Cóż, jubiler też może skupować złoto. Postsnawia się przed zatrzymać na parkingu. Po zgaszeniu silnika zwraca się do Pereł.
-Sprawa lekko służbowa, ale możecie ze mną pójść do tego całego ,Topaza", jak chcecie.
Widząc ich przerażenie, podszedł do nich i szeptem zapewnił, że to nie są rozumne istoty, tylko przedmioty wydobywane z ziemi i żaden nie przyjmuje nigdy świetlnej formy.
Dewey raźnym krokiem podszedł w jego stronę, uprzejmie się przywitał i od razu wysypał łagodnie kosztowności z woreczka na blat.
-Ile by pan dał za tą kupkę kruszcu?
Na szybko podliczył wartość tych kilku monet i trzech złotych, jednouncjowych sztabek, opierając się na cenie złota sprzed pół roku.
-Dziesięć tysięcy i są pańskie.
Dobra, wiedział co się święci. Znał ten ruch. Chciał, by się z nim pokłócił i mimowolnie obniżył cenę do nieopłacalnego stopnia. Ale Bill nie da sie podpuścić takim sztuczkom.
-Zgoda! - oznajnił niespodziewanie.
Sprzedawca zrobił lekko zdenerwowaną minę i wyjął z kasy osiem tysięcy i osiemset dolarów i podał je Billowi. Następnie wziął wszystkie kosztowności i je schował do mini sejfu.
-Dziękuję bardzo, proszę pana - powiedział, po czym, odpowiednio zwijając banknoty, wsadził je do woreczka, po czym podchodząc do miejsca ich pobytu zwrócił się do Pereł.
-No, to gdzie chcecie teraz iść? Mamy już pieniądze.
-Dobrze… to co powiecie na pochodzenie nazajutrz po sklepach? Teraz to ja padam i najchętniej bym wynajął jakieś pokoje w hotelu.
Kiedy to powiedział, wyszedł z jubilera wraz z Perłami i wsiadł do samochodu, po czym podjechał do znajdujācego się niedaleko trójgwiazdkowego hotelu.