Archipelag Sztormu
-
Kuba1001
Taczka:
Chaty zaczęli opuszczać ich mieszkańcy i po chwili zebrał się tam spory tłumek kobiet, dzieci i starców.
‐ Nie widzę nigdzie mężczyzn. ‐ powiedział Mag, szykując się do inkantacji zaklęcia. ‐ Nie podoba mi się to…
Jak na zawołanie powietrze przeszył świst prymitywnych strzałek wystrzelonych z dmuchawek, strzał wystrzelonych z łuków i ciśniętych oszczepów, zaś z dżungli wypadli wykrzykujący rozmaite słowa i okrzyki wojenne wojownicy z lokalnego plemienia, zbrojni w broń wykonaną z drewna, kości, krzemienia,a w jednym czy dwóch wypadkach również w włócznie o grocie z akwamarynu.
Wiewiur:
‐ Może być i do Ciebie. ‐ odparł. ‐ Ale coś czuję, że potrzebują naszej pomocy. Lub będą jej potrzebować. ‐ dodał, mając zapewne na myśli wysłanych do wioski marynarzy.
Ekspedycja:
Abby:
‐ I tym się właśnie martwię, bo z jednej strony mógłbym chlać za to kilka miesięcy, a z drugiej to świetnie byłoby to pokazać wnukom i opowiedzieć różne niestworzone i wymyślone historie… Cholera, z tym że ja nie mam wnuków…
Max:
Trafiłeś na tyły, gdzie to wszystko nie było ułożone tak elegancko jak z przodu, ale rozrzucone wszędzie, bez jakiegokolwiek ładu i składu.
‐ Posprzątaj to i posegreguj, jak Ci się coś spodoba to pokaż, może będziesz mógł wziąć. Będę w kambuzie, dziś moje popisowe szkarłupnie w sosie własnym! ‐ krzyknął jeszcze już na odchodnym, właściwie będąc w drzwiach pomieszczenia. Cóż, nieźle się wkopałeś…
Kazute:
‐ Wtedy? Oczywiście, że tak, w końcu przygoda to ryzyko, prawda?
Vader, Rafael, Wiewiur:
Wybór padł na jakiegoś ludzkiego łucznika, w sumie dobrze, w razie ucieczki zapewni Wam osłonę swoimi strzałami. Niemniej, resztą drużyny wkroczyliście do dżungli, pełnej nowych obrazów, smaków, zapachów, dźwięków i licznych istot żywych, które je wydają… Jednakże na razie nic nie wskazuje na to, żeby z krzaków miało coś wyleźć i Was pożreć. -
-
-
-
-
-
-
Kuba1001
Taczka:
Jeden tubylec padł od bełtu z kuszy, czterech innych zabił Mag, ale pozostali dobiegli do Waszych szeregów z dzikim rykiem. Tak to się szczęśliwie złożyło, że masz aż dwie szanse na przetestowanie swojej nowej broni, gdyż rzuciło się na Ciebie dwóch dzikusów, z czego jeden zbrojny był we włócznię i dużą tarczę, a drugi dysponował drewnianą maczugą, którą to od razu spróbował zadać Ci cios, biorąc zamach zza pleców.
Wiewiur:
‐ Jeśli już miałbym się do kogoś zwracać, to prędzej do samego siebie. ‐ odburknął i ruszył w kierunku burty, aby oprzeć się o nią i obserwować dalej potyczkę.
Ekspedycja:
Kazute:
‐ Opowiesz mi o nim? Na przykład o jakiejś swojej misji?
Abby:
‐ Tutaj to nie za bardzo. ‐ odparł, drapiąc się po głowie. Po chwili odszedł, najwidoczniej zajęty własnymi sprawami.
Max:
Jak na razie szło równie szybko i sprawnie, co monotonnie, a i nic ciekawego jeszcze Ci się nie trafiło.
Vader, Wiewiur:
Jak na razie nie napotkaliście nic groźnego, a nawet znaleźliście istny skarb w postaci źródełka z czystą wodą pitną, która była jednym z głównych wymagań podczas zakładania osady, a samo doprowadzało wodę trzema strumykami do sporego stawku, skąd uchodziło przez pojedynczą rzeczkę do morza. -
-
-
-
-
-
-
-
-
-
Kuba1001
Taczka:
Udało się, ale to wcale nie znaczy, że zginął tak od razu. Miał jeszcze chwilę życia przed sobą, którą wykorzystał, aby jednak zadać swój cios, choć był już umierający, więc nie rozłupał Ci czaszki, ale uderzył potężnie w Twój prawy bark, najpewniej eliminując całą kończynę z walki, a miałeś problem z drugim dzikusem, który wykorzystał okazję, a dodatkowo był nabuzowany po śmierci kompana, rzucając się na Ciebie z dzidą, jednocześnie osłaniając większość ciała tarczą.
Wiewiur:
‐ Zależy od rasy, preferencji, charakteru, wieku i wielu innych czynników. ‐ odrzekł. ‐ W Twoim przypadku może być trudno.
Ekspedycja:
Abby:
No cóż, przez jakiś czas szło dobrze, ale w końcu skończyło się, jak wszystko co dobre.
‐ Baaaaaaczność! ‐ wydarł się zza Twoich pleców kapitan. ‐ Wszyscy żyją?!
Max:
Listy, przede wszystkim, także nieco map. Znacznie ciekawszy był jakiś wisior, który to znalazłeś pod starą mapą wybrzeży Nirgaldu.
Kazute:
Wsparł głowę o dłonie i zaczął wpatrywać się w Ciebie, oczekując aż zaczniesz opowieść.
Vader, Wiewiur, Rafael:
Idąc dalej moglibyście przysiąc, że coś tam w wodzie chlupnęło, ale że nie było to nic nadzwyczajnego, to ruszyliście dalej, gdzie to nie zauważyliście nic niepokojącego, dopóki do Waszych uszu nie doleciał dźwięk bzyczenia much, a do nozdrzy ‐ odór śmierci. Po chwili ujrzeliście kilka jakichś lokalnych zwierząt, zmasakrowanych tak, że ciężko było je rozpoznać, choć w równym stopniu można winić za to zaawansowany stan rozkładu. -
-