Archipelag Sztormu
-
-
Kuba1001
Wiewiur:
Opuszczone, gdzieniegdzie trafiły się jakieś przedmioty codziennego użytku. Najwidoczniej mieszkańcy opuścili je gdy tylko zobaczyli Wasz okręt na horyzoncie, a później skryli się w dżungli, pozostawiając budynki jako przynętę, która miała pomóc wojownikom w zabiciu Was. Cóż, nie wyszło, a teraz najpewniej będzie musieli przeczesać całą wyspę, aby mieć z głowy ewentualne ataki tubylców, a także zdobyć niewolników na handel oraz do pracy przy wydobyciu akwamarynu.
Ekspedycja:
Vader, Wiewiur, Rafael:
Wspólnymi siłami z szat, pnączy, bambusa i reszty roślinności zdołaliście zrobić prowizoryczne nosze, na których umieszczono trupa. Przy okazji: Teren i ogółem okolica zabezpieczone.
Abby:
Poszło Ci sprawnie, a kucharz odebrał od Ciebie warzywa i zajął się nimi, jednocześnie wskazując na mięso, które należało pokroić.
‐ Jak się zaciągnąłeś? ‐ zagadnął, gdy w kuchni zapanowała cisza, ponieważ skończyły mu się szanty do nucenia.
Max:
Siedział na olinowaniu żagli, które najpewniej uznał za swoją grzędę, więc nie, nie robi nic ciekawego. -
-
-
-
-
-
-
-
Kuba1001
Taczka:
Skinął głową i czekał na drugiego, brakującego, śmiałka.
Wiewiur:
‐ Owszem. Dlaczego pytasz?
Ekspedycja:
Kazute:
‐ Spójrz, wracają. ‐ powiedział, wskazując na szalupę oraz marynarzy, którzy dopiero co wrócili z wyspy.
Max:
Może marynarze, którzy dopiero co wrócili ze swej lądowej eskapady?
Abby:
‐ Pesymista z Ciebie, ja zawsze cieszyłem się ze wszystkiego, nawet jak straciłem dłoń… I oko… I palce innej dłoni… A z nogą to miałem najwięcej śmiechu.
Vader:
Trafiłeś na kapitana, który to odesłał do swej kajuty jedną ze swoich towarzyszek, a później spojrzał na Ciebie i uniósł brew.
‐ Więc…?
Wiewiur:
I tym sposobem wróciliście na okręt. -
-
-
-
-
-
Kuba1001
Wiewiur:
‐ Potrzeba mi jeszcze jednego ochotnika, więc co Ty na to? A jeśli nie to co, głuchy byłeś? Wydałem już rozkazy, więc wybieraj i ruszaj swój zad, bo czas to pieniądz, a obecnie go tracimy.
Ekspedycja:
Wiewiur:
Brak, więc chyba masz wolne.
Abby:
‐ Upie**olił mi ją wielki wąż morski… Mówię Ci, poczwara większa od Ciebie, fioletowa, z żółtymi ślepiami, obślizgłym cielskiem, wielkimi kłami… Zanim wbiłem mu harpun w łeb i posłałem w odmęty, zdążył zacisnąć zęby na mojej nodze. Wbiły się głęboko, ale jej nie odgryzły, sam musiałem się jej pozbyć, bo inaczej sku*wysyn pociągnąłby mnie ze sobą i tak by się ta historia skończyła.
Kazute:
‐ Muszę odbyć wartę na bocianim gnieździe do zmroku, więc nie mogę… Ale koniecznie opowiedz mi, gdy wrócisz!
Max:
Przy szykowaniu marynarskiego pochówku dla trupa swego kompana, przegryzionego na pół.
Vader:
‐ Jak na moje ta wyspa jest warta świeczki… Co Ty na to? -
-
-
-