Miasto Ur
-
-
-
Kuba1001
Max:
No jasne, o ile go dogonisz, bo był za daleko, aby go chwycić, a tym bardziej, żeby dać się porazić. No i ciągle zwiększał dystans, z każdą chwilą.
Wiewiuir:
‐ Pani. ‐ westchnęła osoba, o dziwo rzeczywiście damskim głosem. ‐ I nie. To Ty masz zapewnić mi ochronę?
Taczka:
‐ Myślę, że coś by się znalazło, ale jestem otwarty na Twoje pomysły i sugestie.
Zohan:
Mogłeś to równie dobrze zrobić, zajmując już teraz jakieś przyzwoite miejsce na wozie, bo pomocy w ładowaniu ostatnich towarów nikt od Ciebie nie wymagał.
Vader:
No, a do tego Ork. -
-
-
-
-
Kuba1001
Zohan:
I tak oto opuściliście miasto.
//Zmiana tematu, zacznę. Nie, sam nie wiem jeszcze gdzie i kiedy, informować będę na PW czy coś.//
Wiewiuir:
‐ Nie wyglądasz.
Max:
Trafiłeś, ale było to za mało, aby go powalić, kawał z nieco kowala, a do tego młodego, w pełni sił i nabuzowanego adrenaliną. Mimo to, znacząco zwolnił, głównie przez to, że zaczął kuleć.
Vader:
Biorąc pod uwagę, że jesteście tutaj tylko Wy dwaj, to najpewniej nikt. -
-
-
-
-
-
Kuba1001
Max:
Gdyby nie kolejne trafienie już zniknąłby Ci z oczu, ale nawet mimo to czołgał się w kierunku wejścia do bocznej uliczki.
Wiewiur:
‐ Nie imponujesz wyglądem (w sensie, że gabarytami, siłą i tak dalej, żaden z Ciebie stereotypowy goryl czy kizior), kreatywnością też nie grzeszysz…
Vader:
Czemu więc miałbyś zrobić to tutaj?
Taczka:
‐ Spokojnie, już moja w tym głowa. -
-
-
-
Kuba1001
Wiewiur:
//Co nie zmienia faktu, że tak zwyczajnie nie wyglądasz.//
‐ Gdybym potrzebowała tępego mięśniaka to już dawno otaczałby mnie kordon Orków.
Vader:
Rychło w czas, bo Goblin właśnie wrócił.
Max:
Udało Ci się, pozostali Lichwiarze również opuścili kuźnię, więc tam zapewne robota już skończona. -
-