Your browser does not seem to support JavaScript. As a result, your viewing experience will be diminished, and you have been placed in read-only mode.
Please download a browser that supports JavaScript, or enable it if it's disabled (i.e. NoScript).
Nie czekałeś długo, bo dość szybko usłyszałeś dzwonek, którym kucharz zawsze obwieszczał najbardziej lubianą przez wszystkich porę ‐ porę na przygodę, znaczy się: na posiłek, bo przygody przeżywacie pewnie cały czas, nieprawdaż?
Tak, a ten dzień to potwierdzał. No cóż, pora się udać na kolację.
Wszyscy stali w kolejce z miskami i łyżkami, a kucharz dużą chochlą nabierał pomidorowej ze swego gara.
Sam się również ustawił w kolejkę. Kapitan to kapitan, ale na pomidorową każdy musi czekać.
Pech chciał, że stanąłeś na końcu, ale i tak trafiłeś wreszcie do gara, gdzie otrzymałeś swoją porcję, dwa razy większą, jak to kapitan.
‐Dzięki Ruszył do stołu.
Jak zwykle zasiadłeś na swym zwyczajowym miejscu.
Jadł więc, przy okazji obserwując innych i słuchając ich rozmów.
Rozmawiali o sprawach dnia poprzedniego, czasem też o kliencie, którego nawiasem mówiąc tu nie ma.
Ouh, przegapia historię i kolację. Podejrzane. Zjadł, podziękował i ruszył na poszukiwanie klienta.
Zastałeś go tam gdzie wcześniej, czyli na Ciebie, opartego o burtę i wpatrzonego w morze.
‐Nie zamierzasz zjeść kolacji?
Nie odpowiedział.
Klepnął go w ramię.
Lekko podskoczył, omiatając okolicę i Ciebie zaskoczonym wzrokiem. ‐ Co? O co chodzi?
‐Zasnąłeś?
‐ Na to wygląda. Coś mnie ominęło?
‐Kolacja. Na szczęście w połowie.
Skinął głową i zaczekał, aż odprowadzisz go do kambuza.
Zaprowadził go do kuka, który miał mu przydzielić posiłek.