Miasto Ur
-
-
Kuba1001
Taczka:
‐ Mam jeszcze godzinę czy dwie na złapanie oddechu, nim będę musiał się tym wszystkim zająć.
Wiewiur:
Sądząc po pozycji słońca na niebie i niezbyt wesołych minach smażących się na nim ludzi chyba już wybiła odpowiednia godzina.
Max:
Szło sprawnie, dopóki ktoś nie wpił Ci boleśnie ostrza sztyletu, noża bądź krótkiego miecza w kark, gotów w każdej chwili wbić go głębiej.
‐ A Ty co? ‐ prychnął, chwytając Cię dodatkowo za ramię. ‐ Zgubiłeś się?
Vader:
Wypadałoby tylko trafić, co nie udało Ci się przez unik skrytobójcy, który chwilę później dobył dwóch sztyletów i rzucił się na Ciebie, dwoma poziomymi cięciami próbując pociąć Twoje gardło. -
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
Kuba1001
Taczka:
‐ A chcesz coś zaproponować, aby urozmaicić mój grafik?
Zohan:
Pokiwał głową i odszedł, po kilku chwilach wracając z sucharami i suszonym mięsem, a więc tym, co zawsze jada się w podróży, oraz bukłakami pełnymi wody i wina, osobno i razem.
Max:
//Na PW.//
‐ Jesteś to w stanie jakoś udowodnić? -
-
-
-
Kuba1001
Max:
‐ Tacy z nich żebracy jak ze mnie filozof. ‐ mruknął ze śmiechem i odszedł, zabierając ze sobą też swoje ostrze.
Vader:
Tym razem padł martwy. Jak się okazało, był ostatnim z zabójców, poza Tobą został tylko ranny Ork oraz roztrzęsiony Goblin, ten sam, który Cię zwerbował do służby Smokowi.
Taczka:
‐ To się zdarza tylko wtedy, gdy opuszczam miasto, tutaj brakuje takich ekscesów. -