Archipelag Sztormu
-
Kuba1001
Taczka:
Skinął głową i czekał na drugiego, brakującego, śmiałka.
Wiewiur:
‐ Owszem. Dlaczego pytasz?
Ekspedycja:
Kazute:
‐ Spójrz, wracają. ‐ powiedział, wskazując na szalupę oraz marynarzy, którzy dopiero co wrócili z wyspy.
Max:
Może marynarze, którzy dopiero co wrócili ze swej lądowej eskapady?
Abby:
‐ Pesymista z Ciebie, ja zawsze cieszyłem się ze wszystkiego, nawet jak straciłem dłoń… I oko… I palce innej dłoni… A z nogą to miałem najwięcej śmiechu.
Vader:
Trafiłeś na kapitana, który to odesłał do swej kajuty jedną ze swoich towarzyszek, a później spojrzał na Ciebie i uniósł brew.
‐ Więc…?
Wiewiur:
I tym sposobem wróciliście na okręt. -
-
-
-
-
-
Kuba1001
Wiewiur:
‐ Potrzeba mi jeszcze jednego ochotnika, więc co Ty na to? A jeśli nie to co, głuchy byłeś? Wydałem już rozkazy, więc wybieraj i ruszaj swój zad, bo czas to pieniądz, a obecnie go tracimy.
Ekspedycja:
Wiewiur:
Brak, więc chyba masz wolne.
Abby:
‐ Upie**olił mi ją wielki wąż morski… Mówię Ci, poczwara większa od Ciebie, fioletowa, z żółtymi ślepiami, obślizgłym cielskiem, wielkimi kłami… Zanim wbiłem mu harpun w łeb i posłałem w odmęty, zdążył zacisnąć zęby na mojej nodze. Wbiły się głęboko, ale jej nie odgryzły, sam musiałem się jej pozbyć, bo inaczej sku*wysyn pociągnąłby mnie ze sobą i tak by się ta historia skończyła.
Kazute:
‐ Muszę odbyć wartę na bocianim gnieździe do zmroku, więc nie mogę… Ale koniecznie opowiedz mi, gdy wrócisz!
Max:
Przy szykowaniu marynarskiego pochówku dla trupa swego kompana, przegryzionego na pół.
Vader:
‐ Jak na moje ta wyspa jest warta świeczki… Co Ty na to? -
-
-
-
-
-
-
-
-
Kuba1001
Wiewiur, Taczka:
Mag pokiwał głową, postał w miejscu krótką chwilę i ruszył w kierunku dżungli.
Ekspedycja:
Rafael:
Cóż, może by tak zacząć poszukiwania tej dobrej miejscówki od własnej kajuty?
Wiewiur:
Był tuż obok, w końcu razem władowaliście się do szalupy i popłynęliście na wyspę.
Vader:
‐ W takim razie, jak na moje, to w tydzień będzie można zostawić tu część ludzi, zapasy i płynąć dalej, tak? Popraw no mnie, jeśli się mylę.
Max:
Kojarzyłeś go z widzenia, jak każdego na tym okręcie, ale nic poza tym. Pogrzeb nie był długi, uroczysty czy skomplikowany, więc znów nie masz zajęcia.
Abby:
‐ Zależy gdzie się płynie, bo czasem nawet po portach się takie pałętają, ale wtedy z reguły kilka butelek rumu wystarcza. ‐ powiedział i zarechotał, aby później odkasłać i splunąć gdzieś na bok. ‐ Długo żyłem, wiele widziałem i niczego nie żałuję.
Kazute:
Pokiwał głową i oddał Ci broń, Ty zaś z usłyszanych od marynarzy strzępków rozmów zrozumiałaś, że jakaś bestia zabiła jednego z marynarz, którego pogrzeb właśnie zakończono, a także, że znaleźli tu źródło wody pitnej, jeden z najważniejszych czynników dotyczących zakładania osad w tej okolicy, bo wszystko, poza słodką wodą, mogliście zdobyć na miejscu. -
-
-
-