‐Dobra, rozdzielić się każdy na osobny domek… Ja do największego idę.‐ Skinął głową do swoich, po czym zszedł z ogara i właśnie taki postarał się odnaleźć. Może jakiego sołtysa był.
‐Jakiż słodziutki widok…‐ Rzekł, po czym podszedł bliżej nich by zmienić broń na swój korbacz i zaraz po tym wykonać serię uderzeń na klatki piersiowe obu osób, jednak tak by obie osoby dało się w miarę nieść.
‐Ugh, nie nadają się do walki czy czegokolwiek…‐ Powiedział wychodząc z pokoju by zabrać parkę rodziców z łóżek i wystawić ich na jakieś zbiorowisko na zewnątrz.
‐Tamci się pewnie lepiej bawią… Pozostało zatem ruszyć do innego domostwa i w nim zrobić raban i zniszczenie.‐ Z taką myślą postanowił odwiedzić inny dom.