Archipelag Sztormu
-
Kuba1001
Taczka:
Cóż, zagłębiłeś się tym sposobem w dżunglę pełną nieznanych Ci dźwięków, ich źródeł, oraz roślin, zwierząt i tym podobnych.
Wiewiur:
W końcu znalazłeś jednego, a tak Ci się przynajmniej wydaje, bo kto inny stałby z założonymi rękoma i co najwyżej darł mordę na pracujących marynarzy, jak nie oficer?
Ekspedycja:
Wiewiur:
Sądząc po tym, że pieczenie innych krabów niezbyt zdawało egzamin, to powinieneś coś zrobić w inny sposób, zwłaszcza że on ma Cię gdzieś, gdyż jest zaabsorbowany walką z resztą najemników.
Vader:
‐ Wiemy? ‐ zapytał jeden półżartem, półserio, a reszta zaśmiała się. Cóż, morale ździebko podreperowane.
Max:
Udało Ci się, bolało jak cholera, z racji ząbkowanego grotu, a z rany polała się obficie krew, ale to było na tyle. O ile sama strzała nie jest zatruta, rzecz jasna.
Kazute:
Nic się nie zmieniło, może poza kolejnym bukłakiem wody i miską pełną owoców stojącą nieopodal wejścia. -
-
-
-
-
-
Kuba1001
Taczka:
Nic takiego nie dostrzegłeś, chyba że uważasz drzewa za równorzędnych sobie przeciwników.
Wiewiur:
‐ Było zadać to pytanie, zanim poszedłeś spać. ‐ odrzekł oficer ze śmiechem i wskazał na resztę marynarzy. ‐ Kolacja. Później możesz wziąć pierwszą wartę, jeśli tak bardzo chcesz zrobić cokolwiek.
Ekspedycja:
Wiewiur:
Wystarczyło ledwie kilka ciosów i przebiłeś się przez jego pancerz na odwłoku, a jeśli chodzi o to miękkie ciało, które było pod nim, to wystarczył już tylko jeden cios, aby uśmiercić monstrum.
Vader:
//Bingo.//
Kazute:
Jak najbardziej, najwidoczniej nikt nie miał zamiaru zwolnić go teraz z warty.
Max:
Zatamowałeś krwawienie, więc co dalej? -
-
-
-
-
-
Kuba1001
Taczka:
Zastałeś tam ostatnie prace oraz kolację, wyznaczanie wart i tym podobne.
Wiewiur:
//Dostałbyś ochrzan, gdybyś nie trafił na tak wyrozumiałą osobę.//
Cóż, dziś były aż dwa kotły, w każdym kipiał gulasz lub zupa, a do tego mieliście świeże ryby i inne owoce morza, nieco lokalnych owoców, płaskie placki robione przez tubylców, suchary i suszone mięso z pokładu statku oraz piwo i wodę do tego wszystkiego.
Ekspedycja:
Wiewiur:
Ulżyłeś sobie, wbijając broń w martwe ciało potwora (bo, jak napisałem, uśmierciłeś go wcześniej).
Max:
Piraci w dalszym ciągu przeważają, wypierając załogę okrętu coraz bardziej, ale przewaga liczebna jest po Waszej stronie.
Vader:
Najwidoczniej tak, licząc na jakieś rozkazy, które ułatwią większości, a najlepiej wszystkim, przeżycie tego starcia.
Kazute:
Pojawił się ten pierwszy, w chwili, gdy akurat skończyłaś przełykać ostatni kęs jakiegoś słodkiego owocu, chyba tego samego, który jadłaś wczoraj.
‐ Wódz pragnie Cię widzieć. ‐ powiedział krótko, wychodząc z namiotu, gdzie najpewniej miał zamiar na Ciebie zaczekać. -
-
-
-
-
Kuba1001
Wiewiur:
//Nie zapomniało się o innych tematach?//
Udało Ci się.
Ekspedycja:
Wiewiur:
//Nie zapomniało się o innych tematach?//
Strat własnych brak, a przynajmniej jeśli mowa o martwych, za to macie sporo rannych, a, jak na razie, oczyściliście dopiero plaże, pozostaje jeszcze reszta wyspy, głównie dzika dżungla.
Max:
//Nie zapomniało się o innych tematach?//
Innych strzelców już nie było, nie byłeś na szczęście jedynym łucznikiem bądź kusznikiem w tej załodze.
Kazute:
O dziwo, nie poprowadził Cię do chatki wodza, ale nad plażę, gdzie zastałaś go, gdy stał z rękoma założonymi za plecami, przypatrując się morzu. Wojownik i tłumacz zostali nieco z tyłu, ale Ty powinnaś raczej iść dalej.
Vader:
W większości biała, a więc rozmaite miecze, topory, włócznie, halabardy, sztylety i tym podobne. Około tuzina dysponowało łukami, a trzech kuszami. -
-