Zajazd konny "Biały Jeleń."
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
Kuba1001
FD_God:
Uczył się więc pilnie, gdy będzie miał okazję to może kiedyś wypróbuje te ogniste pociski i ogniste lance.
Bilo:
‐ A co Ty niby zrobiłeś? ‐ zapytał.
Lunaaax:
Weszłaś do zajadu pełnego nie tylko Twoich towarzyszy, ale też innych, spitych już, klientów. Jeden z nich, ludzki mężczyzna o żółtych zębach i czarnej brodzie, podszedł do Ciebie z oddechem cuchnącym piwem, cygarami i wieloma innymi woniami. Jedną rękę położył Ci na ramieniu, drugą złapał Cię za tyłek.
‐ Aaa co taka panienka robi sama, w tak odludnej karczmie? -
-
-
Rafael_Rexwent
Rafael swoim cichym, dyskretnym krokiem niemalże wkradł się do karczmy, przez nikogo nie zauważony. Natomiast on doskonale widział całe towarzystwo. Zarówno i towarzyszy podróży, którzy zajmowali się swoimi sprawami, jak i klientów karczmy w stanie klasycznego upojenia alkoholowego. Do nozdrzy Łaka dotarła cuchnąca mieszanka odoru potu, alkoholu i smrodu tytoniu. I trzeba przyznać, że ta “wiązanka” była bardzo trudna do zniesienia. Swoimi uszami Rexwent wyłowił gwar rozmów, stukot kufli i naczyń, czy odrażający odgłos bekania i siorbania przy piciu piwa. Czyli mówiąc krótko ‐ “Biały Jeleń” nie różnił się zbytnio od innych takich przybytków.
Całą uwagę Rafaela zwróciło jednak ordynarne zachowanie mężczyzny, który zaczął przystawiać się do Selene. Jak na razie jeszcze nie interweniował, bo z jednej strony żywił nadzieję, że kobieta sama zdzieli natręta solidnym “plaskaczem”, a z drugiej sądził, iż jednak niedoszły amator płci przeciwnej będzie miał na tyle rozumu, by odstąpić od Elfki. Ale przezorność przede wszystkim, więc cichaczem stanął ledwie kilka kroków od Selene i czarnobrodego, gotów w każdej chwili zareagować. -
-
-
-
-
Rafael_Rexwent
Rafael nie mógł ukryć szelmowskiego uśmiechu, który pojawił się na jego twarzy na widok ruchu dziewczyny. Uderzenie było aż tak soczyste, że głośny plask był doskonale słyszalny. Ale zapewne znacznie bardziej ucierpiała duma czarnobrodego mężczyzny, o ile ją miał.
Łak miał jednak przeczucie, iż “niedzielny adorator” nie popuści tak łatwo zdobyczy, a otumaniony alkoholem i rozwścieczony ciosem w policzek, zrobi jeszcze krzywdę drobnej Vee. Rexwent bywał w wielu karczmach i dlatego spodziewał się takiego scenariusza. Wolał nie myśleć, co stałoby się z dziewczyną, gdyby była tutaj sama. Niemniej należało zdusić ewentualne zagrożenie w zarodku.
‐ To chyba znaczy “odejdź” ‐ zwrócił się oschłym i nieznoszącym sprzeciwu tonem do napastującego towarzyszkę klienta. W jego głosie było coś z groźnego mruczenia jak u dzikich kotów. W międzyczasie znalazł się tuż przy Vee, by w razie czego ochronić ją przed atakiem. Większość klientów karczmy mogłaby przysiąc, że w oczach Rafaela pojawił się dziki, koci błysk. Łak miał teraz nadzieję, iż niedoszły napastnik odejdzie od dziewczyny i da jej spokój.