Your browser does not seem to support JavaScript. As a result, your viewing experience will be diminished, and you have been placed in read-only mode.
Please download a browser that supports JavaScript, or enable it if it's disabled (i.e. NoScript).
‐Ach, pełen energii w dobrym tego słowa znaczeniu.‐ Powiedział do siebie i wstał po chwili się przeciągając, a potem udał się na śniadanie.
Na stole było to samo co na kolacji, ale dziś dali mięso. W dość sporej ilości.
‐Nareszcie mięso, trzeba mieć sił przed wyprawą.‐ Pomyślał, po czym wziął swój przydział i zaczął go żreć.
Zarówno Ty jak i marynarze szybko uwinęliście się z posiłkiem. Kapitan kazał Wam iść na stanowiska.
Uwijając się z pożarciem tego wszystkiego zabrał swoją lunetę, po czym udał zebrał w sobie energię i skoczył w stronę bocianiego gniazda łapiąc się lin i wchodząc do niego, jak zwykle wypatrywał czego się dało.
Jak na razie nic. Wszędzie woda. Statek ruszył w nieznane kierując się na południe. Na Archipelag Szturmu.
Postanowił zatem nieco odpocząć sobie w bocianim gnieździe, wyjął lunetę dopiero wtedy gdy dało się coś zauważyć na horyzoncie bez niej.
//Przewinąć akcję o kilka dni? I tak wszystko będzie działo się rutynowo.//
//Proszę bardzo.
Po kilku dniach podróży zobaczyłeś coś co odmieniło krajobraz, który widziałeś dzień w dzień. Mianowicie była to wyspa.
‐Czyżbyśmy już dopływali do samego archipelagu, kapitanie?‐ Spytał spoglądając lunetą na wyspę.
‐ To jedna z pierwszych wysp, ale spokojnie. Będzie ich o wiele więcej.
‐W końcu archipelag… Cała załoga idzie rozejrzeć się po wyspie?
‐Jasne, że nie wszyscy. Idę ja, kilku uzbrojonych ludzi, balista i jej obsługa i Ty. Przyda mi się ktoś z takim okiem. I nie tylko.
‐Zatem czekam aż tylko zrzucimy kotwicę, wyczekuję tylko jakiejś porządnej przygody!‐ Rzekł śmiejąc się nieco i czekał aż dopłyną do wyspy.
Galera rzuciła kotwicę 70 metrów od wyspy. Kapitan zabrał ludzi do zbrojowni.
Zszedł zatem z bocianiego gniazda biorąc ze sobą lunetę i czekał aż mężczyźni wyjdą ze zbrojowni, samemu niczego nie potrzebował.
Wyszli dość szybko uzbrojeni w halabardy, miecze, sztylety, kusze i bełty w kołczanach.
‐No to pora ruszać.‐ Powiedział, po czym najpewniej poszedł ze wszystkimi do szalupy.
Szalupę zrzucono na wodę i marynarze zaczęli wiosłować. Łódź zbliżała się do wysepki.