‐ Oczywiście. ‐ potwierdził i uznał, że wszystko jasne, więc ruszył w drogę powrotną.
‐ Uważajcie. Podobno zbliżają się Paladyni i cała reszta tej świetlistej hałastry. ‐ dodał jeszcze na odchodnym.
‐Zależy ile to ich będzie, jak za wiele to raczej się cofniemy. Zasypią nas magią to nie będzie miło. No to jedziemy chłopaki.‐ Rzekł jadąc ogarem w stronę wioski.
‐Dobra, rozdzielić się każdy na osobny domek… Ja do największego idę.‐ Skinął głową do swoich, po czym zszedł z ogara i właśnie taki postarał się odnaleźć. Może jakiego sołtysa był.
‐Jakiż słodziutki widok…‐ Rzekł, po czym podszedł bliżej nich by zmienić broń na swój korbacz i zaraz po tym wykonać serię uderzeń na klatki piersiowe obu osób, jednak tak by obie osoby dało się w miarę nieść.
‐Ugh, nie nadają się do walki czy czegokolwiek…‐ Powiedział wychodząc z pokoju by zabrać parkę rodziców z łóżek i wystawić ich na jakieś zbiorowisko na zewnątrz.