Kres Nadziei
-
-
-
-
-
JurekBzdurek
Kuba1001 pisze:‐ Tutaj na pewno będzie oczekiwać Cię ktoś, kto odbierze Twój meldunek, być może osobiście sam Lord Kettlos. Dziś ruszamy przeciw innym wrogom, a więc Twoje informacje przydadzą nam się później. Zbierz tyle, ile się da, w obecnej chwili wszystko, będzie ważne.
//Coś działo się w międzyczasie?
-
-
-
Kuba1001
‐ Maksymalnie tuzin, wedle własnego uznania. ‐ odparł Wampir po chwili namysłu i odszedł, zapewne również szykując się do wymarszu wraz z innymi krwiopijcami i Urukami. Rzecz jasna, zamek nie pozostanie bez obrony, w końcu od dawna jest on przystanią dla najgorszych szumowin, najemników, Mutantów, Demonów, Nieumarłych i innych potworów, a więc hałastry idealnej, do odstraszania potencjalnych oponentów.
-
-
-
-
-
-
Kuba1001
//Ku*waaa, zapomniałem.//
Pojawiłeś się niemalże znikąd, stając przed okazałą bramą i warownymi murami tej wampirzej twierdzy. Co ciekawe, teleportowałeś się na zewnątrz, nie w środku, tak jak tego pragnąłeś, co oznacza, że ktoś lub coś musiało pokonać wolę potężnego Strażnika…
Tak czy siak, Twoje przybycie zostało bardzo szybko zauważone, na murach i wieżach zaś zaroiło się od strażników: Wampirów, wszelkiej maści Nieumarłych, najemników wielu ras, głównie ludzi, Drowów, Orków i Goblinów, oraz garstka Demonów. Choć byli gotowi do walki, to nawet najbardziej tępa kupa mięcha w tym zbiorowisku nie była tak głupia, aby Cię sprowokować. Dlatego czekali, a po niecałym kwadransie wielką bramę otworzono i wyszedł z niej orszak składający się z czterech Wampirów, wszystkich elegancko, niemalże arystokratycznie, wyglądających, choć odzianych w przedniej jakości pancerze i zbroje, uzbrojonych w jednoręczne, długie lub dwuręczne miecze. Pomiędzy nimi kroczył dziwny Nieumarły, zapewne jeden z osławionych Liszy, choć mógł to równie dobrze być nawet Liszmistrz, których było jeszcze mniej. Na Arcylisza raczej nie ma co liczyć, tego obecnego znasz i wiesz, że rezyduje gdzie indziej i inaczej wygląda.
Lisz podszedł do Ciebie, wbijając w ziemię kostur. Wampiry rozstąpiły się, ale widziałeś po ich bladych twarzach, że najpewniej rzucą się na Ciebie na tylko jedno słowo czy skinienie swego pana.
‐ Zwę się Moandor i w zastępstwie mego pana, Kettlosa, zarządzą fortecą Kresu Nadziei. Kim jesteś, dziwny wędrowcze, i co Cię tu sprawdza? -
Bilolus1
Bardzo powoli spojrzał po Wampirach które go otaczały, wbijając swoje płonące, puste oczodoły prosto w ich spojrzenia, gdy jego wzrok spoczął na Liszu ‐ zapłonął on kolorem błękitnym, ukazując iż Strażnik przybył w pokojowych zamiarach.
‐ Witaj Moandorze, me imie zagubione wśród wieków, lecz śmiertelni nazywają mnie Strażnikiem, jestem Marenem, posłańcem. Przybywam tu w poszukiwaniu mych pobratymców, z dawien dawna nie było mnie w tych stronach, dlatego też spróbowałem przybyć tu w ów niezaproszony sposób, moja teleportacja została zakłócona.
-
Kuba1001
Upiór powoli skinął głową. Jako istota, która nie mogła umrzeć ze starości, bo była już martwa, podobnie jak otaczającego go Wampiry, nie miał w zwyczaju podejmować pochopnych decyzji, więc wszystko gruntownie przemyślał, co Ci nie przeszkadzało, miałeś przecież multum czasu. Lisz odezwał się dopiero po kwadransie.
‐ Nie wiem skąd wiesz, że żyje tu taki, o którym mówisz, ale nie mylisz się, Strażniku. Czego od niego żądasz? -
Bilolus1
‐ Rozmowy, łączy nas bowiem wspólny cel którego zdradzić w pełni nie mogę ‐ od tej misji zależy bowiem czy świat nie stanie w ogniu‐. Strażnik splótł swe dłonie za swymi plecami, oczekując na odpowiedź, jego głos miał tym razem zabrzmieć donioślej, bardziej przekonująco ‐ jako mistrz magii dźwięku włożył w to tone starania‐.
-
Kuba1001
Takie sztuczki chyba nie działały na ogół Nieumarłych lub na tego jednego konkretnego Lisza, ponieważ nie dał się od razu przekonać i potrzebował blisko trzy razy więcej czasu do namysłu, aby Ci odpowiedzieć.
‐ Zgoda. ‐ odrzekł w końcu, unosząc jednak kościsty palec. ‐ Ale nie mogę wpuścić Cię do Kresu Nadziei bez zgody mojego pana, Kettlosa, którego tu nie ma, więc cała rozmowa odbędzie się tutaj, przed bramą. Zaczekamy w pobliżu, dopóki się nie skończy, tak daleko, aby Wam nie przeszkadzać, i tak blisko, aby móc zareagować. Czy przystajesz na te warunki, Strażniku? -
-
Kuba1001
Lisz skinął głową, a jeden z Wampirów pospiesznie się oddalił. Po kilkunastu minutach wrócił, wraz z szóstką swoich pobratymców, mających wzmocnić siły Moandora, gdyby przyszło co do czego, i musieliby stawić Ci czoła. Za nimi powoli kroczył ten, które szukałeś: Dziwny stwór, jeszcze ani razu nie miałeś okazji zobaczyć podobnego, choć fakt, że Wy wszyscy różnicie się od siebie tak jak śmiertelni od siebie.
Maren stanął przed Tobą, w odległości zaledwie półtora metra, a choć nie widziałeś jego twarzy pod kapturem, wiedziałeś, że świdruje Cię wzrokiem tak bardzo, że niemalże przebija się przez Twój pancerz.
Moandor odszedł, wraz ze swoimi Wampirami, na jakieś dziesięć metrów, tak jak obiecał, więc raczej spokojnie możecie odbyć rozmowę.