Diabelski Kanion
-
-
Kuba1001
//Liczyłem, że po prostu go kropniesz, wtedy miałbyś nie tylko pierwszą, ale i jedną z najgłupszych śmierci w PBF’ie.//
Udało się, a z tak bliskiej odległości nie mogłeś chybić, jemu też ciężko byłoby wykonać unik. W chwili, gdy kula wwierciła się w jego czaszkę, Ty dostrzegłeś dwóch Amaksjan wracających do jaskini, najpewniej pierwszych z wielu. -
-
-
Radiotelegrafista
// To się nie nazywa śmierć, to się nazywa pobudka w internacie. Mylisz pojęcia. //
Wciąż osłaniając się ogniem podszedł bliżej ludzi przeznaczonych na ofiarę i jedną dłonią wciąż mierząc w nadciągających tubylców, złapał nóż w drugą i rozciął więzy pętające ludzi. Oczywiście, nie bawił się rozcinanie wszystkich, a tylko dwóch najbliższych. Jednemu dał nóż, by uwolnił resztę, drugiemu Needle’a by w razie czego wspomógł go ogniem i odwrócił uwagę Amaksjan od pojedynczego celu. Trochę żałował, że po opadnięciu iluzji ci widzieli go w mivvockiej, naturalnej formie, ale przecież nie wycofa się stąd z tak błahego powodu.
-
-
Radiotelegrafista
// Nie dość, że Fatalista, to jeszcze pesymista. //
Co by nie zrobił i tak zginęliby na ołtarzu, więc można uznać to za sukces, bo przynajmniej udało mu się ich uwolnić, nie?
— Jest stąd inne wyjście?! — Zapytał dosyć głośno uwolnionych przez siebie ludzi. Zabrał się za najszybsze ładowanie bębna rewolweru, zakupienie dodatkowej amunicji w Dodge było dobrym pomysłem. Liczył też na to, że osoba której podał Needle’a nie będzie siedziała bezczynnie. -
//Człowiek renesansu.//
Zaprzeczyli, Ty w sumie też widziałeś, że za nimi nie ma nic poza pogrążoną w półmroku litą skałą, końcem jaskini, z którego rzeczywiście nie było żadnego wyjścia. Udało Ci się w porę przeładować broń, bo pierwszy z tubylców jest już obok ołtarza, około ośmiu metrów od Ciebie. -
Bez wahania wystrzelił kulę w jego stronę, mierząc w miejsce, które było względnie pewne - miejsce, w którym kark łączył się tułowiem.
-
Spudłowałeś haniebnie, dopiero drugi strzał skończył sprawę, a w tym czasie pojawiło się trzech kolejnych Amaksjan, również biegnących w Twoją stronę z rozmaitą, prymitywną, bronią białą bądź nawet gołymi rękoma, choć gdy weźmie się pod uwagę ich siłę, to i tak jest to wystarczająco dużo, aby Cię zabić.
-
W trzech, wielkich Amaksjan nie mógł spudłować, wtedy już nawet w lustro nie mógłby spojrzeć. Położył drugą dłoń na kurku i oddał trzy, szybkie strzały w nadciągających tubylców. Jeżeli to nie dało efektu, musiał liczyć na kolejną kulę i osobę, której podarował Needle’a. Bogowie dajcie, by miała ona choć trochę oleju w głowie.
-
Trafienie w takie wielkie cielsko to jedno, ale nie każde miejsce było na tyle żywotne, aby po trafieniu w nie położyć tubylca trupem na miejscu. W tym wypadku trafiłeś za każdym razem, ale tylko jeden Amaksjanin padł martwy, dwaj pozostali wciąż szli w Twoim kierunku, a choć mogą zginąć równie dobrze za kilka minut, sekund czy godzin, to wciąż byli cholernie niebezpiecznymi i jeszcze bardziej wkurwionymi tubylcami, którzy mieli tylko jeden cel: Najpierw zamordować Ciebie, a potem Twoich kompanów. Na szczęście jeden z nich wykazał się odrobiną pomyślunku i wypalił, a choć przez trzęsące się ze strachu ręce potrzebował aż trzech prób, to położył trupem kolejnego z Amaksjan. Na nieszczęście w tym czasie trzeci podszedł na tyle blisko, aby móc wziąć skuteczny zamach swoją maczugą, którą wycelował w Twoje żebra, co reż zresztą uczynił.
-
James nie miał zamiaru ryzykować nie pewnego strzalue, rzucił się w bok, choć by na posadzkę, byle by uniknąć pogruchotania kości w drobny mak przez ogromnego tubylca. Jeżeli unik się udał i mógł wykorzystać moment, wstrzelił w jego ciało kulkę, celując w górną część piersi.
-
Unik jak najbardziej się udał, ale tubylec i tak mógłby się uśmiechnąć, gdyby zdążył, widząc jak jego broń gruchocze żebra i sieje niesamowite spustoszenie w ciele jednego z uratowanych mężczyzn, który stał blisko Ciebie i nie zdążył uchylić się, tak jak Ty. Na szczęście, nim Amaksjanin wyrwał maczugę z jego ciała, Ty zdążyłeś go uśmiercić, a wielkie cielsko zwaliło się jak kłoda tuż obok Ciebie.
-
Cóż, James dawał mu raczej niskie szanse na przeżycie. Takie uderzenie mogło z łatwością i przetrącić cały kręgosłup trafionemu. Szkoda, ale trzeba było się skupić na tym, by spróbować ochronić resztę i samego siebie. Ponownie załadował rewowler, z strachem patrząc na malejącą ilość kul. Ilu Amaksjan jeszcze ciągnęło do jaskinii? Chyba, że mógł liczyć na moment spokoju.
-
Ciągnęło, ale tym razem używali większych kamieni, blokującego linię strzału ołtarza, i trupów własnych pobratymców, trzymanych przed sobą jak tarcze, aby zbliżać się do Ciebie z bronią białą na tyle, żeby zadać bezpośredni cios. Może i byli prymitywni, ale nie głupi, uczyli się na błędach, przez co Twoja sytuacja malowała się jeszcze mniej różowo, zwłaszcza że ocalały, któremu wręczyłeś broń, nie wytrzymał psychicznie i począł bez sensu marnować kule, strzelając do Amaksjan, których i tak nie mógł teraz zabić.
-
Świetnie, po prostu wybornie! James uciekł w bok, by móc z lepszej perspektywy wstrzelić się w “otarczowanych” Amaksjan. Jego plan zakładał szybsze okrążenie ich niż Ci byli w stanie obrócić się z ciężkimi defensywami i wtedy, wstrzelenie się. Swoją drogą, jak stał poziom jego energii magicznej?
-
Niemalże tak słabo jak poziom amunicji do rewolwerów. Jednakże kluczenie nie miało sensu, ponieważ zauważyłeś, jak kilku Amaksjan kieruje się do wyjścia z kanionu, krzycząc coś w swojej mowie. Potem usłyszałeś huk wystrzału ze strzelby.
-
Bogowie, dzięki wam! James zawołał w duszy, bo jeszcze przed chwilą był pewien, że ostatnią rzeczą jaką zdoła uratować będzie jego honor. Walka jednak nie była jeszcze bliska końca, więc z załadowanymi w bęben kulami próbował wychwytywać bystrym spojrzeniem karciarza tych krótkich chwil, w których mógł strzelić wprost w kruche punkty nacierających.
-
//Tylko kilku Amaksjan skierowało się do wyjścia, jeśli pójdziesz tam teraz, to prędzej czy później jeden z tych, którzy zostali i wciąż szli w Waszym kierunku, przyrżnie Ci w łeb pałą i na tym skończy się ta przygoda.//