć, zlecał Ci zadania od dawna. Wiedziałeś więc, że niepozorny dom to naprawdę jego bogate lokum, a Ci kręcący się w pobliżu żebracy to zakamuflowani strażnicy, zaś gdzieś w oknach budynków czają się również kusznicy. Niby znasz i okolicę, i jego, ale i tak zawsze czujesz się tu nieswojo…