Uwijając się z pożarciem tego wszystkiego zabrał swoją lunetę, po czym udał zebrał w sobie energię i skoczył w stronę bocianiego gniazda łapiąc się lin i wchodząc do niego, jak zwykle wypatrywał czego się dało.
Wyspa okazała się bardzo mała. Tylko piach i kilka palm. Ale stojąc na wyspie widać było wiele innych. Były ich dziesiątki. Setki. Większe i bardziej zielona niż ta.