‐ Te liczby ciągle się zmieniają, głównie poprzez wzajemne chwytanie członków plemienia, choroby, głód, walki, polowania, klimat czy wypadki, ale ta liczba to zawsze od kilkunastu do kilkudziesięciu osobników.
Najwidoczniej inni mieli podobne pytania, co Ty, lub nie mieli ich wcale, więc dzięki temu rzeczywiście był to koniec i wróciliście do swej kwatery, brodząc po kolana w śniegu (nieco ponad pas w wypadku Krasnoludów oraz Goblina i do łydki w wypadku Orkologa)
Niestety lekki jak elf nie był, więc nie mógł sobie chodzić po samym szczycie śniegu, ale zaraz wtedy wkroczył do środka i pierw rozsiadł się w jakimś wygodnym fotelu przed kominkiem, by też się nieco ogrzać.
Wszyscy, poza Orkologiem i Goblinem, przyjęli tę strategię, zasiadając na miejscach przy kominku lub też dostawiając tam inne. Nie minęło też wiele czasu, nim zrobiło się Wam przyjemnie i ciepło.
Reszta właściwie to robiła, byli zmęczeni podróżą, więc szli do siebie, czasem biorąc coś na ząb. Jedynie Orkolog nie fatygował się do pokoju, ale zasnął tam, gdzie siedział.
Obfitość skór i futer na Twym łożu pomogła zniwelować chłód, jaki wdzierał się do pokoju każdą wolną szczeliną, i stosunkowo dobrze przespać całą noc, budząc się nad ranem, jak każdy w wiosce, poprzez stereotypowe pianie koguta.
Wyszedłeś z pokoju akurat w idealnym momencie, żeby zobaczyć podgwizdującego pod nosem Krasnoluda, który bez problemu otworzył drzwi, wyszedł na zewnątrz i zamknął je za sobą.